Według tybetańskich źródeł w Sangczu (chiń. Xiahe), w prowincji Gansu zatrzymano mężczyznę, który przed trzema laty pomagał przenieść zwłoki samospaleńca, żeby nie zabrała ich policja, która uniemożliwiłaby bliskim odprawienie tradycyjnego pogrzebu.
Sangdak Kjab został 29 września zabrany przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa z rodzinnego domu. Oskarżony o „współudział w samospaleniu”, ukrywał się trzy lata. Uznał, że „sprawa jest zakończona” i wrócił do bliskich, kiedy trzej współoskarżeni wyszli na wolność.
W tym okresie za podobne „przestępstwa” wymierzano w Sangczu kary od półtora roku do dwunastu lat pozbawienia wolności.