Wasza Świątobliwość, chce mi się płakać
na widok Twoich znoszonych szat
i na dźwięk dziecinnie spontanicznego śmiechu,
poraża mnie Twoja skromność.
Chce mi się płakać, gdy widzę
Twój portret u fryzjera,
któremu błogosławisz każdy zarobiony grosz.
Chce mi się płakać, gdy dajesz nam nadzieję
i pokazujesz inną perspektywę,
gołąbek pokoju śpiewający o miłości i współczuciu
otworzył oczy milionom ludzi na całym świecie.
Chce mi się płakać, gdy dziadkowie i babcie
opowiadają z przejęciem o Słońcu i Księżycu.
Ty jesteś Słońcem, ale zamknięty w więzieniu Księżyc
zapewne nic nie wie o swoim nieboskłonie.
Chce mi się płakać, gdy w Tybecie
patrzą w niebo i wizualizują Cię w sercach,
te drżące głosy, łzy, nerwowe uśmiechy
są jedną wielką pieśnią tęsknoty.
Chce mi się płakać, gdy obejmujesz
oślepionego policyjną kulą Irlandczyka,
oddając hołd zdolności wybaczania.
Chce mi się płakać, gdy okazujesz najwyższy szacunek
braciom i siostrom innej wiary.
Chce mi się płakać, gdy znajdujesz czas
dla najróżniejszych idealistów,
dodając im wiary w siebie i otuchy.
Chce mi się płakać, gdy Tybetańczycy
muszą świętować Twoje urodziny po kryjomu,
z lękiem wypatrując szpicli i donosicieli.
Chce mi się płakać, gdy Chińczycy
przyjeżdżają do Indii tylko po to,
by Cię zobaczyć i usłyszeć.
Chce mi się płakać, gdy myślę
o Twoim płaszczu na tronie w Potali
i martwym stawie Norbulingki.
Chce mi się płakać, gdy ludzie płoną
z Twoim imieniem na ustach.
Chce mi się płakać, gdy mówisz,
że Twoją religią jest dobroć.
I płaczę, gdy każesz nam
nigdy nie tracić nadziei.
Wasza Świątobliwość,
modlę się, byś żył wieki wieków.
Tenzin Phuncog spędził dzieciństwo w lhaskim klasztorze Sera. W 1999 krewni pomogli mu uciec do Indii. Słońce i Księżyc – to tradycyjne tytuły Dalajlamy i Panczenlamy.