Martina Svensson
Powszechnie uważa się, że prawa człowieka są pojęciem obcym Chińczykom i że nie da się ich pogodzić z kulturą i społeczeństwem Chin. Jako dowód na poparcie tej tezy przywołuje się często krytykę praw człowieka ze strony tak Guomindangu, jak Komunistycznej Partii Chin, które w dodatku długo nie interesowały się tą kwestią.
Dowodem owej kulturowej sprzeczności ma być fakt, iż kultura chińska nie zrodziła idei praw człowieka. Niektórzy uważają wręcz, że brak idei praw człowieka w konfucjanizmie świadczy o tym, iż nie ma dla nich miejsca w chińskiej kulturze politycznej, i że ów brak tradycji wyklucza możliwość zaakceptowania i realizowania ich we współczesnych Chinach. Inni doszukują się jednak u Konfucjusza idei praw człowieka lub przynajmniej humanizmu, z którego idee takie dałoby się wywieść.
Osobiście uważam, że próby doszukiwania się praw człowieka w konfucjanizmie skazane są na porażkę. Choć mówi on, jak wszystkie kultury, o sprawiedliwości i ludzkiej godności, nie jest to, ma się rozumieć, tożsame z ideą realizacji praw człowieka. Nie należy brać wartości humanistycznych za prawa człowieka, choć oczywiście nie ma bez nich mowy o prawach człowieka i mogą one, właśnie w Chinach, torować drogę zrozumieniu i przyjęciu owych praw. Takie procesy zachodziły w tym kraju już w 1898 roku.
Dla ludzi, którzy nie pamiętają o historii,
prawa człowieka weszły do chińskiego dyskursu politycznego dopiero po 1989
roku; inni szukają ich źródeł w latach 1978-79. Są jednak w błędzie. W
rzeczy samej, o wszelkich “izmach” i prawach człowieka dyskutowano w Chinach
na wiele lat przed narzuceniem krajowi komunistycznego dogmatu. Dziś jest
to przemilczane, gdyż nie pasuje do oficjalnej wersji historii. Skoro Chińczycy
debatują i domagają się praw człowieka
od 1898 roku, dajmy wreszcie spokój kwestii ich niezgodności z chińską
tradycją.
W chwili kryzysu
Z dokumentów wynika jasno, że dyskusja o prawach człowieka zaczęła się w Chinach około 1898 roku. Ciągnie się zatem od ponad stu lat.
Na przełomie wieków Chiny przechodziły gwałtowne zmiany społeczne i polityczne. Upadek Reform Stu Dni (1898) i zmuszenie do emigracji ich twórców zradykalizowało nastroje, potęgując wrogość wielu Chińczyków wobec reżimu Qingów. Słabość polityczna i militarna w obliczu zagranicznej interwencji wywołała gorącą debatę nad przyczynami i możliwymi rozwiązaniami tej smutnej sytuacji. Nie przypadkiem jako pierwsi zażądali praw człowieka Chińczycy w Japonii – uchodźcy i studenci (często w jednej osobie).
W tym okresie rodziły się nowe idee polityczne, również idea praw człowieka, będące reakcją na uwarunkowania i wymogi sytuacji politycznej, w której znaleźli się Chińczycy. Tym razem sami zapożyczali idee, których nikt im nie narzucał. W przeciwieństwie do dyskusji toczonych dzisiaj, na początku wieku Chińczycy nie czuli się zagrożeni ideą praw człowieka i nie widzieli w niej groźby dla suwerenności. Prawa człowieka i nacjonalizm traktowano jako uzupełniające się idee, które pomagają wzmocnić państwo. Otwarcie przyznawano, że idee te pochodzą z Zachodu, uważano jednak, że mają charakter uniwersalny i będą pożyteczne dla Chin. Rewolucjonista Feng Ziyou pisał, że studiujący w Japonii Chińczycy “upajali się ideami wolności, równości i praw naturalnych [tianfu renquan]. Fang był niewątpliwie jednym z upojonych, o czym świadczy już imię, które sobie wybrał: Ziyou, Wolność. Inny, szesnastoletni Liu Yazi, po lekturze Rousseau, w 1902 roku obrał sobie imię Renquan, Prawa Człowieka.
Język praw człowieka stał się skutecznym
narzędziem w rękach rewolucjonistów, takich jak Zou Rong i Chen Tianhua,
w walce z Mandżurami, których oskarżali o odebranie Chińczykom [Hanom]
ich niezbywalnych praw. Przywrócenie owych praw [fu tianfu zhi renquan]
stało się hasłem przewodnim Rewolucyjnej Armii
Zou Ronga, za którą wtrącono go do więzienia. Trudno się dziwić, że językiem
praw człowieka mówili ci, którzy uważali, że zostali tych praw pozbawieni,
natomiast władcy utożsamiali się z innymi ideami. Prawa człowieka stały
się więc dla Chińczyków ważne z takich samych powodów, jak na Zachodzie.
Tyle że ich sytuacja była bardziej skomplikowana: zmagali się nie tylko
z despotycznym reżimem, ale i obcą agresją, która zagrażała istnieniu chińskiego
państwa. Ważniejsze i bardziej palące od zagwarantowania
praw indywidualnych było strzeżenie narodowej jedności.
“Niestosowne” czy “przestarzałe”?
Nie wszyscy rewolucjoniści byli orędownikami praw człowieka. Sun Yatsen zawsze był wobec nich sceptyczny, a w 1925 roku uznał wręcz, że nie są odpowiednie dla Chin. Jego poglądy ukształtowały guomindangowską wizję praw człowieka. Z kolei reformator Liang Qichao odrzucał prawa człowieka jako ideę przestarzałą, z której wycofuje się sam Zachód. Zgadzał się z japońskim uczonym Kato Hiroyukim, utrzymującym, że Darwin dowiódł, iż nie ma nic takiego, jak prawa człowieka, tylko prawa najsilniejszych [qiangquan]. W 1902 roku napisał: “Młodsze pokolenia wierzyły w prawa naturalne, w to, że ludzie rodzą się z niezbywalnymi prawami, niemniej Darwin uświadomił nam walkę o byt i zasadę selekcji naturalnej: silniejszy wygrywa, słabszy przegrywa”. Liang odrzucał więc prawa człowieka na mocy innych idei zachodnich, a nie chińskiej kultury. Chińczycy przyswoili ideologie wrogie prawom człowieka w tym samym czasie, a często nawet wcześniej niż samą ideę praw człowieka. Nie zapominajmy, że przed 1949 rokiem prawa człowieka nie miały takiego znaczenia, jak dziś – w sensie intelektualnym i politycznym – również na Zachodzie.
Na początku dwudziestego wieku – i później – orędownicy praw człowieka należeli zarówno do obozu reformatorów, jak i rewolucjonistów. W okresie Ruchu Czwartego Maja o prawach człowieka rozprawiali przyszli komuniści, np. Chen Duxiu, i liberałowie, choćby Gao Yihan. Hasłem przewodnim było wyzwolenie jednostki [geren jiefang] oraz poszanowanie ludzkiej godności i osobowości [renge], co naturalnie wiodło do szeroko wówczas dyskutowanej idei praw człowieka. Chen Duxiu uważał prawa człowieka [renquan], ewolucjonizm i socjalizm za trzy odrębne cechy nowoczesnej cywilizacji. Jego zainteresowanie prawami człowieka zbladło, gdy zdecydował się na komunizm, niemniej wrócił do nich pod koniec życia. Gao Yihan mówił o prawach człowieka przez całe lata dwudzieste, protestując, między innymi, przeciwko ograniczaniu przez chińskich generałów wolności słowa i publikacji.
Po utworzeniu rządu nankińskiego represje wobec opozycji zaczęły niepokoić tak liberałów, jak radykałów. Najdosadniej wypowiadali się Hu Shi, Luo Longji i Liang Shiqiu, związani z czasopismem literackim Półksiężyc [Xinyue]. Nazywano ich nawet “grupą praw człowieka” [renquan pai]. Co ciekawe, domagając się przestrzegania praw człowieka i przyjęcia konstytucji, ściągnęli na siebie krytykę tak Guomindangu, jak KPCh. Ideologowie GMD odrzucali prawa człowieka jako przestarzałe, nienaukowe i niestosowne dla Chin, podczas gdy komuniści widzieli w nich narzędzie, służące interesom burżuazji.
Na początku lat trzydziestych liberałowie i radykałowie znaleźli wspólną platformę w Lidze na rzecz Obrony Praw Obywatelskich [Zhongguo minquan baozhang tongmeng], która udzielała pomocy ofiarom reżimu nacjonalistycznego. Liga stawiała sobie trzy cele: po pierwsze, miała zabiegać o uwolnienie więźniów politycznych oraz o wprowadzenie zakazu stosowania tortur i okrutnego traktowania, po drugie, otoczyć opieką, również prawną, więźniów politycznych, dokumentować warunki panujące w więzieniach i ujawniać przypadki naruszania praw obywatelskich, oraz, po trzecie, walczyć o wolność gromadzenia się i zrzeszania, wolność słowa i wolność prasy. Do Ligi należeli przedstawicie całej sceny politycznej ówczesnych Chin: od radykałów, takich jak Song Qingling i Yang Quan, po liberałów pokroju Hu Shi, Lin Yutanga czy Cai Yuanpeia.
Po wybuchu wojny z Japonią na pierwszy plan znów wysunęła się sprawa bytu państwa, niemniej, jak na początku wieku, znów łączyła się ona z retoryką praw człowieka. Najlepszym tego świadectwem był tzw. ruch praw człowieka [renquan yundong], powołany przez Zhou Jingwena w 1941 roku. Zhou twierdził, że poszanowanie praw człowieka jest warunkiem sine qua non skutecznej walki z Japończykami. Komuniści również domagali się respektowania praw człowieka, wierząc, że pomoże to w walce z Japonią. Przez całe lata czterdzieste liberałowie z Ligi Demokratycznej ostro krytykowali nacjonalistów za deptanie praw i swobód Chińczyków.
W latach czterdziestych Zhang Junmai informował
Chińczyków o toczących się na Zachodzie dyskusjach o prawach człowieka
– między innymi o manifeście H.G. Wells i pracach Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Chiński uczony i prawnik Zhang Pengqun odegrał bardzo ważną rolę jako wiceprzewodniczący
komitetu, pracującego nad tekstem Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.
Rząd GMD głosował za przyjęciem Deklaracji, najwyraźniej nie uważając wówczas,
że prawa człowieka nie na mają zastosowania
w Chinach.
Nieporozumienia
Wokół chińskiej wizji praw człowieka narosło wiele mitów. Mówi się, że dla Chińczyków owe prawa nie są przyrodzone i naturalne, lecz pochodzą z nadania państwa. Prawa gospodarcze mają mieć prymat nad obywatelskimi i politycznymi. Obowiązki uchodzą za ważniejsze od praw. I wreszcie, słyszy się często, Chińczycy mają interesować się owymi prawami tylko o tyle, o ile służą one bogactwu państwa.
Z lektury dokumentów, które powstały przed 1949 rokiem, wynika jednak jasno, że prawa człowieka uznawano powszechnie za przyrodzone [guyou], święte [shensheng], nienaruszalne [buke duo] i niezbywalne [buke paoqi] – a więc niewątpliwie wrodzone, a nie nadane przez państwo. Chińscy autorzy mówili z reguły o prawach obywatelskich [minquan], które brały się z faktu posiadania obywatelstwa lub, rzadziej, określonych poglądów politycznych, oraz o prawach człowieka – należnych wszystkim ludziom, niezależnie od ich obywatelstwa czy poglądów. Pierwsze nadawało państwo, drugie natomiast były wrodzone: człowiek miał je, zanim pojawiło się państwo.
Większość współczesnych działaczy wywodzi prawa człowieka z ludzkiej godności – dobrym przykładem są międzynarodowe pakty ONZ, mówiące o “przyrodzonej godności wszystkich członków wspólnoty ludzkiej”. Również myśliciele chińscy z reguły łączyli prawa człowieka z pojęciem ludzkiej godności i dowodzili, że pozbawiając człowieka owych praw, depcze się jego godność i osobowość. Chińczycy opisują prawa człowieka jako prawa, których potrzebuje jednostka, aby być Człowiekiem [zuoren de quanli]. Luo Longji pisze: “Prawa człowieka, najprościej rzecz ujmując, to wszystkie te prawa, które pozwalają nam być Człowiekiem [zuoren]. To warunki konieczne do bycia istotą ludzką”. Do bycia Człowiekiem nie wystarczy zaspokojenie li tylko potrzeb fizycznych – trzeba też poszanowania godności i wartości człowieka. W tym okresie chińscy autorzy podkreślali często, że człowiek, nie mający owych praw, nie różni się niczym od niewolnika lub bestii. Mai Menghua napisał w 1900 roku, że człowiek, który “odziewa się w szaty swego pana, je strawę swego pana, mówi słowami swego pana i czyni czyny swego pana” jest li tylko niewolnikiem.
Chińczycy podkreślali, że prawa człowieka należą do wszystkich – elit i gminu, mężczyzn i kobiet. Retoryka klasowego charakteru owych praw i prymatu praw kolektywnych nad indywidualnymi pojawiła się dopiero wraz z komunistami.
Dziś chiński rząd utrzymuje, że prawo do egzystencji [shengcun quan] jest najważniejszym prawem człowieka. Niektórzy badacze twierdzą, że postawa ta bierze się z tradycji, która każe dbać o dostatek poddanych. Rozumowanie takie jest jednak wewnętrznie sprzeczne, gdyż, jak się przekonaliśmy, pierwsze dyskusje o prawach człowieka skupiały się na prawach liberalnych – wolności słowa, gromadzenia się i zrzeszania czy prasy. Tego właśnie domagano się na początku wieku i za łamanie takich praw krytykowano rząd Qingów. Na te prawa kładł największy nacisk Ruch Czwartego Maja, a później zarówno liberałowie, jak komuniści. W latach czterdziestych Mao Zedong krytykował przecież nacjonalistów za ograniczanie praw politycznych i obywatelskich.
O prawach gospodarczych i społecznych zaczęto
mówić dopiero w 1919 roku i wtedy też po raz pierwszy pojawił się termin
shengcun quan. Co ciekawe, nie ukuli go komuniści i nie oni posługiwali
się nim jako pierwsi. Wydaje się, że palma pierwszeństwa należy się tu
liberałowi Gao Yihanowi i Dai Jitao z GMD. “Prawo do egzystencji” łączyli
oni z prawem do edukacji oraz pomocą materialną
dla ludzi starszych i upośledzonych, którzy nie mogli utrzymywać się z
własnej pracy. Dziś władze nadają temu terminowi zupełnie inne znaczenie:
ściśle kolektywne i nacjonalistyczne. Chińscy dysydenci są natomiast zdania,
że prawa gospodarcze, społeczne, obywatelskie
i polityczne są równie ważne.
Powracający temat
Retoryka praw człowieka, choć posługiwała się nią mniejszość, odegrała więc pewną rolę w procesach politycznych, zachodzących w Chinach w latach 1898-1949. W 1949 roku praktycznie zanikła, powracając dopiero w wypowiedziach garstki najodważniejszych w 1957 roku. W 1978 sięgnął po nią ruch demokratyczny.
Dopóki żył Deng Xiaoping, kampania stu kwiatów i związany z nią atak na “elementy prawicowe” były tematami tabu. Ostatnio pojawiły się jednak w publikacje, zawierające między innymi artykuły autorów, uznanych wówczas za prawicowców. Wynika z nich jasno, że po 1949 roku nie wszyscy zapomnieli o prawach człowieka. Krytykowano deptanie praw człowieka podczas kampanii, domagano się skutecznego zagwarantowania konstytucyjnych praw i swobód. Jak wcześniej, najczęściej żądano wolności słowa i prasy. Żywotność idei praw człowieka po dziesięciu latach rządów KPCh nie budzi większego zdziwienia; znacznie ważniejsza, zwłaszcza z perspektywy reżimu, musiała być powszechna krytyka systemu politycznego.
Bardziej zaskakujące jest zmartwychwstanie retoryki praw człowieka w latach 1978-79. Niemal wszyscy ówcześni działacze byli młodzi i nie mogli mieć żadnych wspomnień sprzed 1949 roku. Odebrali edukację socjalistyczną, w której nie było mowy o prawach człowieka. Warto zauważyć, że niemal żaden z autorów słynnych plakatów czy samizdatowych broszur nie dawał do zrozumienia, iż wie o dyskusjach na temat praw człowieka, jakie toczyły się w Chinach przed 1949 rokiem, czy o artykułach “prawicowców” z 1957 roku, których lwia część wciąż jeszcze czekała na rehabilitację. Pojawiały się wzmianki o chińskiej Lidze na rzecz Obrony Praw Obywatelskich, niemniej działacze demokratyczni odwoływali się z reguły do zagranicznych deklaracji praw człowieka – amerykańskich, francuskich czy oenzetowskich. Powrót do retoryki praw człowieka nie był łatwy, gdyż władze były podejrzliwe wobec samej idei, dla której, ich zdaniem, nie było miejsca w socjalistycznym państwie.
W 1980 roku Xu Wenli wolał więc mówić o prawach obywatelskich [minquan] niż o prawach człowieka [renquan], gdyż orędowanie za tymi drugimi równało się oskarżeniu o agenturalne powiązania z Jimmy Carterem. Wei Jingsheng, Ren Wanding nie byli jednak tak rozważni i często mówili o prawach człowieka. W ich artykułach często słyszy się echa wcześniejszych dysput. Motyw niewolnika jest centralnym tematem dwudziestowiecznej retoryki praw człowieka w Chinach – od Mai Menhua (1900) po Wei Jingshenga. “Kiedy jednostka traci prawa człowieka, traci prawa istoty ludzkiej i zostaje jej tylko los niewolnika”, powiadał ten drugi.
Postulaty działaczy demokratycznych postawiły
władze chińskie przed dylematem: czy prawa człowieka są li tylko sloganem
burżuazyjnym, czy rzeczywiście jest dla nich miejsce w kraju socjalistycznym?
Jedni twierdzili, że dyskusja o prawach człowieka jest atakiem na władzę,
widząc w nich tylko burżuazyjny slogan. Jednak byli i tacy, którzy postulowali
marksistowską wizję praw człowieka, utrzymując, że burżuazja
miała rzeczywiście monopol na tę ideę, co jednak nie powinno odbierać proletariatowi
możliwości domagania się praw człowieka. Fakt, iż pewni ludzie (działacze
demokratyczni) atakują rząd przy pomocy takich sloganów – tłumaczyli –
nie odbiera wartości samej idei praw
człowieka. Nie zaprzeczali też, że w Chinach faktycznie istnieje problem
naruszania praw człowieka, niemniej winą za to obarczali feudalną tradycję
i bandę czworga.
Akceptacja poniewczasie
Drugi etap publicznej debaty na temat praw człowieka rozpoczął się w 1988 roku, kiedy to Chiny oficjalnie uznały znaczenie Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, oświadczając, że ją popierają. W tym czasie zaczęto publikować artykuły naukowe i książki, z których wynikało, że prawa człowieka były wcześniej tematem tabu, co sprawiło, że często rozumiano je opacznie.
Trzecia część debaty przypada na drugą połowę roku 1989. Rząd został wówczas zmuszony do ustosunkowania się do międzynarodowych zarzutów, związanych z kampanią przeciwko ruchowi demokratycznemu. Postawił na polemikę, odrzucając wszelkie zarzuty jako mieszanie się w wewnętrzne sprawy Chin.
Obok retorycznej samoobrony partii, której wyrazem były kolejne białe księgi poświęcone prawom człowieka, uruchomiono też środowiska akademickie, organizując liczne seminaria i konferencje. Ostatnia, firmowana przez Chińskie Stowarzyszenie Studiów Praw Człowieka, rządową “organizację pozarządową”, odbyła się w pięćdziesiątą rocznicę przyjęcia Deklaracji Powszechnej. Na uniwersytetach powstawały katedry praw człowieka. Władze uznały, że muszą udowodnić, iż w Chinach przestrzega się praw człowieka, co wskazuje, że do pewnego stopnia zaakceptowały ich język.
Owa akceptacja wymagała jednak przedefiniowania
charakteru i treści praw człowieka – stworzenia “praw człowieka o chińskim
obliczu”. Choć władze w zasadzie zgadzają się, że prawa człowieka mają
charakter powszechny, w praktyce uzależniają je od uwarunkowań, takich
jak rozwój gospodarczy społeczeństwa, jego tradycje i kultura. Pewne prawa
są przy tym bardziej fundamentalne
i mają większe zastosowanie w Chinach niż inne. Priorytet mają prawa gospodarcze
i społeczne, z prawem do egzystencji na czele. Prawa polityczne i obywatelskie
stoją na drugim planie.
Zmienianie historii
Wydarzenia 1989 roku zarezerwowały prawom człowieka miejsce – miejsce tragiczne – w chińskim leksykonie politycznym. W białej księdze z 1991 roku chiński reżim dumnie oświadczył, że “Komunistyczna Partia Chin od pierwszych dni swego istnienia wysoko dzierży sztandar demokracji i praw człowieka”. To dowód bardzo wybiórczej pamięci KPCh. Ale i tego, że władze muszą dziś akceptować istnienie języka praw człowieka. Czasy, kiedy dało się je zbywać jako burżuazyjny slogan, należą do przeszłości. Wydaje się, że nikt już nie wątpi, że również w państwie socjalistycznym jest miejsce dla praw człowieka.
Językiem tym posługują się również chińscy dysydenci i mieszkańcy Chin. W sposób niewyobrażalny przed 1989 rokiem. Od 1994 roku płynie rzeka petycji o przestrzeganie praw człowieka, zwolnienie więźniów politycznych i zmianę oficjalnego stanowiska wobec wydarzeń z czwartego czerwca. Chińscy dysydenci odrzucają tezy o klasowym charakterze praw człowieka, nadając im wymiar powszechny. Jak wcześniejsze pokolenia, wiążą je z ludzką godnością i uznają, że nie można być bez nich człowiekiem.
W jednej z petycji z okazji rocznicy czwartego czerwca czytamy: “Poszanowanie wolności jednostki, równości i godności oraz przestrzeganie fundamentalnych, niezbywalnych i nienaruszalnych praw człowieka jest kamieniem milowym postępu, rozwoju społecznego, wzajemnej pomocy i ludzkiej godności”. Liu Qing, przewodniczący [ruchu] Praw Człowieka w Chinach nazywa prawa człowieka “fundamentalnymi prawami, które czynią człowieka człowiekiem”, przywołując w ten sposób wizję Luo Longji z lat dwudziestych. Ponieważ władze posługują się retoryką praw człowieka, istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że będą to robić również ich poddani, wykorzystując ją przeciwko reżimowi. Kiedy rząd postanowił podpisać międzynarodowe pakty praw człowieka, chińscy dysydenci zareagowali kolejną falą listów otwartych, petycji i apeli o przestrzeganie praw człowieka i zezwolenie na działanie niezależnych organizacji, zajmujących się tą problematyką.
Nie ulega wątpliwości, że Chińczycy doskonale
rozumieją i akceptują ideę praw człowieka. Wiążą ją również z sytuacją
polityczną w ich kraju. Oficjalne i nieoficjalne milczenie na temat praw
człowieka po roku 1949 należy tłumaczyć czynnikami politycznymi, a nie
kulturowymi. Retoryka praw człowieka wracała
wraz z ruchem demokratycznym z lat 1978-79 oraz 1989, co dobitnie świadczy
o tym, że prawa człowieka mają swoje miejsce w chińskiej kulturze politycznej.
Marina Svensson jest pracownikiem Katedry Języków Wschodnioazjatyckich Uniwersytetu Lund. Napisała pracę doktorską o chińskiej koncepcji praw człowieka w latach 1898-1949.
Copyright © 1999 China Rights Forum
Za Human Rights in China