Dalajlama
Spotkanie z chińskimi studentami i uczonymi
Boston, 7 wrzeœnia 1995


Ogromnie się cieszę z tego spotkania z chińskimi studentami i uczonymi. Zawsze przywišzywałem wielkš wagę do osobistych kontaktów z Chińczykami i prowadzenia z nimi szczerego dialogu. Gdziekolwiek jestem, staram się spotykać z chińskimi uczonymi, studentami, dziennikarzami, działaczami demokratycznymi, chińskimi buddystami. Chińczycy odwiedzajš mnie również w Indiach. Zawsze znajduję czas na rozmowę z nimi.

Tybetańczycy i Chińczycy sš sšsiadami od stuleci. Z reguły przyjaznymi, choć zdarzały się przecież i wojny, i konflikty. Nie ma alternatywy: w przyszłoœci też będziemy musieli żyć obok siebie. Nieodmiennie zachęcam więc tybetańskich uchodŸców do spotykania się z Chińczykami, nawišzywania przyjaŸni i dobrych stosunków. Nalegam, by nauczyli się odróżniać chiński naród od polityki chińskiego rzšdu.

Chińscy intelektualiœci i studenci, którzy musieli opuœcić swój kraj po tragedii Tiananmen, stworzyli nowš szansę na prowadzenie dialogu i pogłębianie wzajemnego zrozumienia. Podkreœlam, nie chcemy żerować na konflikcie między chińskim narodem a jego rzšdem ani go pogłębiać. Ruch Tiananmen po prostu pokazał nam wszystkim, że Chińczycy pragnš wolnoœci, demokracji, równoœci i praw człowieka równie żarliwie, jak każdy inny naród. Szczególnie porusza mnie to, że młodzi ludzie, wychowani na sloganach o “władzy wyrastajšcej z lufy karabinu”, wybrali drogę niestosowania przemocy, drogę, w którš wierzę całym sercem.

Oczywiœcie, przyjazna, otwarta postawa wobec Chińczyków nie przychodzi Tybetańczykom łatwo; nie wszyscy też cieszš się, gdy namawiam do nawišzywania kontaktów z Chińczykami. Najprawdopodobniej nasi chińscy przyjaciele czujš się podobnie, poznajšc – jak mawia o nas chiński rzšd – “reakcyjnych bandytów”, “właœcicieli niewolników” i “separatystów”. Z czasem dokonaliœmy jednak ogromnego postępu we wzajemnych wysiłkach, majšcych zbliżyć nasze społecznoœci. Z każdym dniem Tybetańczycy i Chińczycy w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Europie, Australii i Japonii poznajš się lepiej. Działacze na rzecz praw człowieka i demokracji w Chinach, Wei Jingsheng i inni, wzywajš rzšd do respektowania podstawowych praw człowieka i prawa do samostanowienia narodu tybetańskiego. Mieszkajšcy za granicš chińscy uczeni rozmawiajš o konstytucji federacyjnych Chin, która nadaje Tybetowi status podmiotu, wchodzšcego w skład państwa zwišzkowego. I w końcu spotykamy się tu i dyskutujemy z Wami, naszymi chińskimi przyjaciółmi, dzięki wspólnym wysiłkom International Campaign for Tibet i Fundacji Chiny XXI Wieku, co najlepiej œwiadczy o tym, że dialog między Tybetańczykami i Chińczykami przynosi coraz lepsze rezultaty. Utwierdza mnie to w przekonaniu, iż w obliczu milczenia chińskiego rzšdu, osobiste kontakty między Tybetańczykami i Chińczykami stanowiš najlepszš płaszczyznę do budowania wzajemnego zrozumienia.

Głęboko przekonany, że jedynym sposobem na osišgnięcie naszych celów jest dialog i pokojowe kontakty międzyludzkie, od piętnastu lat staram się skłonić rzšd Chin do rozpoczęcia poważnych rozmów na temat przyszłego statusu Tybetu. Tybet był niepodległym krajem przez ponad tysišc lat i uważam, że Tybetańczycy majš prawo do opowiedzenia się za niepodległoœciš. Niemniej rzeczywistoœć jest taka, iż Tybet znajduje się obecnie pod chińskim panowaniem. Szukajšc rozwišzania, które mogłyby przyjšć obie strony, zaproponowałem “drogę œrodkowš”. Była ona również odpowiedziš na przesłanie Deng Xiaopinga, który stwierdził, iż gotów jest rozmawiać “o wszystkim poza niepodległoœciš”. I tak w cišgu ostatnich piętnastu lat wysłaliœmy do Chin i Tybetu szeœć oficjalnych delegacji. Mój osobisty wysłannik złożył w Chinach co najmniej dziesięć wizyt. Przedstawiłem też rzšdowi Chin wiele propozycji. Robiłem to na prestiżowych forach międzynarodowych, by podkreœlić ich powagę i szczeroœć.

Niestety, rzšd Chin stanowczo je odrzucał. Mówi o mnie jako o “separatyœcie”, próbujšcym umiędzynarodowić sprawę Tybetu. Prawda jest taka, że staram się wyłšcznie o zachowanie tybetańskiej kultury i tożsamoœci narodowej oraz o sprawiedliwe rozwišzanie problemu – o rozwišzanie, które będš mogły przyjšć obie strony i które przyniesie obustronne korzyœci.

Rzšd Chin odmawia szacunku tybetańskiej kulturze, religii i tradycji, nie chce przyznać Tybetowi prawdziwej autonomii, maluje propagandowy obraz Tybetu jako “najbardziej barbarzyńskiego, najbardziej zacofanego i najmroczniejszego” miejsca na naszej planecie i prowadzi politykę brutalnych represji, zrażajšc w ten sposób do siebie miliony Tybetańczyków. Poczynania chińskich władz budzš niechęć Tybetańczyków, którzy postrzegajš je jako przejawy szowinizmu i kolonializmu. Można zatem powiedzieć, że to właœnie polityka rzšdu oddziela Tybet od Chin. WeŸmy ostatnie kontrowersje wokół wskazania nowej inkarnacji Panczenlamy. Samo pojęcie “reinkarnacji” musi być obce i absurdalne dla ateistycznych, komunistycznych władz. Z drugiej strony, jest ono jednš z fundamentalnych [doktryn] buddyzmu tybetańskiego. Dziœ jednak komunistyczny rzšd mówi nam, kogo wybrać i kto ma prawo do zatwierdzania takich decyzji. To dobra ilustracja całkowitego braku poszanowania dla tradycji i obyczajów narodu tybetańskiego.

Co się tyczy “umiędzynarodowienia sprawy Tybetu”, to na arenie międzynarodowej stanęła ona po raz pierwszy w chwili chińskiej inwazji, a następnie po stłumieniu powstania tybetańskiego w 1959 roku i ucieczce z kraju stu tysięcy Tybetańczyków, którzy musieli szukać schronienia w innych państwach. Nie zabiegajšc o wsparcie i zaangażowanie stron trzecich, od 1978 do 1987 roku próbowałem znaleŸć rozwišzanie problemu na drodze rozmów li tylko z chińskim rzšdem. Niestety, moje inicjatywy były ignorowane przez władze chińskie.

Przed dwoma laty Chiny postawiły [nowe] warunki wstępne rozpoczęcia negocjacji, domagajšc się, bym nie tylko zrezygnował z niepodległoœci Tybetu, ale i oœwiadczył, że Tybet zawsze należał do Chin. Z naszej historii wynika jednak jasno, że Tybet był niepodległym krajem, a nie chińskš prowincjš. Rzšd Chin może interpretować historię inaczej, niemniej zmuszanie nas do podpisania się pod takš wizjš nigdzie nie prowadzi. Zamiast dywagować o historii, pozostańmy przy swoich poglšdach i zajmijmy się przyszłoœciš, patrzšc, jak lubił mawiać Deng Xiaoping, “przed siebie”. Przeszłoœci zmienić się nie da, możemy jednak kształtować przyszłoœć.

Ostatnio pogorszyły się stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Nie zamierzam próbować tego wykorzystać. Przeciwnie, chciałbym wezwać USA do poprawienia relacji z Chinami. Przywódcy amerykańscy powinni z Chinami rozmawiać i nie prowadzić wobec tego kraju polityki izolowania czy powstrzymywania. Stabilne, dobre stosunki między Stanami Zjednoczonymi i Chinami przyniosš nie tylko pożytek obu tym państwom, ale mogš również pomóc w rozwišzaniu problemu Tybetu. Chciałbym też pomóc przywódcom Chin, powinni bowiem zrozumieć, że uciekanie się do gróŸb czy próby zastraszania nie poprawia wizerunku Chin w oczach œwiata. Społecznoœć międzynarodowa, na przykład, nie reaguje najlepiej na przesadne protesty wobec amerykańskiej wizyty prezydenta Tajwanu czy chińskie próby z rakietami balistycznymi w Zatoce Tajwańskiej.

Dziœ, na progu XXI stulecia, Chiny znajdujš się w bardzo skomplikowanej sytuacji. Szybko stajš się potęgš gospodarczš, politycznš i militarnš. Jednoczeœnie chińskie społeczeństwo przechodzi głębokie zmiany. Chińskie władze czeka zmiana pokoleniowa. Prędzej czy póŸniej naród zacznie się domagać wolnoœci, demokracji, równoœci, praw człowieka. Przeobrażenie panujšcego dziœ, totalitarnego reżimu we władzę bardziej otwartš i demokratycznš jest nieuchronne. Pytanie brzmi tylko, kiedy i jak do tego dojdzie i czy proces transformacji będzie łagodny, czy też trudny. Pokojowe, demokratyczne, wolne Chiny, Chiny szanujšce prawa człowieka, Chiny dostatnie, stabilne i pluralistyczne, Chiny bezpieczne dzięki przyjaznym stosunkom z sšsiadami – takie Chiny będš najlepiej służyć swoim własnym interesom, nie wspominajšc już o interesach Tybetu, Azji i wreszcie całego œwiata.

Przyszłe Chiny, przechodzšce od totalitaryzmu do społeczeństwa bardziej otwartego i demokratycznego, nieuchronnie stanš przed problemem Tybetu. Właœciwe rozwišzanie owego problemu ułatwi nie tylko proces transformacji w samych Chinach, ale może również zachęcić Tybetańczyków do wsparcia demokratycznych przemian. Brak takiego rozwišzania może narazić na szwank nawet chińskš transformację. Brutalne dławienie pokojowego ruchu w Tybecie wzmocni tylko chińskie siły antydemokratyczne, blokujšc tym samym proces przeobrażania Chin.

Prowadzona dziœ w Tybecie polityka twardej ręki nie tylko nie rozwišże problemu, ale skomplikuje sytuację jeszcze bardziej. Spotęguje też zniecierpliwienie Tybetańczyków, zwiększajšc zagrożenie użycia przemocy. Z całš pewnoœciš nie leży to ani w interesie Tybetu, ani Chin.

Staramy się rozwišzać problem Tybetu w duchu pojednania, kompromisu i zrozumienia. Pragniemy miękkiego lšdowania, a nie katastrofy.

Bez względu na okolicznoœci, ruch tybetański musi nadal niewzruszenie polegać na metodach pokojowych, na niestosowaniu przemocy. Zabiegamy o dobre i długotrwałe relacje z Chinami, oparte na wzajemnym szacunku i obopólnych korzyœciach. Nie idzie nam o wzniecanie wrogoœci wobec Chin. Jeżeli postanowimy pozostawać we wspólnych granicach, musimy być sobie prawdziwymi braćmi i siostrami. Jeœli uznamy, że nasze drogi powinny się rozejœć, musimy być dobrymi sšsiadami. Trwałe, dobre stosunki z Chinami będš zawsze dla Tybetu priorytetem.

Szukajšc rozwišzania, musimy myœleć nie tylko o fundamentalnych interesach Tybetu i jego narodu, ale także o obronnoœci, gospodarce i uczuciach narodu chińskiego. Nic nie zagrozi życiu, majštkowi i prawom Chińczyków, którzy żyjš i pracujš w Tybecie. Z czasem, pokojowo wypracuje się uzgodnienia w sprawie ich statusu. Mówiłem o tym 1988 roku w Strasburgu.

Chiny sš wielkim krajem, cywilizacjš o historii sięgajšcej pięciu tysięcy lat, cywilizacjš, która tak wiele dała ludzkoœci. Dziœ, jak już mówiłem, stajš się mocarstwem politycznym, gospodarczym i militarnym. Mocarstwo, będšce gwarantem pokoju i godnoœci człowieka zyska uznanie i podziw miliardów ludzi. Tylko mocarstwo, szanujšce prawa małych narodów, jest mocarstwem prawdziwym. Uczciwe, pokojowe rozwišzanie problemu Tybetu przyniesie więc pożytek nie tylko samemu Tybetowi i Tybetańczykom, ale i, na dłuższš metę, samym Chinom.

Na koniec chciałbym powiedzieć, iż głęboko wierzę, że nawet naród tak mały, jak tybetański, może przyczynić się do budowania pokoju i dostatku w Chinach. Lata rzšdów komunistycznych i, ostatnio, goršczkowej działalnoœci gospodarczej, powodowane czy to komunistycznym, czy kapitalistycznym skrajnym materializmem, podkopały gmach chińskich wartoœci duchowych i moralnych. W chińskim społeczeństwie powstała wielka, duchowa i moralna czarna dziura. Tybetańska kultura i filozofia buddyjska mogłaby więc służyć milionom chińskich braci i sióstr w ich poszukiwaniach wartoœci moralnych i duchowych. Buddyzm nie jest w końcu obcy tradycjom narodu chińskiego.


[powrót]