Pięciu tybetańskich aparatczyków z Deczenu oskarżonych o korupcję
Rządowe media informują o wszczęciu postępowań dyscyplinarnych wobec pięciu tybetańskich aparatczyków w prefekturze Deczen (chiń. Deqin) prowincji Yunnan.
Rządowe media informują o wszczęciu postępowań dyscyplinarnych wobec pięciu tybetańskich aparatczyków w prefekturze Deczen (chiń. Deqin) prowincji Yunnan.
Oficjalne chińskie źródła podały, że lokalna Komisja Kontroli Dyscypliny prowadzi dochodzenie w sprawie Tasziego Gjaco, wicesekretarza rządu ludowego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Według chińskich mediów partyjna Komisja Kontroli Dyscypliny w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA) 16 października ogłosiła odwołanie wysokiego tybetańskiego aparatczyka za „poważne naruszenie dyscypliny”.
Centralna Komisja Kontroli Dyscypliny Komunistycznej Partii Chin 26 czerwca poinformowała o zatrzymaniu Le Dake, wiceprzewodniczącego Stałego Komitetu Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA).
Chińskie media opublikowały lakoniczny komunikat – co z reguły zapowiada dymisję i wyrok za korupcję – o „wszczęciu postępowania” dyscyplinarnego wobec Wang Yonga, (kolejnego) wiceprzewodniczącego rządu ludowego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Oficjalne źródła chińskie poinformowały o postawieniu zarzutów dwóm wysokim tybetańskim aparatczykom z Czamdo (chiń. Changdu).
Chińskie media informują o wszczęciu dochodzenia w sprawie Wang Yuntinga, sekretarza partii w Komisji Zdrowia Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, podejrzewanego o „poważne naruszenie dyscypliny i prawa” (co z reguły oznacza korupcję).
Chen Quanguo, przewodniczący struktur Komunistycznej Partii Chin w Tybetańskim Regionie Autonomicznym, oświadczył, że w jego dominium kampania antykorupcyjna wymierzona jest przede wszystkim w urzędników, którzy „po kryjomu wyznają religię i próbują pielgrzymować do Dalaja”.
Miernikiem pozycji Chin w świecie nie są wyniki w rzucie dyskiem czy dziesięcioboju, ani nawet oszałamiający rozwój gospodarczy tudzież postmodernistyczne drapacze chmur – tylko piłka nożna. A tu jesteśmy już nie chorym człowiekiem Azji, lecz całej planety.
Kiedy w nowoczesnym państwie sądy mają za nic prawo i sprawiedliwość społeczną, legislatura nie patrzy na ręce rządowi i nie kontroluje jego poczynań, a odpowiednie służby nie stoją na straży praw obywateli, najważniejszym organem staje się biuro bezpieczeństwa publicznego. To klasyczny przykład nieudolności władzy.
Najwyżsi przywódcy muszą znaleźć w sobie odwagę do przyznania, że zrodzone z podejrzliwości ciągłe represje oraz próby zaprowadzania „harmonii” kolbą karabinu sytuacji poprawić nie mogą. Nawet zwierzęta reagują lepiej na łagodność niż ślepą siłę.
Centralna Komisja Kontroli Dyscypliny poinformowała o usunięciu z szeregów partii Zhanga Yongze, kolejnego wiceprzewodniczącego rządu ludowego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego za „poważne uchybienia dyscyplinie i prawu”.
Kiedyś wierzono, że pomagając w rozwoju ekonomicznym doprowadzi się do pokojowej ewolucji chińskiego systemu politycznego, lecz autorytarny rząd nie tylko nie zmienił się po prześcignięciu wszystkich gospodarek poza amerykańską, lecz stał się jeszcze bardziej agresywny. Dzięki zagranicznej pomocy stworzono potwora, który mógł w każdej chwili odgryźć i pożreć karmiącą go rękę.
Tego dnia odpowiadałem na pytanie za pytaniem do szóstej wieczorem. Szczerze, bez wahania, choć nie spałem od 70 godzin. Rozgniewało to Liu, który postawił na środku pokoju drewniany stołek, kazał mi na niego wejść i przywiązał za skute na plecach ręce do stalowej belki pod sufitem. A potem wyrwał spode mnie krzesło. Moje ciało – 95 kilogramów – zawisło jak worek. Kajdanki przecięły skórę, ból był tak straszny, że straciłem przytomność. Ocknąłem się, rażony przez Liu elektryczną pałką.
Wang Jinhe, wiceszef wydziału transportu Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA), został 25 września wydalony z Komunistycznej Partii Chin za „poważne naruszenie dyscypliny w sferze polityki, organizacji, pracy i życia”.
W Qinghai zatrzymano Ma Shaoweia, chińskiego „potentata węglowego” oskarżonego przez media o kierowanie „olbrzymią nielegalną kopalnią odkrywkową” na terenie „priorytetowego” rezerwatu przyrody w górach Qilian, w tybetańskiej prefekturze Conub (chiń. Haixi). Nielegalne wyrobisko – na które Tybetańczycy skarżyli się od ponad dekady, bo „zatruwało wodę i pastwiska” – ma „5 kilometrów długości, kilometr szerokości i 500 metrów głębokości”, hałdy żużlu sięgają 50 metrów.
Grupa specjalnych sprawozdawców Organizacji Narodów Zjednoczonych wzywa Pekin do natychmiastowego zwolnienia Anji Sengdry, działacza społecznego z Gade (chiń. Gande) w prowincji Qinghai.
Anja Sengdra od lat walczy z korupcją i nadużyciami, czym naraził się lokalnym aparatczykom i zyskał szacunek ziomków, którzy wystosowali w jego obronie co najmniej trzy petycje. Adwokat spotkał się z nim 15 stycznia w więzieniu, w Maczenie (chiń. Maqin) i wniósł apelację do Wyższego Sądu Ludowego prowincji Qinghai.
Mao Zedong nadawał kierunek, zmieniał zasady, a nawet niszczył aparat władzy, by potem zbudować go od nowa. Po jego śmierci grupa aparatczyków, dla których rewolucja kulturalna była pasmem nieszczęść, uznała, że coś takiego nie może się powtórzyć. Deng Xiaoping postawił na „budowanie partii” i „demokrację wewnętrzną”, aby raz na zawsze uniemożliwić pojawienie się drugiego Mao.
Władze chińskie zapowiadają, że Anja Sengdra – zatrzymany ponad rok temu działacz społeczny z Gade (chiń. Gande) w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai – stanie wkrótce przed sądem.
Kiedy siódmego czerwca zbiegałem rano po schodach, wyrosło przede mną kilku mężczyzn. Dwóch z nich pracowało w wydziale instytucji kulturalnych stołecznego Biura Bezpieczeństwa Publicznego, pozostałych widziałem po raz pierwszy. Porucznik Cao powiedział, że musimy porozmawiać i że wypada to zrobić w miejscu pozwalającym na protokółowanie.