Światowe media publikują relacje kilkunastu dziennikarzy, zaproszonych przez władze w Pekinie na doroczną, nadzorowaną wycieczkę do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA), na co dzień szczelnie zamkniętego przed zagranicznymi korespondentami.
Na liście odwiedzanych miejsc jest zawsze Dżokhang, najbardziej czczone sanktuarium Tybetu i od 1987 roku arena większości antychińskich protestów w Lhasie. W 2008 roku – kiedy władze próbowały tuszować wizerunkową katastrofę, jaką była fala tybetańskich demonstracji przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie – kilkudziesięciu mnichów lhaskiej „katedry” przerwało konferencję prasową „patriotycznych duchownych”, krzycząc: „nie wierzcie im oni kłamią. Tybet nie jest wolny” (przez co gospodarze poczuli się zmuszeni do usunięcia z programu wizyt w innych buddyjskich świątyniach).
Od tego czasu mnisi wszystkich tybetańskich klasztorów poddawani są intensywnej „edukacji patriotycznej”, której formalnym celem jest nie tylko dostosowanie buddyzmu do „wymogów społeczeństwa socjalistycznego”, a ostatnio także jego „sinizacja”, lecz również zmienienie duchownych w propagatorów tych idei.
Choć podczas tegorocznej wizyty wszyscy recytowali wyuczone formuły, jeden z mnichów Dżokhangu wprawił dziennikarzy w osłupienie, odpowiadając, że jego duchowym mistrzem jest „Xi Jinping”, przewodniczący Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Widząc skonsternowane miny korespondentów, dodał jeszcze: „nie jestem pijany i rozmawiam z wami dobrowolnie”.
Portrety Xi Jinpinga zdobiły „praktycznie każde” pomieszczenie pokazywane dziennikarzom – w tym kwatery mnichów, którzy w związku ze stuleciem KPCh przechodzą właśnie kampanię „okazywania wdzięczności partii”. Media podają, że „40 procent programu nauczania” w lhaskiej „Wyższej Szkole Buddyjskiej” dotyczy kwestii „politycznych i kulturalnych”.