Chińskie agencje poinformowały o noworocznych życzeniach Gjalcena Norbu, którego w 1995 roku władze w Pekinie mianowały „autentycznym wcieleniem Panczenlamy” po uprowadzeniu chłopca wskazanego przez Dalajlamę zgodnie z buddyjską tradycją.
Podobnie jak w zeszłym roku – kiedy cenzorzy kazali zdjąć z czołówek doroczne wystąpienie „chińskiego Panczena”, aby „nie podsycać” zainteresowania „sinizowanym” przez partię buddyzmem tybetańskim – nie nadano im szczególnego rozgłosu.
W pierwszych słowach Gjalcen Norbu oddaje hołd „silnemu przywództwu Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin z przewodniczącym Xi Jinpingiem jako jego jądrem”, które w czasie pandemii na pierwszym miejscu stawiało jakoby „ludzi i życie”. Potem dziękuje za „nowy Tybet”, który osiągnął „historyczny sukces”, zwalczając „absolutne ubóstwo”. Za „pokój i szczęście ludu”, „niebieskie niebo i czystą wodę”, „bogatą kulturę i harmonijne współistnienie różnych religii i różnych ludzi”.
„Wspaniałe czasy i szczęśliwa ojczyzna – pisze Gjalcen Norbu – nie są darem natury. Powinniśmy być wdzięczni państwu i tysiącom tysięcy osób, gotowych do poświęcania się dla nas”. Na koniec wzywa do „służenia ze wszystkich sił krajowi, społeczeństwu i ludziom”.
Jedynym słowem spoza partyjnego leksykonu, jakiego użył Gjalcen Norbu, składając życzenia „tybetańskim rodakom w kraju i za granicą”, była „karma”. Trzeba być jej „bardzo świadomym”, strzegąc umysł przed „chciwością, nienawiścią i ułudą” oraz „kontrowersjami”.