Władze chińskie „wciąż prześladują bliskich Tybetańczyków, którzy dokonali samospaleń”.
„Krewnym człowieka, który podpalił się w 2013 roku, nie pozwolono właśnie zdawać na studia” – mówi źródło Radia Wolna Azja (RFA) z Labrangu (chiń. Xiahe) w prefekturze Kanlho (chiń. Gannan) prowincji Gansu.
Innym „uniemożliwiają podjęcie pracy oraz opuszczenie miejsca zamieszkania”.
„W Ngabie (chiń. Aba) – w prowincji Sichuan, pierwszym epicentrum samospaleń – inwigilują nawet dalszych krewnych. Jeden z kuzynów (…) został przyłapany na kontaktowaniu z diasporą. Wsadzili go na trzy lata, a całej rodzinie odebrali wszystkie świadczenia”.
„Jeszcze gorzej od bliskich samospaleńców mają byli więźniowie polityczni. Ci nie mogą liczyć na opiekę lekarską i nie zostaną przyjęci w żadnej noclegowni”.