List Tybetańczyka z Amdo
Wizyta [Gjalcena Norbu w Kumbumie i Labrangu] symbolizuje, po pierwsze,
kontrolę chińskiego rządu nad umysłami i sercami
Tybetańczyków. Po drugie – i ważniejsze
– jest testem polityki Chin w Tybecie.
Ponieważ odwiedziny w tych klasztorach mają poważne implikacje historyczne i religijne, od wielu miesięcy władze w Pekinie i Xiningu bardzo się starały, żeby wszystko dobrze wypadło. Kumbum jest jednym z najważniejszych klasztorów; ma ogromny wpływ na Tybetańczyków i Mongołów – oraz szczególnych związek z samym Panczenlamą. W Kumbumie urodził się Dzie Congkhapa, założycie linii gelugpa, na której czele stoi Dalajlama. Panczenalama należy do tej tradycji. Po drugie, wszyscy panczenlamowie mieszkali w tym klasztorze lub cieszyli się jego poparciem. Poprzedni Panczenlama spędził tu kilka lat. Kochali go wszyscy mnisi i uczeni. Ostatnio służby bezpieczeństwa przeprowadziły ponowną rejestrację wszystkich mnichów Kumbumu i wydały im nowe karty identyfikacyjne. Ogłoszono, że osoby, które nie mają nowych kart, nie mogą przebywać w klasztorze. Ze świątyni usunięto wszystkich nie zarejestrowanych – krewnych, pielgrzymów itd. Władze zapowiedziały też, że mnisi, którzy nie wezmą udziału w ceremonii, zostaną wydaleni z klasztoru. W ceremonii powitalnej musieli też uczestniczyć tybetańscy studenci, robotnicy i urzędnicy z pobliskiego Xiningu. |
Agja Rinpocze i X Panczenlama |
Władze nie zdały jednak tego testu i to powinno dać do myślenia Pekinowi. Chińczycy nie zdobyli serc i umysłów Tybetańczyków. Takie poczynania budzą jedynie wrogość zwykłych ludzi, którzy normalnie nie interesują się polityką. Wielu mnichów opuściło klasztor przed wizytą. Nie ma żadnych pielgrzymów, którzy przybyliby tu z własnej woli. Ci, co brali udział w ceremonii, też są przeciw.
Na początku lat osiemdziesiątych wizytę w tym regionie złożył X Panczenlama. Wtedy nie trzeba było sprowadzać wojska i policji do klasztorów. Ludzie wędrowali setki kilometrów, żeby go zobaczyć. Wszystko organizowali sami Tybetańczycy, za własne pieniądze. Oddanie i szacunek rodzą się z wiary. Nie narzuci ich siłą żaden ateistyczny reżim.
Dlaczego Tybetańczycy nie chcą widzieć “swego ukochanego duchowego przywódcy”? To dla nich bardzo proste. Ten chłopiec po prostu nie jest Panczenlamą. Następcą Panczenlamy wybrał go ateistyczny chiński rząd, który wcześniej zniszczył wszystkie symbole buddyjskie w Tybecie. Za jego kawalkadą snują się inne historie. W maju 1995 roku zniknął sześcioletni Gendun Czokji Nima, w którym Jego Świątobliwość Dalajlama rozpoznał XI Panczenlamę. Czadrel Rinpocze, którego sami Chińczycy postawili na czele grupy poszukującej nowego wcielenia, został zatrzymany, wtrącony do więzienia i do dziś przebywa w areszcie domowym gdzieś w środkowym Tybecie. Agja Rinpocze, opat klasztoru Kumbum, żyje na wygnaniu, do którego zmusiły go naciski chińskiego rządu, żeby uznał Gjalcena Norbu. Przy okazji aresztowano wielu mnichów i świeckich. I wreszcie, co najważniejsze, tego chłopca nie uznaje Dalajlama.
(podpis)