Nowe naciski na tybetańskich przewodników
Rząd Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA) zatrudnił ostatnio
ponad stu chińskich przewodników. Przewodnicy tybetańscy, z których usług
wolą z reguły korzystać zachodni turyści, mogą stracić miejsca pracy. Wywiera
się na nich również nowe naciski polityczne, gdyż rozmowy Tybetańczyków
z cudzoziemcami na temat tybetańskiej kultury, historii i Dalajlamy mogą,
zdaniem władz, stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa. Władze wymagają
obecnie, by przewodnicy w TRA posiadali świadectwa ukończenia szkół średnich,
co stawia w bardzo trudnym położeniu Tybetańczyków, którzy uczyli się angielskiego
i studiowali tybetańską kulturę w szkołach emigracyjnych w Indiach, by
po powrocie do Tybetu podjąć pracę w biurach podróży.
Przewodnicy w Tybecie muszą też zdać egzamin polityczny. TIN
zdobył kopię dokumentu egzaminacyjnego, z którego wynika, iż przewodnicy
mają podzielać chińskie stanowisko w sprawie Tajwanu, uznać, iż wszystkie
bogactwa Tybetu należą do chińskiego państwa, i stosować do dobrowolnego
kodeksu postępowania, który wymaga bronienia interesów państwa i honoru
narodu.
Zatrudnienie przewodników chińskich wydaje się świadczyć o tym,
że władze coraz bardziej obawiają się kontaktów Tybetańczyków z zagranicznymi
turystami, może jednak wiązać się również z koniecznością obsługiwania
rosnącej liczby turystów z Chin. Zachodni turysta, który w tych dniach
wrócił z Tybetu, mówi, że o pracę w biurach podróży ubiegały się setki
Chińczyków. Większość z nich wydaje się dobrze wykształcona; znają też
historię i kulturę Tybetu. Mówią dobrze po angielsku i niewątpliwie studiowali
historię Tybetu oraz buddyzm powiedział TIN. Istnieje realna możliwość,
że zaczną zastępować przewodników tybetańskich. Turyści z Zachodu mogą
mieć znacznie więcej kłopotów ze znalezieniem tybetańskiego przewodnika.
Pod koniec lat 80. władze próbowały zwiększyć liczbę przewodników chińskich,
ale wycofały się z tego, gdy okazało się, że zachodni turyści nie chcą
korzystać z ich usług.
Wymóg dotyczący posiadania świadectw z tybetańskich lub chińskich
szkół średnich to niewątpliwie kolejny krok, mający oczyścić biura podróży
z Tybetańczyków, którzy odebrali wykształcenie w Indiach. W 1997 roku władze
nie przedłużyły pozwoleń ponad sześćdziesięciu tybetańskim przewodnikom,
ponieważ byli oni w Indiach bez stosownych zezwoleń. Rząd Chin od lat uważa
kontakty Tybetańczyków z zagranicznymi turystami za zagrożenie. W 1994
roku władze ogłosiły w dorocznym raporcie, że przewodnicy powinni być obserwowani,
by położyć kres spiskowaniu z turystami w celu zagrożenia bezpieczeństwa
państwa. Tolerują [tybetańskich przewodników] powiedział TIN Tybetańczyk
z Lhasy ponieważ mówią po angielsku. Nie da się bez nich handlować ani
obsługiwać turystów, są jednak ciągle śledzeni i traktowani z wielką podejrzliwością.
Rokrocznie do Indii dociera ponad trzy tysiące Tybetańczyków; wielu podejmuje
naukę w szkołach założonych przez tybetański rząd emigracyjny.
Pytania z formularza egzaminacyjnego dotyczą przepisów, stosujących
się do turystów, oraz polityki. Kapitalizm i socjalizm zostaną tu na zawsze
tak, nie; zaznacz poprawną odpowiedź (właściwa odpowiedź: tak), brzmi
jedno z nich. Podczas egzaminu przewodnicy muszą wykazać się również znajomością
dobrowolnego kodeksu postępowania m.in. bronić interesów państwa i
honoru narodu, unikać podkopywania interesów państwa i honoru narodu
niewłaściwymi działaniami i nieodpowiedzialnymi wypowiedziami. W drugiej
części kwestionariusza przewodnicy mają dokończyć zdanie zaczynające się
od słów: Wszystko, co znajduje się na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej...
następującą frazą: na lądzie, pod ziemią, w lasach, rzekach i morzach
jest własnością państwa. Muszą również wykazać się znajomością polityki
jednych Chin.
Nowe przepisy kładą nacisk na stabilizację. Z wewnętrznego dokumentu
z marca 1999 roku, który udało się uzyskać TIN, wynika, że biura podróży
w Tybecie muszą ściśle stosować się do odpowiednich przepisów, by nie narażać
na szwank stabilizacji w regionie. Dokument stanowi, iż instytucje zajmujące
się cudzoziemcami w Lhasie nie mogą dopuszczać do tego, by cudzoziemcy
uczestniczyli w działaniach, które mogą szkodzić narodowym interesom,
i ostrzega, że biura oraz przewodnicy mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności
za incydenty z udziałem cudzoziemców. Biura, które organizują wycieczki,
w ciągu 24 godzin muszą informować lokalne Biura Bezpieczeństwa Publicznego
o wszelkich ruchach turystów. Cudzoziemcy, którzy podejmują działania
niezgodne z ich statusem, np. nielegalnie nabywają zabytki kultury lub
wchodzą w złożone relacje z mieszkańcami stanowią szczególne zagrożenie.
Przewodnikom grożą poważne konsekwencje, jeśli ich podopieczni
nie stosują się do przepisów. Były przewodnik, który mieszka obecnie w
Indiach, powiedział TIN, że był przesłuchiwany przez służbę bezpieczeństwa
po wyjeździe grupy turystów z Tybetu. Chodziłem wokół klasztoru z kilkoma
fotografami, którzy mieli zgodę na robienie zdjęć. W pewnym momencie zdałem
sobie sprawę, że śledzą mnie ludzie z departamentu Bezpieczeństwa Państwa.
Po wyjeździe fotografów wezwali mnie na przesłuchanie. Pytali, gdzie z
nimi jeździłem przez trzy dni i o czym rozmawialiśmy. Wypytywali też moich
kolegów. W końcu klasztorny Komitet Demokratycznego Zarządzania przekonał
ich, żeby dali nam spokój.
Chińskie Ministerstwo Turystyki podaje, że w 1998 roku odwiedziło
Tybet 87.039 turystów zagranicznych (w tym 14,497 z USA oraz 5.362 z Wielkiej
Brytanii) oraz 5.861 Chińczyków o 17,9 proc. więcej niż rok wcześniej.