Komendantura więzienia Dongchuan w Xiningu (tyb. Siling), w prowincji Qinghai ponownie uniemożliwiła adwokatom spotkanie z Taszim Łangczukiem – społecznikiem, skazanym na pięć lat pozbawienia wolności za upominanie się o konstytucyjne prawa Tybetańczyków.
Taszi Łangczuk został zatrzymany w styczniu 2016 roku w związku z materiałem opublikowanym przez amerykański dziennik „The New York Times”. W maju 2018 roku skazano go za „podżeganie do separatyzmu”, a trzy miesiące później odrzucono apelację.
Adwokaci Liang Xiaojun i Lin Qilei poinformowali za pośrednictwem mediów społecznościowych, że 1 stycznia uniemożliwiono im widzenie ze skazanym „mimo przedstawienia wszystkich wymaganych dokumentów”.
„Funkcjonariusze straży więziennej przyjęli dokumenty, opuścili biuro i wróciwszy po 30 minutach, oświadczyli, że brakuje nam listu Ministerstwa Sprawiedliwości w Pekinie. Poinformowani, że ministerstwo to nie autoryzuje więziennych widzeń, oznajmili, że i tak nie spotkamy się z Taszim Łangczukiem”.
Adwokaci udali się wtedy do Zarządu Służby Więziennej prowincji Qinghai, gdzie urzędnik niższego szczebla poinformował ich, że skazany „nie uznał swojej winy i nie współpracuje z komendanturą więzienia”, co „wyklucza możliwość widzenia z uwagi na drażliwy charakter tej sprawy”. „Sympatyczny” aparatczyk doradził adwokatom „rozwagę, by nie narażali swoich karier”.
Obrońcy twierdzą, że skazany – który cały czas uważa, że w żaden sposób nie złamał prawa – wciąż prosi ich o wniesienie apelacji, czego nie mogą zrobić bez widzenia. Wyrok Tasziego Łangczuka wywołał lawinę międzynarodowych protestów – w tym także rządów, agend ONZ i Unii Europejskiej.