Latem w Lhasie lubi popadać – za dnia umiarkowanie i solidnie nocą. Choć rzeczywistość nie dorasta do „złotych promieni i ścielących się lotosów” ze starego porzekadła, powietrze wciąż jest kryształowe, a rośliny rosną jak szalone.
Nie tylko ja, mało kto pamięta tu prawdziwe ulewy, jakich dawniej nie mogło brakować, skoro wedle kronik z Potali między 1803 a 1958 rokiem mieliśmy w środkowym Tybecie osiemdziesiąt sześć powodzi, wywołanych „niepowstrzymanym deszczem”, przez który wylewały rzeki. Najbardziej cierpiały na tym Szigace i Lhoka, Lhasa zaraz po nich.
Słynny autor „Siedmiu lat w Tybecie”, Heinrich Harrer i jego towarzysz Peter Aufschnaiter, dotarłszy do Lhasy w 1944 roku, nakreślili nowe mapy, zaplanowali system drenów i groblę, które ustrzegły miasto przed kolejnymi powodziami.
Pierwszego lipca 2013 roku odtrąbiono ukończenie projektu „ratowania lhaskiej starówki” za półtora miliarda yuanów. Modernizowali głównie „przestarzałą infrastrukturę”, kładli „nowe rury, dreny i kable”, żeby „zapobiegać pożarom i powodziom”, zachowując przy tym „unikalny charakter starej części miasta i jej zabytków”. Równolegle – tym razem za trzy i pół miliarda – „regulowali” lhaską rzekę, stawiając na niej między innymi sześć zastawek, by „wszechstronnie zabezpieczyć miasto przed powodziami”.
Traf chciał, że rok później okrzyczany „ludowy” system postanowił przetestować ulewny deszcz. I stało się. „Naszej rzece zdarzało się wylewać – mówili mieszkańcy Lhasy – ale nikt nawet nie śnił, że woda może wedrzeć się do miasta i podtapiać świątynie”. Na zdjęciach widać, że dotarła też do najświętszej z nich wszystkich, Dżokhangu w samym sercu nowej „starej Lhasy”, zatrzymując sędziwych pielgrzymów i samochody. „Takich kłopotów nie mieliśmy nigdy wcześniej – powiedział mi lokalny urzędnik. – Pojawiły się dopiero po przebudowie”.
„Przez setki lat lhaska starówka miała się doskonale – przeklinał ktoś w internecie – a dzięki dokonaniom rządu ludowego po wczorajszym urwaniu chmury poszła na dno! To jest ich słynny system odwadniania. Niewiarygodne! Mam nadzieję, że odpowiednie służby tak tego nie zostawią i przeprowadzą gruntowne śledztwo. W Tybecie dziewięć na dziesięć yuanów pochodzi z budżetu centralnego. Tak się u nas traktuje pieniądze. Koszmarne marnotrawstwo”.
„O jedenastej zaczęła się ulewa – wtórował inny. – Kolega poszedł na spacer i wrócił ze zdjęciami zalanych ulic. Najgorzej wygląda to na Chumig, Kongpo i Nowym Szolu. Władze miasta muszą się tym zająć. Rury są stare, odpływy za wąskie”.
Niepokoją się też ziomkowie za granicą. „Dla milionów ludzi Lhasa jest świętym miastem. Niech coś z tym zrobią, zanim będzie za późno. Wiem, że Tybet znalazł się pod obcym panowaniem, ale to nasza ojczyzna. Jeszcze trochę i już nigdy nie będzie naszym domem”.
lipiec 2014