Czoni Jum Cering (nagradzany pisarz, literaturoznawca i filmowiec):
Raz, dla większości naszych autorów literatura to hobby, a nie główne zajęcie, podczas gdy wszyscy wielcy pisarze w tym kraju i gdzie indziej mieli odwagę poświęcić się tworzeniu całym ciałem i umysłem. U nas z reguły robi się to co najwyżej na pół gwizdka.
Dwa, pisarz może miewać natchnienia, niemniej jego praca wymaga fundamentu wiedzy, która bierze się z czytania. Wielu naszych autorów obywa się bez tego i więcej publikuje niż czyta, jakby medytowali nad pustością i budowali w umyśle pałace iluzji. Spontaniczność i skupienie na indywidualnym doświadczeniu może sprawdzać się w poezji, fikcja prosi się jednak o znajomość wielu dziedzin i lokalnych obyczajów. Próba wiernego przedstawienia złożonych uczuć i chaosu naszego świata bez oczytania jest jak wspinaczka bez rąk. Lektura służy zdobywaniu zrozumienia i systematycznej wiedzy oraz wypracowaniu własnej, niezależnej estetyki i filozofii. Ja także zapisywałem mnóstwo kartek bez czytania i myślenia, czego dziś bardzo żałuję.
Trzy, jako istoty uwarunkowane uosabiamy dziedzictwo duchowych tradycji tego świata. Z natury chwalimy swoje i brzydzimy się cudzym, dziś jednak wielu pisarzy zwyczajnie klei się do monitorów w poszukiwaniu taniej sławy. Pochłania ich to tak bardzo, że nie są w stanie docenić kunsztu i warsztatu swoich poprzedników. Nie znając własnej tradycji, piszą słabo. Jedni zatracają się w konwencji i tracą z oczu prawdziwy świat, inni stawiają na akcję, która nie zostawia miejsca na literackie eksperymenty. Najczęściej nasza fikcja zaniedbuje detal i sprawia wrażenia niedorozwiniętej, przez co jest artystycznie nieprzekonująca. Warsztat najłatwiej opisać porzekadłem o stu piosenkach na jedną melodię – nie dzieje się nic nowego. A nasze fabuły nie ogarniają społecznego chaosu i nie potrafią wgłębić się w psychikę bohatera.
Cziekjong (krytyk i wydawca):
Mimo wielu problemów mamy powody do radości. Dlaczego? Wystarczy prześledzić rozwój współczesnej literatury tybetańskiej od pierwszych niepewnych kroków po dzisiejszą eksplozję i popatrzeć na niezliczone owoce, które wydała w ciągu zaledwie trzydziestu lat. Z drugiej strony, nie ulega wątpliwości, że nasza tradycja – tak ustna, jak i pisana – balansuje dziś na krawędzi przepaści.
Lhaczam Gjal (nagradzany pisarz, który pracuje jako nauczyciel w Pekinie):
Literatura stanowi dowód na to, że kultura, która ją wydała, może stać o własnych siłach, odzwierciedla warunki bytowe, potencjał i odwagę jednostek itd. Zrządzeniem losu może wyrosnąć ponad swój kontekst, z reguły odzwierciedla jednak stan rzeczy i ludzi. W tym sensie nie jest fikcją, tylko ogólną miarą. Trudno zatem spodziewać się innowacji i kreatywności tam, gdzie nie ma mowy o postępie i rozwoju.
Pytanie o stan rodzimej literatury nieuchronnie wywołuje gwałtowną dyskusję o sytuacji narodu tybetańskiego. W literaturze spotykają się język, kultura i społeczeństwo. Wiekowe, ale niedojrzałe, niezachowane i nierozwinięte, zdezorientowane i niestabilne, krępowane i atakowane, bezmyślne i puste, niestałe i niecierpliwe, próżne i zarozumiałe. Słowem, wszystkie społeczne bolączki trawią literaturę niczym zakaźna choroba. Niektórzy nie chcą tego przyznać – zwłaszcza ci, którzy roją sobie, że wyrośli ponad otoczenie, i próbują przekonywać, że ich gówno nie śmierdzi. Powtarzam, literatura nie jest fikcją. Weźcie do ręki te książki i dobrze się przyjrzyjcie. Nie można być dalej od prawdy! Ale też tę przepaść możemy zasypać tylko my sami.
Jesteśmy wędrowcami i daleko nam do celu. Nie czas na triumfalne pohukiwanie ani potulne machanie czerwoną chorągiewką. Trzeba nam dyscypliny, ciszy i hartu w obliczu samotności, rozważnego stawiania stóp i posuwania się naprzód krok po kroku. Tylko tak dojdziemy do prawdy i zapewnimy naszej literaturze chwałę.
Kjabczen Dedrol (awangardowy poeta uważany za twarz „trzeciego pokolenia” obrazoburców):
Nie uważam, by współczesna literatura tybetańska miała się szczególnie dobrze. I nie widzę, jak inni, świetlanej przyszłości. Pisarzom to jednak nie przeszkadza. Wielu porzuciło mity i legendy, zwracając się ku rzeczywistości. Ja staram się opisywać to, co w świecie najbrzydsze, najobrzydliwsze i najbardziej przerażające: nietknięte i podświadome, ukryte pod zewnętrzną powłoką. Wymiar – o ile poszerzymy perspektywę – „odgałęziający się od rzeki zmysłów”. Być może piszemy nowe mity i legendy, szukając esencji pokolenia, ale językowo i warsztatowo daleko nam do kreatywności. Jałowa retoryka i zabawy słowami sprawiają, że nasza literatura nie zasługuje na miano współczesnej. Naprawdę nie wydaje się wam przegadana i zwyczajnie durna?
Re Kangling (poeta i prozaik):
Współczesną literaturą tybetańską nazywa się dziś twórczość związaną z zachodnim modernizmem. Jak sama (zapożyczona) nazwa wskazuje, w dużej mierze polega ona na podważaniu tradycyjnych form i konwencji realistycznego opisu, skupiając się na subiektywnym, zmysłowym świecie pisarza i ubieraniu w słowa stanów psychicznych. Tempo zmian świata i wartości estetycznych sprawia, że ten worek rozdyma się bez końca, jakby chciał pomieścić wszystko, przez co właściwie nic nie jest „typową” literaturą współczesną.
W ostatnich latach przełożono na tybetański wiele dzieł literatury chińskiej i światowej, co odcisnęło się na strukturze, technikach narracyjnych oraz tematyce naszych opowiadań i poezji. Globalna literatura była i pozostaje nowym źródłem inspiracji dla rozwoju rodzimej tradycji literackiej. Tybetański twórca ma prawo do eksperymentów formalnych, niemniej światowy duch postępu nie może stanowić usprawiedliwienia dla rasizmu i seksizmu.
Akjab Dhargje (poeta i prozaik z Sertharu):
Problem numer jeden to brak talentu i kwalifikacji pisarzy, zwłaszcza znajomości teorii literatury. Wielu mówi, że ją kocha, ale z reguły ma na myśli własną twórczość. Artystów, którzy poświęcają jej serce i umysł, jest mało jak gwiazd za dnia. Ze świecą szukać wśród nich młodych, nie wspominając nawet takich, którzy potrafiliby napisać powieść.
Problem numer dwa to jakość ich twórczości. Na palcach jednej ręki można policzyć wybitne dzieła współczesnej literatury tybetańskiej – dobrze napisane, oddające ducha narodu i bogactwo jego kultury. Żadne nie zasługuje nawet na krajowe nagrody literackie Mao Duna czy Lu Xuna.
Problem numer trzy to czytelnik kochający literaturę, a ściślej – jego brak. Zwłaszcza młodego. Krótko mówiąc, nie mamy środowiska, które doceniłoby i najwybitniejsze dzieła.
Gangnjon (prozaik i poeta):
Dyskusja o współczesnej literaturze tybetańskiej przypomina roztrząsanie maści czarno-białego konia albo łaciatej owcy: bałagan, chaos, pomieszanie z poplątaniem. Nic nie jest tu jednoznacznie dobre ani złe. Jedno nie ulega jednak wątpliwości i wszyscy są zgodni, że osiągnęliśmy punkt, w którym problemu nie stanowi ilość, a jakość.
Dlaczego? Dawniej mało kto u nas pisał. Może jeden na stu. Wymagało to lat nauki i wielu poświęceń; potu i krwi. Najpierw trzeba było studiować ortografię i gramatykę, bez znajomości której nie da się zrozumieć buddyjskiego traktatu. Potem należało zgłębić poetykę i metrykę, niezbędne do rozszyfrowania kunsztownej retoryki. I wreszcie studiować inne tradycyjne dyscypliny, by wyjść poza zupełnie powierzchowne odczytanie tekstu. Myślenie o pisaniu zaczynało się dopiero w tym miejscu.
Dziś ortografia i gramatyka nie stanowią żadnego problemu. Pisarzami mogą być wszyscy, którzy znają alfabet. Do napisania wiersza wystarczy przelanie na papier myśli bez choćby pozoru treści, ładu i składu. Tłumaczem jest każdy, kto jako tako zna dwa języki – nie wymaga to żadnych innych kwalifikacji. Co więcej, wszyscy miłośnicy opluwania i zniesławiania bliźnich mają się za krytyków literackich i recenzentów kultury. Tym sposobem w najdalszych zakątkach Krainy Śniegu zaroiło się od pisarzy, ale ich twórczość – a wraz z nią stan współczesnej literatury tybetańskiej – sięga dna. Dlatego uważam, że zawodowe pisanie to ciężki kawałek chleba.
Buddyjskim pisaniem rządziła zasada, wedle której poznanie jednego wyzwala wszystko. Pisanie współczesne sprowadza się do widzenia jednego i zaślepienia na całą resztą – jak w przypadku pasącej się krowy.
E Nima Cering (prozaik, poeta, członek Stowarzyszenia Pisarzy TRA):
We współczesnej literaturze tybetańskiej są rzeczy, które cieszą i które smucą. Dobrze, że dzięki internetowi pisze się i rozmawia o literaturze dosłownie wszędzie. Szkoda jednak, że każdy, kto trzyma pióro, ma się za pisarza, a gdy skreśli kilka słów w wersach – za poetę. W tym grochu z kapustą trudno odnaleźć się prawdziwym pisarzom i dostrzec rzeczy wartościowe. Za dawnych czasów literatura była klejnotem w koronie. Dziś czerwony wiatr twórczości internetowej lada chwila zdmuchnie świeczkę słowa drukowanego.
Cełang Namgjal (nagradzany pisarz):
Ruch literacki z końca XX wieku jest dziś tylko wspomnieniem. Dajemy się uwodzić nowym formom komunikacji i akademickich badań. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Tybetańczycy nie darzą literatury wystarczająco silną miłością. Nawet wśród osób, które studiują język tybetański, mało kto poważnie się nią interesuje. Może jeden czy dwóch na czterdziestu uczniów, a i tak wybiją im to z głowy zaraz po opuszczeniu szkoły. W końcu każdy widzi, że w dzisiejszym świecie literatura nie ma żadnej wartości. Warto zwrócić uwagę, że jednocześnie nie spada zainteresowanie studiowaniem buddyzmu i tradycyjnych dyscyplin, w tym także dziedzin poetyki, które – zdaniem Sakja Pandity – nie leżały Tybetańczykom w XIII wieku.
Tymczasem wciąż nie mamy wybitnych twórców i dzieł literatury współczesnej. Być może niespełna pół wieku to za mało na pojawienie rodzimego Kafki, Borgesa, Camusa, Dostojewskiego czy Marksa. Z drugiej strony na całym Płaskowyżu wciąż jest wielu ludzi oddanych literaturze tybetańskiej, podczas gdy w innych dziedzinach sztuki panuje zupełna stagnacja. To dobry znak. Fakt, że literatury nie ceni się dziś tak, jak w poprzednim pokoleniu, też może mieć zalety, skłaniając zainteresowanych do traktowania jej z większą powagą.
Melce (prozaik, poeta, krytyk literacki):
Dawni pisarze tybetańscy mieli poczucie odpowiedzialności i misji, z których wyrastała ich twórczość i intelektualna odwaga. Siły historii wstrząsnęły naszym światem pojmowania, rozumienia i doświadczania, zamieniając miejscami niebo i ziemię. Z tego szoku zrodziła się trauma. Spoczywa na nas odpowiedzialność za to, by następne pokolenie Tybetańczyków mogło znaleźć w sobie poczucie samoświadomości odczuwania i postrzegania. Jeśli literatura jest poszukiwaniem takich form oporu, z całą pewnością u nas nie osiągnęła jeszcze swego celu.
Fragment dyskusji z popularnego bloga literackiego na platformie WeChat; 11 maja 2020.