Po pierwsze, nie trzeba nam tulku, którzy nie służą swoim klasztorom ani społeczności.
Szczególnie szkodliwi dla buddyzmu oraz gospodarki regionu są inkarnowani (z imienia) lamowie, którzy nagminnie łamią ślubowania zakonne, nie mają wykształcenia duchowego i nie pracują dla Dharmy ani dla czujących istot. Wszyscy muszą przejrzeć na oczy, strzec się ślepej wiary, uprzedzeń, zachłanności i egoizmu, żeby pewnie oddzielić esencję od fusów.
Po drugie, nie chcemy urzędników bez świadomości narodowej.
Wywodzicie się z nacji, która ma tożsamość i rodowód, własne pismo i mowę, religię i kulturę, historię i kraj. Nawet jeśli nie możecie pomóc swym braciom i siostrom, przynajmniej ich nie krzywdźcie. Tymczasem pełno tu rodzimych aparatczyków, którzy witają z otwartymi ramionami wrogów zewnętrznych, obdarowując ich ziemią i wodą. Potajemnie rabując naturalne bogactwa, okradacie naród i niszczycie gospodarkę. Oddając dzieci w ręce obcych, nie mówiąc i nie pisząc w ojczystym języku, jesteście wrogami kultury. Nie rozumiejąc etnicznych aspektów oświaty i prawa, zmieniacie się w demony uniemożliwiające nam rozwój. Tacy ludzie są dokładnym zaprzeczeniem tego, czego – i dlaczego – potrzebuje tak ten kraj, jak zamieszkujące go nacje.
Po trzecie, nic nam w Tybecie po szkołach, w których nie uczy się języka tybetańskiego.
Urąga to nie tylko konstytucji państwa i ustawie o autonomii etnicznej, ale samej idei ochrony oraz wspierania języków i kultur. Z perspektywy narodu to kłoda na drodze rozwoju i pole decydującej bitwy o tożsamość. Trzeba zrobić wszystko, by społeczeństwo i jego elity dobrze rozumiały prawo oraz patriotyzm w odniesieniu do państwa, nacji i kultury. Nie wolno nam roztrwonić przyszłości następnego pokolenia w szkołach wypranych z sensu i treści. Placówki, w których nie naucza się rodzimego języka, są najzwyczajniej grobami i jego, i tożsamości narodowej.
Po czwarte, nie trzeba nam przepisów, które kłócą się z duchem czasu i miejsca.
Wszelkie regulacje odnoszące się do polityki i religii muszą uwzględniać specyfikę lokalną. Prawo zrodzone z uprzedzeń i widzimisię, niedostosowane do potrzeb grup etnicznych, narzucane rozkazem i siłą trąci dyktaturą i nikomu nie służy. Przepisy zgodne z duchem czasu i miejsca są natomiast mile widziane oraz przestrzegane. W żadnym razie nie wolno się im przeciwstawiać w imię egoistycznych interesów czy rozgłosu, ale też nie należy powtarzać starych błędów, zsyłając rzeczy choćby i najpożyteczniejsze jak grom z jasnego nieba.
19 stycznia 2016
Za Merabsarpa