Wang Lixiong: Zamiast samospalenia

Z analizy statystycznej testamentów Tybetańczyków, którzy dokonali samospaleń, wynika, że większość uważała ten akt za „działanie”, a gwałtowne zwiększenie liczby owych wystąpień w czasie XVIII Zjazdu Komunistycznej Partii Chin świadczy o tym, że liczyli, iż przyczynią się one do rozwiązania problemu Tybetu. Co za tym idzie, samospalenie nie było celem samym w sobie, lecz działaniem, do którego – z braku innych – uciekali się ludzie, pragnący coś zrobić. Gdyby więc istniał plan, pozwalający na uczestnictwo każdemu Tybetańczykowi i przynoszący wymierne rezultaty, nikt nie widziałby potrzeby rzucania się w ogień.

Zmiana polityki etnicznej, osiągnięcie celu Drogi Środka czy zdobycie niepodległości – to wszystko wzniosłe zadania i przeciętny człowiek nie może czuć się ich częścią na co dzień. Ruchy powszechne, narodowe, wymagają potężnych struktur koordynujących, na których utworzenie nigdy nie pozwoli autorytarne państwo. Wielkie cele wymagają silnego zaplecza, bowiem bez niego reżim z łatwością zgasi rozproszone, indywidualne ogniska oporu. Bez takiej koordynacji ludzie muszą albo biernie czekać na głos elit, albo wyjść samemu przed szereg, „zaostrzając walkę” – na przykład podpalając się.

Proponowana przez Dalajlamę Droga Środka tak długo nie przynosiła żadnych rezultatów, że rosnąca frustracja Tybetańczyków podsyciła nastroje niepodległościowe: skoro nie działa kompromis, róbmy coś przeciwnego, walczmy, zyskując w ten sposób choćby godność. Nie ma narodu, który nie chciałby niepodległości – pytanie tylko, jak ją osiągnąć? Jedyną przeszkodą dla rozwiązania proponowanego przez Dalajlamę jest rząd Chin, natomiast na drodze do niepodległości stanie ponad miliard Hanów. Demokratyzacja usunie problem rządu, za to, oddając władzę większości, wzmocni Chińczyków. Nie neguję niczyjego prawa do niepodległości, jednak biorąc pod uwagę koszty, nie uważam jej za najlepsze rozwiązanie problemu Tybetu. Slogany nie przyniosą niezależności, a biorąc pod uwagę dysproporcję sił, może jej nie dać nawet ofiara najwyższa. Umrzeć za niepodległość jest godnie, lecz zdobyć wolność i żyć – lepiej, i za tym właśnie optuje Dalajlama.

Droga do niepodległości jest bardzo długa, ale walkę o wolność można zacząć tu i teraz. Cel proponowany przez Dalajlamę – faktyczna autonomia Tybetu – też może wydawać się podniosły i odległy, jeśli jednak rozbić go na zadania mniejsze, takie jak autonomia każdej wioski, wydaje się o wiele bliższy. Z perspektywy obowiązującego dziś w Chinach prawa ta ostatnia jest legalna. Autorytarny rząd nie wprowadza tego w życie, niemniej obranie za cel samorządu wioski sprawia, że niezbędna koordynacja pokrywa się z mechanizmami życia społecznego wsi: nie trzeba budować nic nowego, władza nie ma czego rozbijać i wszyscy mogą w tym aktywnie uczestniczyć. A kiedy ludzie wypracują własnymi kanałami konsensus i postanowią go wspólnymi siłami zinstytucjonalizować, ich autonomia stanie się faktem.

Małe cele powstają z rozczłonkowania wielkich, ale proces ten działa także w drugą stronę. I wtedy każdy może w nim uczestniczyć, widząc wymierne rezultaty swoich wysiłków. W ten sposób małymi kroczkami osiąga się małe cele, które razem składają się na duży krok do celu wielkiego.

Dalajlama pragnie prawdziwej autonomii dla całego Tybetu. Jej natychmiastowe urzeczywistnienie wymagałoby zgody rządu, która – czego dowodem lata bezowocnych zabiegów i wysiłków – jest fantazją. Natomiast koordynacja sieci autonomicznych wiosek to proces naturalny, którego władze nie mogą kontrolować ani blokować, póki ludzie trwają przy własnych decyzjach. Władza to w końcu kwestia umowy: w osadzie pochodzi z nadania i uzgodnień mieszkańców. Kiedy nie zgadzają się oni z rządem, nie podporządkowują się powołanemu przez niego aparatowi, tylko wybranym autonomicznie przywódcom, przejmując z czasem kontrolę nad swoją wioską.

Oczywiście nie obędzie się bez problemów. Rząd słynie z twardej ręki, szczególnie trudne i pełne przeszkód są zawsze początki. Niemniej jednak autonomia wioski jest zgodna z chińskim prawem, a więc będzie ono po stronie ludzi, a nie ewentualnych represji. Władzy pozostanie odpowiedzieć tylko w jeden sposób: aresztując przewodniczącego i członków komitetu wioski. Ale jak ich skazać i za co, skoro nie ma po temu podstaw prawnych? Walka o autonomię wioski powinna więc łączyć się z mniejszym ryzykiem i dawać dobre powody do odwagi. Po ewentualnych aresztowaniach koordynacja pozostanie niezakłócona, dzięki czemu mieszkańcy szybko się zbiorą i wyłonią nowych przywódców bez szkody dla swej autonomii. Władze mogą dokonać kolejnych zatrzymań, a ludzie – nowego wyboru. Na tym właśnie polega taktyka „wypełniania więzień” przez ruchy społeczne, które odmawiają współpracy i nie stosują przemocy. W tej grze idzie o to, kto dłużej wytrzyma. O ile władze nie znajdą więzień, w których będą mogły zamknąć całe wioski, ich autonomia przetrwa.

Jeśli strategię zastosuje wiele wiosek jednocześnie, władze muszą ustąpić jako pierwsze. Ile zakładów karnych trzeba na pomieszczenie wszystkich siół? I jakiego bezwstydu, żeby móc nie oglądać się na wrzawę w globalnych mediach? W takiej sytuacji, jeśli tylko ludzie wytrwają w swoim postanowieniu i nie skapitulują, w końcu będą musiały ustąpić władze, jak stało się to w Wukanie, w Guangdongu.

Kluczem jest tu odwaga. Podniosą się zaraz głosy, że coś, czego nie potrafią zrobić Chińczycy, nie może udać się oskarżanym o „separatyzm” Tybetańczykom. Pytanie tylko, czy to powód, żeby nic nie robić? Bo jedynie w ten sposób można uniknąć przykrości. Czyż nawet przy samospaleniach nie zaczęli od razu aresztować i skazywać? Tybetańczycy mają też przecież wielką przewagę nad Hanami – odwagę. Skoro nie boją się nawet spłonąć, jak mogliby lękać się represji za walkę o autonomię wioski?

Wyrazy solidarności, uroczyste modły i inne poczynania rządu emigracyjnego są wyłącznie dekoracją, nie treścią. Nie odciskają się na rodakach w kraju, którzy chcą od diaspory empirycznej wiedzy, dokładnie przebadanej, wypróbowanej, dojrzałej taktyki oraz wolontariuszy przygotowanych i przeszkolonych do jej propagowania i wdrażania. W Tybecie represje uniemożliwiają prowadzenie takich przygotowań, ale społeczność emigracyjna dysponuje strukturami, bazą, środkami, swobodą, wiedzą, stowarzyszeniami, mediami i międzynarodowym wsparciem – fundamentem, który Dalajlama tworzył całe życie, i na którym trzeba teraz zacząć budować. To najlepszy punkt wyjścia jego Drogi Środka.

Tybetański rząd na wychodźstwie nie chciał angażować się w działania w kraju, bojąc się oskarżeń o podsycanie wrogości rodaków do chińskich władz. Propagując autonomię wioski, nie naraża się na to, bowiem wszelkie możliwe działania – opracowywanie programów, eksperymenty, szkolenia, promocja – pomagają Chinom we wprowadzaniu w życie ich własnego prawa, służą im, a nie rzucają wyzwanie. Oczywiście, nie należy spodziewać się wdzięczności Pekinu, ale przynajmniej nie daje mu się pretekstu, a jednocześnie Tybetańczycy zyskują sympatię Chińczyków, którzy walczą o ten sam samorząd.

Wyjście od propagowania autonomii tybetańskich wiosek ma jeszcze jedną zaletę – mniejsze, wydzielone cele nie są bezpośrednio związane z szerszą kwestią narodowości. Załatwiając własne sprawy, poszczególne osady mogą pomijać kwestie szersze, narodowe, które łatwo zmanipulować i przekuć we wzajemną wrogość. Wspólna kampania o autonomię wiosek oraz stanie na straży praw i interesów pomoże Chińczykom i Tybetańczykom zjednoczyć się w ruchu demokratycznym lub praw człowieka, który może zyskać szerokie poparcie społeczne i przyciągnąć Hanów do walki o wolność Tybetu. Pomoże to nie tylko w uzyskaniu samorządu wiosek oraz poszerzeniu wolności Tybetańczyków, ale i utoruje drogę do rozwiązania całego problemu, zrozumienia i pojednania narodów po demokratyzacji Chin.

Prawdziwa autonomia musi zacząć się na najniższym szczeblu. Od wioski, przez okręg, do całego regionu, krok po kroku. Kiedy większość osad w okręgu osiągnie autonomię, ich przywódcy zbiorą się i wspólnie powołają komitet, który stanie się elementem procesu decyzyjnego wyższego szczebla – i tak dalej, aż do osiągnięcia regionalnej autonomii narodowej. Przebieg tego procesu będzie zależał, rzecz jasna, od historycznych sposobności i demokratyzacji Chin, niemniej autonomia wioski jest dla niego idealnym punktem wyjścia. Co więcej, można to zacząć robić już dzisiaj.

17 grudnia 2012

RACHUNEK BANKOWY

program „Niewidzialne kajdany” 73213000042001026966560001
subkonto Kliniki Stomatologicznej Bencien
46213000042001026966560002

PRZEKIERUJ 1,5% PODATKU