Zdaniem innych uchodców przymus nauki w języku chińskim stanowi zagrożenie dla tybetańskiej kultury i sprawia, że Tybetańczycy nie chcš uczęszczać do szkół, nawet jeli majš takie możliwoci. "Tybetańskie dzieci trzeba kształcić stosownie do ich potrzeb psychicznych - mówi student, który niedawno dotarł do Nepalu. - I dlatego językiem wykładowym musi być język tybetański".
Inni potwierdzajš, że miejsce tybetańskiego zajmuje w szkołach mandaryński. "Nauki przyrodnicze i społeczne, np. prawo i ekonomię, powinno się wykładać po tybetańsku - powiedział RFA inny student. - Uczniowie rozumieliby znacznie więcej. Gdyby kształcono ich w atmosferze zgodnej z rodzimymi tradycjami i kulturš, robiliby większe postępy".
2.800 z 4.600 Tybetańczyków, którzy przybyli do Nepalu w 2003 roku, przekroczyło granicę potajemnie, bez paszportów. Było wród nich wielu mnichów i mniszek, uciekajšcych przed przeladowaniami lub po prostu szukajšcych klasztorów, w których mogliby bezpiecznie kontynuować studia religijne. "Mnisi i mniszki uciekajš z powodu chińskich kampanii edukacji patriotycznej - mówi Kalsang Czimi. Władze chińskie ograniczajš też liczbę osób, którym wolno przyjšć lubowania zakonne. - Bardzo trudno wstšpić do klasztoru bez oficjalnego, chińskiego zezwolenia. Dlatego chcš dostać się do orodków monastycznych w Indiach".
W wielu regionach chińska gospodarka rozwija się bardzo szybko. Bogate miasta pomagajš malować wizerunek Chin jako azjatyckiego mocarstwa, ale ostatnie materiały RFA ukazujš obraz walki najbiedniejszych mieszkańców kraju o zapewnienie dzieciom minimum wykształcenia - które rzekomo gwarantuje im państwo. Mniejszoci etniczne zmagajš się nie tylko z ubóstwem, ale i z dyskryminacjš. W Tybecie problem jest tak poważny, że rodzice wysyłajš dzieci - nielegalnie, często same - przez granicę, by mogły korzystać z bezpłatnego systemu owiaty w tym kraju.