Według oficjalnych chińskich mediów Tybetańczycy z wyższym wykształceniem nie mogą znaleźć pracy w Lhasie.
„Brak perspektyw” był tematem co trzeciej wiadomości na stołecznym portalu „obywatelskim”. Tybetańczycy – którym obiecuje się stworzenie nowych etatów w 2018 roku – dalej skarżą się, że większość posad otrzymują ściągający w Lhasy Chińczycy.
Wcześniej tybetańscy absolwenci szkół wyższych mogli liczyć na posady nauczycielskie, ale i na tym polu przegrywają z Chińczykami, którzy lepiej znają mandaryński – od niedawna jedyny język wykładowy w placówkach oświatowych wszystkich szczebli. Teraz w najlepszym razie otrzymują „zlecenia”.
W tym samym czasie chińskie media podały, że „najbardziej pożądanym” stanowiskiem w ChRL jest posada w departamencie poczty, w okręgu Gar (chiń. Geer) prefektury Ngari (chiń. Ali), w Tybetańskim Regionie Autonomicznym. O ten etat ubiegało się 9403 kandydatów (w skali kraju – średnio 30), co tłumaczono tym, że wielu chętnych po prostu chciało tam „spróbować sił” na egzaminie.
„Global Times”, anglojęzyczna przybudówka „Dziennika Ludowego”, organu Komunistycznej Partii Chin, przy okazji zaczął promować nową nazwę, zamieniając obowiązujący do tej pory „Tybetański Region Autonomiczny” na „Region Autonomiczny Xizang” (na modłę ujgurskiego „Xinjiangu”). Rugowanie słowa „Tybet” z oficjalnej nomenklatury wydaje się przeniesieniem kampanii sinizacji na nowy poziom.