Do TIN dotarły informacje o co najmniej dziesięciu ofiarach protestów, do których doszło w więzieniu Drapczi 1 i 4 maja, mimo że władze chińskie robią wszystko, by zablokować przepływ informacji z Tybetu. Mnich i świecki zostali zastrzeleni na miejscu, później zmarło zaś jeszcze pięć mniszek i trzech mnichów. Więźniowie polityczni, w tym mniszki: Ngałang Sangdrol, Ngałang Czoezom i Ngałang Tenzin, oraz siedemdziesięciojednoletni nauczyciel Tanak Dzigme Zangpo trafili po proteście do karcerów; są bici i torturowani. Wielu innych więźniów, między innymi Ngałang Sungrab, trzydziestodwuletni mnich z klasztoru Drepung oraz dwudziestodziewięcioletni Gjalcen Czoephel, odniosło ciężkie rany. Są teraz przetrzymywani w szpitalu wojskowym w pobliżu Sera lub w więziennych izolatkach.
Trzeba było aż trzech miesięcy, by informacje o protestach przedostały się za granicę. Władze podjęły nadzwyczajne środki bezpieczeństwa w więzieniu i w szpitalu wojskowym, w którym leżą ranni. Strażnikom i zwalnianym więźniom grożono surowymi konsekwencjami za rozmawianie z kimkolwiek o wydarzeniach w Drapczi; zajmujący się rannymi lekarze mają zakaz opuszczania szpitala.
Z wielu niezależnych raportów wynika, że cztery mniszki: dwudziestoczteroletnia Czoekji Łangmo, dwudziestoczteroletnia Taszi Lhamo, dwudziestojednoletnia Dekji Jangzom oraz Khandro Jonten, zmarły tego samego dnia, 7 czerwca, ponad miesiąc po demonstracjach. Władze utrzymują, że Czoekji Łangmo z klasztoru Szar Bumpa w pobliżu Phenpo powiesiła się, o czym mają świadczyć wyraźnie widoczne obrażenia. Taszi Lhamo, Dekji Jangzom i Khedron Jonten (wszystkie z okręgu Njemo, oddalonego o 150 kilometrów na zachód od Lhasy) miały zaś udusić się, połykając rytualne szarfy. Na ich ciałach nie ma żadnych widocznych obrażeń, choć wzdęcie zwłok może świadczyć o uszkodzeniu organów wewnętrznych. Oficjalna wersja nie wyjaśnia, dlaczego wszystkie mniszki zmarły tego samego dnia. Wiadomo, że przetrzymywano je w karcerach i że nie miały ze sobą żadnego kontaktu. Traktowano je z taką brutalnością zapewne dlatego, że zostały uznane za organizatorki protestu.
Raport, którego nie udało się jeszcze potwierdzić, mówi, że zmarła również piąta mniszka, Lobsang Łangmo, pobita w więzieniu po drugiej demonstracji. Najprawdopodobniej pochodziła z Phenpo w okręgu Lhundrup.
Czoekji Łangmo została aresztowana 14 czerwca 1944 roku za udział w demonstracji w Lhasie. Wraz z nią zatrzymano cztery inne mniszki z oddalonego o 45 kilometrów od stolicy klasztoru Szar Bumpa. Policja zatrzymała kobiety za wznoszenie proniepodległościowych haseł na Barkorze (droga pielgrzymów) i przewiozła je do aresztu Guca. Czoekji Łangmo skazano na pięć lat więzienia i przewieziono do Drapczi. Były więzień z Drapczi, który po zwolnieniu zdołał uciec z Tybetu, twierdzi, że Czoekji miała poważne problemy żołądkowe i była ciągle opuchnięta od bicia i tortur. 11 czerwca jej zwłoki poddano kremacji w więzieniu; w zeszłym tygodniu odprawiono w jej intencji tradycyjne rytuały buddyjskie w Dharamsali w północnych Indiach.
Lobsang Gelek (imię zakonne: Tenzin Czoephel) został zastrzelony 1 lub 4 maja. Ten dwudziestoczteroletni mnich z klasztoru Khangmar w okręgu Damszung (prefektura Lhasa) został aresztowany 14 kwietnia 1995 roku za udział w dwóch demonstracjach, polegających na wznoszeniu niepodległościowych haseł na lhaskim Barkorze. 11 kwietnia grupa mnichów, w której był Lobsang, odwiedziła ołtarz poświęcony bóstwom opiekuńczym i ślubowała przed nim zorganizować w Lhasie demonstrację. Po zatrzymaniu wszystkich brutalnie pobito i przewieziono do aresztu Guca. Lobsanga przeniesiono później do Drapczi. Po majowych demonstracjach w więzieniu władze poinformowały ojca Lobsanga, że jego syn popełnił samobójstwo i, jak donoszą niezależne źródła, wypłaciły mu 700 RMB (82 USD) w ramach “kondolencji”.
Po majowych protestach pobito na śmierć dwóch mnichów z klasztoru Ganden: Khedruba i Ngałanga Tenkjonga (imię świeckie: Lobsang Łangczug). Pochodzącego z Meldrogongkar Khedruba aresztowano w marcu 1994 roku i skazano na pięć lat więzienia.
Nieoficjalne źródło podaje, że 4 maja został przewieziony do aresztu Outridu, który należy do więziennego kompleksu Sangjip (północno-wschodnie przedmieścia Lhasy), gdzie osadzono go w pozbawionym okien karcerze. Rodzinie nie wydano zwłok, a krewnych zmuszono do złożenia odcisków palców pod oświadczeniem, mówiącym, że przyczyną śmierci było samobójstwo. Dwudziestoośmioletni Ngałang Tenkjong zmarł po brutalnym pobiciu 5 maja. Odbywał wyrok dziesięciu lat więzienia za udział w proniepodległościowej demonstracji, która odbyła się w maju 1996 roku. Mamy też informacje, których nie udało się jeszcze potwierdzić, że 7 czerwca, tego samego dnia, co mniszki, zmarł również czwarty mnich, Ngałang Tenzin z oddalonego o 25 kilometrów na północ od Lhasy klasztoru Nalanda.
Właściwie wszystkie źródła mówią o głębokiej solidarności między więźniami politycznymi i kryminalnymi, która dała o sobie znać podczas wydarzeń z 1 i 4 maja. Z pewnością wzbudzi to poważny niepokój chińskich władz, które zawsze oddzielały od siebie te grupy więźniów, obawiając się, że polityczni mogą “zarazić” swoimi ideami kryminalistów. W Drapczi więźniowie polityczni trafiali zawsze na “oddział piąty”, a więźniarki - na trzeci. “Zajścia w Drapczi są dowodem na to, że więźniów politycznych i kryminalnych jednoczy wspólna sprawa wolności Tybetu”, komentuje majowe demonstracje - które rozpoczął więzień kryminalny - tybetańskie źródło TIN. W październiku zeszłego roku więzień kryminalny Sonam Cełang zdobył się na protest w obecności delegatów z Grupy Roboczej ONZ ds. Arbitralnych Uwięzień. Kiedy przedstawiciele ONZ weszli do jego celi, skazany za gwałt Sonam krzyknął: “Niech żyje Dalajlama!”. Jak wynika z naszych informacji, został za to pobity i wtrącony do karceru. Wyrok Lodroe Gjaco, odsiadującego 15 lat za zabójstwo, został podniesiony o sześć lat za rozdawanie niepodległościowych ulotek w więzieniu.
Komunistyczne władze Chin uważają, że więźniów politycznych należy oddzielać od kryminalnych, a dysydentów - od reszty społeczeństwa. Dobrze ilustrują to wydarzenia na pekińskim placu Tiananmen w czerwcu 1989 roku. Rząd próbował odseparować studentów od “ludu”, by ich polityczne przesłanie nie dotarło do “mas”. Władze obawiały się wówczas najbardziej zaangażowania robotników - reprezentujących przeciętnych Chińczyków - a nie samych studentów, których uważają za odrębną, elitarną grupę. Po wydarzeniach na Tiananmen działaczy robotniczych karano i prześladowano za znacznie większą zajadłością niż studentów.
Podczas majowych protestów w Drapczi więźniowie kryminalni wspierali politycznych, co wskazywałoby, że próby separacji spełzły na niczym. Dlatego też strażnicy szczególnie brutalnie traktowali więźniów kryminalnych, którzy podchwycili hasła polityczne. Natychmiast odizolowano też i zaczęto przesłuchiwać więźniów politycznych, którzy brali udział w demonstracjach z 1 i 4 maja.
Wśród mniszek, które brutalnie pobito i zamknięto w karcerach po proteście, są Ngałang Sangdrol, Ngałang Czoezom i Ngałang Tenzin. Wyrok młodziutkiej Ngałang Sangdrol podnoszono już dwukrotnie za działalność polityczną w więzieniu. W lipcu 1996 roku skazano ją dodatkowo na dziewięć lat więzienia za “wzniesienie okrzyku”, odmówienia posłania pryczy i niewstanie, gdy do celi weszła strażniczka. Później krzyknęła “Wolny Tybet!”, kiedy więźniarki stały za karę na dziedzińcu w strugach deszczu. Obecnie wyrok Ngałang Sangdrol opiewa na 18 lat. Trzydziestoletnia Ngałang Tenzin z klasztoru Gjadrag w Lhundrup została aresztowana 15 lutego 1995 za udział w demonstracji i skazana na pięć lat więzienia. Poważne obawy budzi również los Ngałang Czoezom (imię świeckie: Pasang Lhamo), mniszki z Czubsang, którą aresztowano 21 maja 1992 roku i skazano na pięć lat więzienia za udział w proniepodległościowej demonstracji. Ngałang Czoezom - wraz z Ngałang Sangdrol i 13 innymi mniszkami - została ukarana podniesieniem wyroku za śpiewanie w celach pieśni o niepodległości Tybetu i Dalajlamie. Jej pełny wyrok opiewa w tej chwili na 11 lat.
Sędziwy nauczyciel Tanak Dzigme Zangpo, który spędzi w więzieniu 41 lat i wyjdzie na wolność w roku 2011, został również pobity i zamknięty w karcerze. Dzigme Zangpo (Tanak - to przydomek rodziny) został po raz pierwszy aresztowany i skazany za “zatruwanie umysłów dzieci kontrrewolucyjnymi ideami”. Po odbyciu kary aresztowano go ponownie za nalepienie na ścianie niepodległościowego plakatu. 6 grudnia 1991 roku został pobity i wtrącony do karceru za wznoszenie okrzyków podczas wizyty w Drapczi delegacji rządu szwajcarskiego. Po tym incydencie jego pierwotny wyrok (20 lat) podniesiono dodatkowo o lat osiem.
Nie wiadomo, w jakim stanie jest Ngałang Sungrab, mnich z klasztoru Drepung, który został brutalnie pobity i prawdopodobnie postrzelony podczas protestu w Drapczi. Z naszych informacji wynika, że Ngałang wznosił niepodległościowe hasła już w kwietniu, podczas innego wiecu w więzieniu. Może to wyjaśniać szczególną brutalność, z jaką traktowano go po zajściach z 1 i 4 maja. Pochodzący z Phenpo Ngałang Sungrab odsiaduje dziesięć lat za udział w niepodległościowej demonstracji z 1991 roku.
Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji z Dharamsali informuje o ciężkim pobiciu Gjalcena Czoephela, który podważał podawaną przez władze wersję o samobójstwie mniszek. Gjalcen został skazany na 15 lat więzienia za współudział w zabójstwie chińskiego policjanta podczas demonstracji, do której doszło w marcu 1988 roku. W tej sprawie odbył się słynny pokazowy proces - skazano w nim, między innymi, Lobsanga Tenzina i mnicha z Gandenu imieniem Bagdro - podczas którego sędziowie wiedzieli, że wszystkich sześciu oskarżonych torturowano tygodniami, by wydobyć z nich zeznania.
Gjalcen Czoephel pochodzi z rodziny dysydenckiej. Jego matka, Ama Phurbu, została skazana na trzy lata więzienia w 1989 roku za zorganizowanie modlitw za demonstrantów zabitych podczas rozruchów w Lhasie. Brat trafił do więzienia wiosną 1991 roku po rutynowym polowaniu na potencjalnych dysydentów, ojciec również odbywał wyrok za przestępstwa polityczne.
Wizyta Trójki Unii Europejskiej w Drapczi
1 maja protest rozpoczął się podczas uroczystego wciągania flagi na maszt na dziedzińcu więzienia. Uroczystość stanowiła element przygotowań do wizyty delegacji Trójki Unii Europejskiej w Drapczi. Z naszych informacji wynika, że więźniowie wiedzieli, iż między 1 a 10 maja więzienie odwiedzi ważna delegacja, i wcześniej zaplanowali protest. Karma Dała (niektóre źródła podają skróconą wersję imienia: Kardar), świecki więzień kryminalny, zaczął wznosić hasła poparcia dla Dalajlamy i niepodległości Tybetu w chwili wciągania flagi. Natychmiast przyłączyli się doń inni więźniowie. Z raportów wynika, że strażnicy oddali strzały ostrzegawcze w powietrze i zaczęli bić więźniów. Niektóre źródła podają, że Karma Dała został stracony kilka dni później wraz z trzema innymi więźniami kryminalnymi, inne utrzymują jednak, że zastrzelono go w trakcie protestu.
Następny protest - 4 maja - zbiegł się z wizytą europejskich delegatów. Nadal nie można jednak ustalić, czy doszło doń przed czy po wizycie misji UE. Władze wezwały na wiec więźniów ze wszystkich oddziałów - w tym 60 mnichów. Nagle więźniowie zaczęli krzyczeć: “Wolny Tybet!”. Wedle niektórych raportów, do okrzyków przyłączyli się więźniowie polityczni, zajmujący cele przy dziedzińcu. Strażnicy pobili ich za to ze szczególną brutalnością; natychmiast przeniesiono ich do karcerów. Część, w tym Khedruba, przewieziono do innych więzień, między innymi Outridu, gdyż w Drapczi zabrakło wolnych izolatek.
Delegacja, w skład której wchodzili ambasadorowie Wielkiej Brytanii, Austrii i Luksemburga w Pekinie, złożyła wizytę w Drapczi rankiem 4 maja. Delegaci nie zdawali sobie sprawy, że w więzieniu doszło do jakichkolwiek niepokojów. “Odnieśli wrażenie, że straże nie są wzmocnione i że nie podjęto specjalnych środków bezpieczeństwa”, napisali później w swoim raporcie. Przed wejściem na teren więzienia i wizytacją w bloku, w którym “panowały stosunkowo dobre warunki”, udzielono im pouczenia pod główną bramą. W odwiedzanych przez delegatów celach nie było żadnych więźniów, później widzieli jednak kilku w bloku edukacyjnym i warsztacie tkackim. Delegatom zezwolono na rozmowę z więźniem imieniem Cering Phuncog. “Sytuacja ta wywołała w nim najwyższy niepokój i początkowo nie chciał on odpowiadać na żadne pytania”, czytamy w opublikowanym w czerwcu raporcie delegacji. W końcu powiedział, że odsiaduje wyrok 13 lat więzienia za powiewanie flagą Tybetu podczas demonstracji. Był to zapewne mnich i klasztoru Palkhor Czoede, którego skazano w 1990 roku na 13 lat więzienia za udział w protestach politycznych. “Wszyscy więźniowie, których widzieli delegaci, sprawiali wrażenie stosunkowo zdrowych”, stwierdza raport.
Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji (TCHRD) z Dharamsali skrytykowało wizytę UE w Drapczi w swej odpowiedzi na wspomniany raport, którą opublikowano 17 lipca. “Ukrycie obu demonstracji w Drapczi przed delegatami świadczy najlepiej o skuteczności chińskiego nadzoru nad takimi wizytami”, stwierdza TCHRD. “Raport delegatów UE każe się poważnie zastanowić nad sensem takich wizyt w Tybecie i prowadzeniem z Chinami ‘rozmów bilateralnych’”.
Rzeczniczka brytyjskiego MSZ powiedziała, że rząd Wielkiej Brytanii nie zamierza zwracać się do chińskich władz w sprawie tego incydentu. “Nadal wierzymy, że najlepsze szanse na trwałe rozwiązanie problemów w Tybecie stworzy dialog między Tybetem a Chinami; korzystamy z każdej okazji, by do dialogu takiego zachęcać”, oświadczyła rzeczniczka. “Nadal przy każdej okazji będziemy podnosić kwestię praw człowieka tak bilateralnie, jak w kontaktach z naszymi partnerami z Unii Europejskiej”. W czasie wizyty Trójki w Tybecie Unii przewodziła Wielka Brytania; teraz prezydencja należy do Austrii.
Clinton: nowa “otwartość” Chin
Nie potwierdzony raport mówi, że 4 maja strażnicy nie otworzyli ognia do więźniów, gdyż po incydencie z 1 maja rząd centralny w Pekinie zakazał kierownictwu systemu penitencjarnego w Lhasie używania broni i pałek elektrycznych w trakcie podobnych niepokojów - zwłaszcza przed wizytą prezydenta Clintona, który przybył do Chin 25 czerwca.
Podczas wizyty Clinton, pierwszy prezydent USA odwiedzający ChRL po wydarzeniach na Tiananmen, obwieścił nową atmosferę “otwartości” w Chinach. “Mamy teraz atmosferę, w której możemy być otwarci i szczerzy, rozmawiając o tych kwestiach [tzn. o prawach człowieka]”, stwierdził na konferencji prasowej transmitowanej na żywo z Pekinu 27 czerwca. “Są tu między nami zasadne i słuszne rozbieżności, wierzę jednak, że czynimy postępy”.
Trudno powiedzieć, czy informacje o zamordowaniu, pobiciu i torturowaniu najbardziej znanych więźniów politycznych z Drapczi wpłynęłyby w jakikolwiek sposób na przebieg kontrowersyjnej wizyty Clintona, gdyby władze w Tybecie nie zapobiegły ich przekazaniu za granicę.
Otwartość, o której mówił Clinton, wydaje się nie dotyczyć sytuacji w Lhasie, gdzie po demonstracjach z 1 i 4 maja podjęto szczególne środki bezpieczeństwa - zwłaszcza w Drapczi. “Między 1 a 20 maja - podaje niezależne źródło - wstrzymano wszystkie normalne prace. Każdy więzień był indywidualnie przesłuchiwany. Wstrzymano normalne wizyty krewnych. Wprowadzono nowe, surowe środki bezpieczeństwa, by informacje o protestach nie przedostały się za mury więzienia”. Zwalnianym więźniom grożono represjami, a funkcjonariuszom sprawami karnymi za rozmawianie o incydentach z kimkolwiek spoza więzienia.
W zeszłym tygodniu władze chińskie oświadczyły, że raport TIN o śmierci dwudziestodwuletniego mnicha jest “oszczerstwem” i “kompletnym nonsensem”. Jesze Samten (imię świeckie: Tenzin Jesze) z klasztoru Ganden zmarł w sześć dni po zwolnieniu z więzienia Trisam, gdzie kończył odbywanie dwuletniego wyroku. Z więzienia wyszedł o kulach, miał złamane dwa żebra. Anonimowy chiński urzędnik powiedział agencji Reuters, że w pobliżu Lhasy nie ma żadnego więzienia, choć wcześniej władze oficjalnie przyznały, iż utrzymują w Tybecie trzy więzienia, w tym dwa w okolicach Lhasy.
W raporcie Trójki UE czytamy, że Biuro Sprawiedliwości informowało delegatów o istnieniu trzech więzień na terenie Tybetu: Drapczi, więzienia nr 1, Poło Tramo, czyli więzienia TRA nr 2, oddalonego o około 300 kilometrów na wschód od Lhasy, oraz Miejskiego Więzienia w Lhasie. To ostatnie - to zapewne więzienie Outridu, do którego kieruje się więźniów pochodzących ze stolicy. Drapczi i Outridu oddalone są o niecałe pięć kilometrów od świątyni Dżokhang w centrum Lhasy. Wspomniano również o Trisam, ośrodku “reformy poprzez edukację” (nazywanym też aresztem administracyjnym), który otworzono w lutym 1992 roku. Znajduje się on w okręgu Toelung, oddalonym o 10 kilometrów na zachód od Lhasy.
Ten sam anonimowy urzędnik stwierdził również, że w klasztorze Ganden nie było nigdy mnicha imieniem Jesze Samten, co może wynikać z faktu, iż przebywał on tam bez oficjalnego zezwolenia władz. Jeśli liczba mnichów przekracza limity narzucone tybetańskim klasztorom w trakcie kampanii edukacji patriotycznej, wielu mnichów przebywa w świątyniach nieoficjalnie. Nie mogą oni uczestniczyć w zajęciach, korzystać z cel i kuchni, są więc całkowicie uzależnieni od wsparcia z zewnątrz. Jesze Samten był właśnie w takiej sytuacji, a władze chińskie nie uznają święceń i zakonnych imion takich mnichów. Mogło się również zdarzyć, że w dokumentach zapisano chińską wersję jego imienia.
Chiński dostojnik zaprzeczył też niedawno innemu raportowi TIN na temat więźniów, których pobito i zamknięto w karcerach po proteście w czasie wizyty Grupy Roboczej ONZ ds. Arbitralnych Uwięzień, w październiku zeszłego roku. Żaden więzień “nie został pobity ani nie był represjonowany z powodu wywiadów przeprowadzonych przez Grupę Roboczą”, napisał ambasador Chin przez ONZ w Genewie w liście adresowanym do Grupy Roboczej.
Stanowcze zaprzeczanie doniesieniom o złym
traktowaniu więźniów oraz brutalne represje wobec osób, które przekazują
światu informacje na ten temat, wskazuje na wagę, jaką przywiązują władze
do protestów w więzieniach Tybetu. Surowe kary, jakie wymierzono po incydentach
w Drapczi, świadczą, że chiński rząd nie zamierza tolerować wspólnych
działań więźniów politycznych i kryminalnych.
Odizolowanie najważniejszych więźniów politycznych wskazuje, że władze
uznały, iż ich wpływów na innych więźniów stał się zbyt wielki i że należy
położyć temu kres.