W 2014 roku jedenaścioro Tybetańczyków wykrzyczało swój protest idąc w ogień. My, bliźni, jesteśmy im winni pamięć. Czterech pasterzy, czworo duchownych, chłop, właściciel myjni samochodowej i student. Dwie kobiety i dziewięciu mężczyzn, w tym trzech ojców. Najstarszy miał czterdzieści dwa, najmłodszy dziewiętnaście lat. Dwóch, ciężko poparzonych, przeżyło, dziewięcioro poniosło ofiarę najwyższą.
Między 27 lutego 2009 a 23 grudnia 2014 roku na terytorium Tybetu dokonało samospaleń sto trzydzieści pięć osób; i jeszcze pięciu ziomków za granicą. Było wśród nich dwadzieścia jeden kobiet.
Zginęło sto dziewiętnaście osób – sto szesnaście w kraju, trzy za granicą.
Dwa zeszłoroczne protesty miały miejsce w lutym, trzy w marcu, jeden w kwietniu, dwa we wrześniu i trzy w grudniu.
Epicentrum pozostawało wciąż w tybetańskim Amdo i Khamie: trzy osoby podpaliły się w Ngabie, dwie w Malho, trzy w Kardze, jedna w Gologu i dwie w Kanlho.
W ogień poszli dwudziestosiedmioletni Phagmo Samdup (koczownik, nie żyje), dwudziestopięcioletni Lobsang Dordże (właściciel myjni, nie żyje), dwudziestoośmioletni Dzigme Tenzin (mnich, nie żyje), dwudziestotrzyletni Lobsang Palden (mnich, nie żyje), trzydziestojednoletnia Drolma (mniszka, przeżyła), trzydziestodwuletni Thinle Namgjal (rolnik, nie żyje), czterdziestodwuletni Kunczok (koczownik, przeżył), dwudziestodwuletni Lhamo Taszi (student, nie żyje), trzydziestoczteroletni Sangje Khar (koczownik, nie żyje), dziewiętnastoletnia Cepe Dolma (koczowniczka, nie żyje), trzydziestosiedmioletni Kelsang Jesze (mnich, nie żyje).
Zdjęcia samospaleńców, ich protestów i pożegnalnych listów znamy tylko dzięki ich ziomkom, którzy nie ulękli się ogromnego ryzyka.
Za przekazywanie informacji o samospaleniach ukarano prześladowaniami, aresztowaniami i karami więzienia setki Tybetańczyków. Nie odstrasza to jednak innych, dzięki którym świat poznaje prawdę o sytuacji w Tybecie.
Na filmie, na którym zarejestrowano samospalenie Lobsanga Dordże, widać pożeranego przez płomienie człowieka ze złożonymi dłońmi. Niektórzy przechodnie pierzchają, słychać krzyki i szeptane modlitwy.
Lobsang Palden zostawił list pożegnalny, w którym dziękował za wychowanie matce, prosił bliźnich o okazywanie innym dobroci i apelował o braterstwo wszystkich nacji, zwłaszcza zaś o leżące w interesie obu stron, dobrosąsiedzkie stosunki z Hanami.
„Nasz rodak Thinle Namgjal z Dału – napisał jakiś ziomek pod zdjęciem, które pojawiło się w sieci – wydał się na pastwę płomieniom dla sprawy narodu tybetańskiego. Chwała i cześć bohaterom”.
„Kto tam płonie w ciemności? – pyta student Północno-Zachodniego Uniwersytetu Minzu. – Siła wyzwalana w tych sekundach lśni niczym kryształki śniegu. Ostatnia miłość Płaskowyżu. Kim jest ten nieustraszony posłaniec, ucieleśnienie prawdy? Odchodzisz, ale twoje ciało staje się modlitwą, szybującą ponad śnieżnym bezmiarem. Zostawiasz za sobą prześladowania i ból. Odchodzisz, lecz twą modlitwę podchwytują miliony”.
15 stycznia 2015