Wyroki Tybetańczyków, których skazano za „zagrażanie bezpieczeństwu państwa”, czyli przestępstwa „polityczne”, są usuwane z centralnej bazy orzeczeń sądowych.
Według Tybetańskiego Centrum Praw Człowieka i Demokracji (TCHRD) z Dharamsali znikają dokumenty nie tylko z „newralgicznego” Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA), ale także z rejonów, które przyłączono do prowincji Chin właściwych: Sichuanu, Qinghai, Gansu i Yunnanu.
Lin Qilei – jeden z nielicznych chińskich adwokatów, którzy podejmują ryzyko reprezentowania Tybetańczyków – poinformował, że jego klient Taszi Łangczuk „nawet nie otrzymał kopii wyroku po odbyciu kary” pięciu lat pozbawienia wolności za rozmawianie z zagranicznym dziennikarzem o swoich petycjach o zapewnienie „konstytucyjnego” miejsca rodzimemu językowi w tybetańskich szkołach. Przy okazji okazało się, że Taszi w dalszym ciągu „nie może się z nikim spotykać ani nigdzie wyjechać bez zgody policji”.
O przypadkach ukrywania politycznych wyroków w TRA informowała dwa lata temu organizacja Human Rights Watch w związku ze skazaniem na drakońskie kary czterech mnichów z Dingri, „którzy nie popełnili żadnego przestępstwa”. Według TCHRD obecnie jest to „działanie rutynowe”.