Urzędnicy z Szancy (chiń. Shenza) w prefekturze Nagczu (chiń. Naqu) Tybetańskiego Regionu Autonomicznego najwyraźniej przez niedopatrzenie zezwolili mieszkańcom na wykupienie grudniowych wycieczek i uzyskanie paszportów.
Kiedy władze chińskie zaczęły „uszczelniać” granicę w związku z dorocznymi naukami Dalajlamy w Bodh Gai – najbardziej czczonym sanktuarium buddyjskim w Indiach – w Szancy pospiesznie konfiskowano paszporty. Według lokalnych źródeł cytowanych przez media diaspory, niedoszłym podróżnym zwracano „tylko tysiąc z sześciu tysięcy yuanów, które zapłacili za wycieczkę” (odpowiednio 550 i 3300 PLN).
Do krewnych tych, którym udało się wyjechać wcześniej, zaczęli dzwonić aparatczycy. Pielgrzymom dano trzy dni na powrót do domów, grożąc „unieważnieniem paszportów” – i przymusową „banicją”. Tradycyjnie straszono też zwolnieniem z pracy, utratą świadczeń itd. Podobne ultimatum wystosowano w tybetańskich regionach prowincji Qinghai i Sichuan.
Według administracji diaspory na grudniowe wykłady Dalajlamy w Bodh Gai dotarło tym razem zaledwie sto osób z Tybetu. W sierpniu „paszportową” dyskryminację Tybetańczyków wytknął Chinom oenzetowski Komitet ds. Likwidacji Dyskryminacji Rasowej.