Rządowa agencja Xinhua informuje, że „kadry innego pochodzenia”, pracujące w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA), zostaną „zobowiązane do znajomości języka tybetańskiego”.
Według władz lokalnych „obowiązkowe kursy” organizuje się już w ośrodkach administracyjnych wszystkich siedmiu prefektur regionu, a urzędnikom rozdano czterdzieści tysięcy egzemplarzy „Rozmówek tybetańskich”.
Xinhua cytuje przewodniczącego Xi Jinpinga, który podczas zeszłorocznej konferencji poświęconej „pracy etnicznej” miał powiedzieć, że „nie można służyć lokalnej ludności, nie znając lokalnego języka” – podkreślając jednocześnie, że mniejszościowe kadry muszą biegle znać mandaryński.
Według tybetańskich elit marginalizacja ojczystego języka – fundamentu tożsamości narodowej i rodzimej kultury – jest jednym z największym problemów, z którymi zmagają się dziś Tybetańczycy. O jego miejsce w administracji i systemie oświaty niezmordowanie walczył poprzedni Panczenlama, ale już na początku lat dziewięćdziesiątych władze chińskie dawały do zrozumienia, że promowanie tybetańskiego jest „niepraktyczne” i „nie przystaje do rzeczywistości” kraju. Wzmacnianie partyjnych struktur najniższego szczebla i kierowanie chińskich kadr już nie do miast, tylko wiosek i regionów pasterskich, jest osią strategii zacieśniania kontroli nad Tybetem.