Rząd ludowy okręgu Bajan w prefekturze Coszar prowincji Qinghai pierwszego stycznia 2012 roku opublikował na swoim portalu obwieszczenie o „obsadzie grup roboczych stacjonujących w kluczowych klasztorach”.
To bardzo ciekawy dokument, z którego można się dowiedzieć, że od października 2011 roku do ponad tysiąca siedmiuset klasztorów i pięciu tysięcy czterystu wiosek w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA) skierowano – w trzech rzutach – trzydzieści tysięcy kadr. Władze Bajanu podkreślają przecież, że świat nie kończy się na TRA. Ten rejon naszego Amdo był kontrolowany przez chińskich muzułmanów, więc we wrześniu 1949 roku zwycięska partia komunistyczna powołała tu autonomiczny okręg administracyjny Hui, wydzielając w nim pięć miast tybetańskich.
Władze wymieniają osiem „klasztornych” grup roboczych, osadzonych w największych świątyniach gelugpy w Bajanie. Najsłynniejsze z nich to siedemsetletni Dzaczung oraz Dentig, kolebka drugiej fali propagowania buddyzmu.
Nie ulega wątpliwości, że dla rządu ludowego najważniejsza jest właśnie „robota” w klasztorach. W skład tych grup wchodzą aparatczycy z sześciuset dziesięciu wydziałów, między innymi urzędu bezpieczeństwa, prokuratury, sądów, departamentów leśnictwa, frontu jedności czy spraw etnicznych i religijnych tudzież zwyczajni biuraliści. W każdej jest od dwunastu do szesnastu osób.
Chcecie wiedzieć, z jakimi separatystycznymi zagrożeniami zmagały się w ostatnich latach władze Bajanu?
Z moich notatek wynika, że 10 marca 2008 roku sześćdziesięciu mnichów tamtejszego klasztoru Dica Taszi „wyszło przed świątynię z portretami Dalajlamy. Wołali o wolność, zostali rozpędzeni przez policję”. Potem ponad czterystu duchownych i świeckich zebrało się na zboczu za klasztorem „na modlitwie i paleniu kadzidła”.
Pięć lat później, 24 lutego 2013 roku przed klasztorem Dzaczung na znak protestu podpalił się dwudziestojednoletni Phagmo Dhondup. Przewieziony do szpitala przez bliskich, został z niego zabrany przez paramilitarną policję i zmarł wkrótce potem. „Przesłuchiwano – zapisałam – rodzinę i znajomych, przeszukano dom, odebrano »przywileje« w postaci subsydiów i zapomóg”.
Skoro klasztor był miejscem tej „zbrodni”, przytoczmy kilka opisów dokonań tamtejszej grupy roboczej. „Zebrano mnichów, żeby przypomnieć o znaczeniu patriotyzmu i stabilności oraz konieczności zwalczania samospaleń. Rozwieszono stosowne powiadomienia oraz zwrócono się do duchownych i zwykłych mieszkańców o godne świętowanie Nowego Roku”. Przy okazji przeszukano kwatery wszystkich mnichów i usunięto portret Dalajlamy z ołtarza. Po samospaleniu szef okręgowego departamentu do spraw etnicznych i religijnych Ma Qingde zaapelował o „częstsze” organizowanie podobnych wieców. Mnichów wzywano na przesłuchania, a do klasztoru ściągnięto ponad czterdziestu żołnierzy paramilitarnej Ludowej Policji Zbrojnej, którzy, rzecz jasna, natychmiast przystąpili do rewizji i przypomnieli duchownym, że za odwiedzanie krewnych samospaleńców lub modlenie się w ich intencji grozi od piętnastu do dwudziestu lat więzienia.
6 maja 2014