Szanowny Pierwszy Sekretarzu Hu Jintao,
Pozdrawiam serdecznie!
29 października zeszłego roku przekazałem Wam i przywódcom Stałego Komitetu OZPL [Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych] długi list. Według towarzysza Shenga Huarena z Komórki Partii OZPL, prezydującego obradom, w których udział wzięli Wang Yunlong, sekretarz Komórki Partii Departamentu Administracji OZPL, Zhuwei Qun, wicedyrektor Departamentu Frontu Jedności, i Sithar, dyrektor Biura ds. Tybetu, 26 lutego tego roku na polecenie Rządu Centralnego Komórka Partii zajęła się moim pismem, podkreślając konieczność zgodności z rządowym dictum „odziedziczonej po przeszłości sprawy Tybetu”. Powiedziano mi także, że mam wszystko starannie przemyśleć i przedstawić moją opinię. Ponieważ działo się to w czasie „dwóch spotkań” [posiedzeń OZPL i Ogólnochińskiej Ludowej Konferencji Konsultatywnej], sprawa opóźniła się do 4 kwietnia. Wracając do tamtego listu, w którym prosiłem Stały Komitet OZPL o przekazanie mojego zdania Rządowi Centralnemu, krótko go teraz streszczę.
Po pierwsze, moje uwagi do Pierwszego Sekretarza Hu Jintao i Stałego Komitetu OZPL, o czym jednoznacznie świadczy treść listu, więc wstrzymam się od powtarzania, są całkowicie zgodne z duchem inicjatyw Rządu Centralnego, których celem jest zbudowanie harmonijnego i stabilnego społeczeństwa socjalistycznego.
Po drugie, główna kwestia sprowadza się do pytania: co jest lepsze – powrót do kraju czy też pozostanie za granicą przywódców buddyzmu tybetańskiego z Dalajlamą na czele, tybetańskiego rządu emigracyjnego i ponad stu tysięcy tybetańskich rodaków? To kwestia strategiczna, którą należy starannie rozważyć i podjąć przemyślaną decyzję. Trzeba zrozumieć, że zachodnie elementy antychińskie chcą sprawić, by pozostali oni za granicą, żeby móc nadal grać „kartą tybetańską” we własnym interesie. Trzymanie ich tam jest zatem politycznie krótkowzroczne i historycznie nieodpowiedzialne, generujące niekończące się problemy na przyszłość. Z drugiej strony, wypracowanie powrotu Dalajlamy zmieni bierność w aktywność, antagonizm w harmonię.
Polityka zagraniczna jest kontynuacją i przedłużeniem spraw wewnętrznych, a więc strategia wobec tybetańskich rodaków poza granicami kraju musi opierać się na wiodących zasadach Rządu Centralnego, który głosi „harmonię i stabilizację”. Przez ponad tysiąc lat w codziennym duchowym życiu buddystów tybetańskich niepojęte liczyło się bardziej od dotykalnego; nie wolno nam ignorować ani lekceważyć spokoju ludzkich serc, a zwłaszcza kolektywnej woli mas, tego najważniejszego czynnika, który w decydującej chwili może przeważyć szalę. Musimy więc działać w zgodzie z sytuacją i unikać przegranych pozycji.
Po trzecie, wybaczcie bezpośredniość. Komentarze przywódców Departamentu Pracy Frontu Jedności – o innych sprawach nawet nie wspominajmy – nie mają nic wspólnego z duchem budowania „harmonijnego i stabilnego” społeczeństwa socjalistycznego przez Rząd Centralny, który kładzie nacisk na „przyjaźń” jako politykę państwa. W przypadku Tajwanu oznacza ona powstrzymanie się od krytykowania dawnych błędów w imię Jednych Chin. Niemniej jednak Departament Frontu Jedności, w duchu „lewackiej walki”, za bardzo podkreśla „kwestię Tybetu” – z „pokojem” na jednej, i „walką” na drugiej szali. Stosuje nawet „taktykę opóźniania”, kupując czas i czekając na śmierć Dalajlamy. To niewątpliwie kontynuacja błędnego „lewackiego” myślenia o kwestiach narodowości, religii, a zwłaszcza Tybetu. Wszyscy wiedzą, że lewackie odchylenia miały katastrofalne konsekwencje dla Partii, państwa i ludu. Dlatego też zostały przez Partię zanegowane.
Po czwarte, ja sam i wielu innych, którzy rozumieją fakty, jesteśmy głęboko rozczarowani wypaczonym, lewackim myśleniem i popełnianymi za jego sprawą błędami. Zapomnijmy o innych kwestiach i skupmy się tylko na tym, o czym wspominałem wyżej. Ludzie mówią różne rzeczy: zignorowali dobre rady i wpakowali się dziś w bagno „dwóch Panczenów”; zmusili do ucieczki za granicę dwóch wielkich przywódców buddyjskich, XVII Karmapę i Agję Rinpocze, opata klasztoru Kumbum, o których Rząd Centralny bardzo się wcześniej troszczył i którzy przyciągali uwagę świata; granie na czas oraz pomysł na „dwóch Dalajów” wywoła w przyszłości jeszcze większe problemy w kraju i za granicą. O zdrowiu Dalajlamy i długości jego życia nie będą jednak decydować cudze plany. Ludzie mają swoje zdanie i na ten temat. W przypadku próżni spowodowanej śmiercią Dalajlamy, powiadają, jego spadkobiercą zostanie Karmapa. Choć przywódcy buddyzmu tybetańskiego, od gelugpy, njingmapy, sakjapy i kagju po bon, jeden po drugim uciekli z kraju, pozostają dziedzicami religijnych doktryn i, bezpośrednio lub nie, wciąż odgrywają ważną rolę.
Oczywiście błędy te nie mają nic wspólnego z liderami Departamentu Pracy Frontu Jedności. To sprawa linii Partii, nie jednostek. Poprawa i rozwój przyjaznych stosunków między bratnimi narodami, takimi jak Hanowie i Tybetańczycy – oraz dostatek czy stabilizacja kraju i ludu – wymagają zerwania z lewackimi odchyleniami. Czas położyć im kres.
Po piąte, list, który przedstawiłem Rządowi Centralnemu, dotyczył całego narodu tybetańskiego, pokoju i stabilizacji wszystkich regionów Krainy Śniegu, czyli czwartej części powierzchni kraju, oraz dalekowzrocznej, długoterminowej strategii politycznej, wymagającej przemyśleń i rozważnych decyzji, a nie konsultacji w konkretnych sprawach bieżących. Decydenci w niektórych departamentach najwyraźniej ignorują faktyczną sytuację, nie dbają o pragnienia mas i nie myślą o swoich poczynaniach ani słowach; nie patrzą nawet w siebie. Szczerze więc proszę Komórkę Partii OZPL o przekazanie mego listu Rządowi Centralnemu z Pierwszym Sekretarzem Hu Jintao na czele oraz Centralnemu Instytutowi Studiów Politycznych z prośbą o praktyczne i obiektywne sugestie w duchu zasady szukania prawdy w faktach. Wtedy wszystkie decyzję będą w rękach Rządu Centralnego.
Co się tyczy komentarzy, o tonie nie wspomnę, Departamentu Pracy Frontu Jedności, pomijają one sedno sprawy, nawiązując do mojej „rozmowy” z Li Weihanem w 1982 roku i krytykując mnie za „całkowicie błędny punkt widzenia” w sprawie „większego regionu tybetańskiego”. Rzeczywiście pewni przywódcy – którzy zresztą wysłali mnie do więzienia na osiemnaście lat i nigdy nie przyznali się do błędów – przypisywali ten spisek Staremu Li. Stary Li ma osiemdziesiąt sześć lat i leży w szpitalu, a ci ludzie nie widzieli na oczy jego artykułów, jakąż wartość mają więc ich komentarze?
Napisałem list złożony z dwudziestu tysięcy znaków do przywódców Rządu Centralnego, a przede wszystkim towarzysza Deng Xiaopinga i Pierwszego Sekretarza Hu Yaobanga, wzywając do powołania grupy, która przeanalizowałaby teoretyczne koncepcje narodowości. Szczęśliwie orzeczono wtedy, że „zasady Partii dopuszczają różne punkty widzenia” i sprawę odłożono ad acta wraz z komentarzami towarzysza Zhong Xuna. Odwoływanie się do rozmowy ze Starym Li nie jest więc po dwudziestu latach ani potrzebne, ani sensowne.
Po szóste, już na początku lat czterdziestych odpowiadałem za wszelkie działania rewolucyjne w Tybecie, byłem też jedynym Tybetańczykiem w Komitecie Partii oddziałów szturmowych Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w Lhasie oraz w Komitecie Tybetańskim Komunistycznej Partii Chin w następnej dekadzie. List ten przekazuję przywódcom Partii – oraz, do wglądu, kilku tybetańskim towarzyszom – w interesie Partii, ludu i historii, kierując się zasadami, zobowiązującymi członków Partii do otwartości, uczciwości oraz szczerego przedstawiania swoich opinii.
Uważam, że dokładnie odzwierciedla on oczekiwania i marzenia prostych Tybetańczyków, którzy pragną przywrócenia relacji między Centralnym Rządem a Dalajlamą. Wielu tybetańskich towarzyszy otwarcie lub pośrednio podpisywało się pod moimi poglądami. „Gorzkie lekarstwa są dobre dla zdrowia, dobre rady – niemiłe dla ucha”. Mój list z pewnością smacznym lekarstwem nie jest, niemniej z czystym sumieniem, i z całego serca, szczerze mówię to, co innym przychodzi z trudnością, co boją się powiedzieć w obawie o swoje bezpieczeństwo. Czy poglądy te zostaną uznane zależy tylko od decyzji Rządu Centralnego. Jako jednostka jestem bezradny. Czas ukaże jednak prawdę, a historia wyda sprawiedliwy osąd.
Po siódme, każdy członek Partii Komunistycznej, każdy obywatel ma prawo przedstawić swoją opinię Rządowi Centralnemu i opinie takie mogą być przekazywane do wglądu innym towarzyszom. Oczywiście, uznanie jakiegoś poglądu wymaga jego zgodności z aktualną linią Rządu Centralnego. Skoro jednak pewne departamenty pozwalają sobie na beztroskie komentarze do mego poprzedniego listu, ja pozwalam sobie przedstawić moje wyjaśnienia.
Towarzyszu Hu Jintao, doskonale rozumiem, że przywódcy ze Stałego Komitetu KPCh z Wami na czele są pochłonięci sprawami państwa. Niemniej jednak dziś problem Tybetu jest najważniejszą kwestią narodowościową w całym kraju. Choć cieszę się dobrym zdrowiem, jasnym umysłem i mogę pisać oraz wykładać, czas nie oszczędza nikogo. Mam osiemdziesiąt trzy lata i żadnych ambicji odnośnie sławy czy reputacji. Mówię prawdę wyrastającą z faktów i robię to wyłącznie w interesie państwa oraz narodowości. Liczę na zrozumienie, jeśli znalazło się tu coś niestosownego.
Z poważaniem,
Phuncog Łangjal (Phunłang)
12 kwietnia 2005
Bapa Phuncog Łangjal (1922–2014), pierwszy tybetański komunista, akuszer Siedemnastopunktowej Ugody i tłumacz Dalajlamy w Chinach w 1954 roku. Próbował przekonać Pekin do wstrzymania „demokratycznych” reform w Khamie i administracyjnego zjednoczenia wszystkich ziem tybetańskich; spędził w karcerze osiemnaście lat. Został zrehabilitowany po śmierci Mao.