Pamiętasz ten jesienny ranek,
gdy wybraliśmy się z pielgrzymką do Drepungu?
Na brzegu górskiego strumienia
siedziała kobieta
i niespiesznie, raz po raz
zanurzała w rwącej wodzie
błyszczące arkusze miedzianej blachy,
w której wyryto wizerunki
i słowa Bodhisattwów.
Malowała wodę pędzlem
związanych sznurkiem
metalowych płatów.
Każda blaszana matryca
na mgnienie oka
odciskała w fali wizerunki
i słowa Przebudzonych,
które woda niosła hen,
w głąb prochu tego świata.
Ci, co nie widzieli pieczęci,
uśmiechali się kącikami ust.
Ja widziałam i wierzę całym sercem –
niechaj się ziści.
14 lipca 2020