Tybetańskie Centrum Praw Człowieka i Demokracji
TCHRD Update 23 lipca 2004 wersja do druku
Do trzech razy sztuka „Pierwszą ucieczkę do Nepalu rozpocząłem 15 stycznia 2002 roku – powiedział TCHRD. – Było nas dwanaścioro. Następnego dnia mieliśmy jechać wynajętym samochodem z Szigace do Dingri, ale kierowca, który przeszukiwał nasze bagaże, znalazł zdjęcie Jego Świątobliwości Dalajlamy w tobołku mnicha z Amdo i natychmiast powiadomił policję. Aresztowało nas pięciu funkcjonariuszy w cywilnych ubraniach. Zostaliśmy przewiezieni do starego więzienia w Szigace. Przystawiając nam broń do głowy, pytali, gdzie się wybieraliśmy i kto kieruje grupą. Pytali nawet, czy Panczen Rinpocze jest za granicą. Byliśmy bici i rażeni elektrycznymi pałkami. Kiedy policjant uderzył mnie tą pałką w plecy, straciłem przytomność na półtorej godziny.
Starsi z początku milczeli, nie chcąc nikogo wydać, ale kiedy zobaczyli, co policja wyprawa z dziećmi, podali imię przywódcy grupy. Został rozebrany do naga, związany i zawieszony głową w dół. Przesiedziałem tam pięć miesięcy. Potem krewnym udało się mnie wykupić za 3.000 tysiące yuanów [362 USD].
Innych trzymano tam i torturowano (m.in. oblewano lodowatą wodą) przez dwa miesiące – dwa najzimniejsze miesiące w roku. Czterech mnichów z Amdo odesłano do domu, nakazując wydalić ich z klasztoru.
Za drugim razem było nas 28 osób. Udało się nam dotrzeć do Solokhumbu. Po drodze aresztowano człowieka imieniem Ate, który oddalił się od grupy. Jeden z chłopców otruł się jedzeniem i umarł. Kobiecie z Kardze trzeba było amputować nogę, a jej córka straciła wzrok. W Solokhumbu pomógł nam zagraniczny turysta. Kiedy zostaliśmy aresztowani pod Katmandu, było nas już tylko 21 osób. Spędziliśmy dwa miesiące w więzieniu Dili Bazaar. Gdy zrozumieliśmy, że chcą nas deportować, rzuciliśmy się na ziemię. Zostaliśmy brutalnie pobici przez nepalskich strażników i wywleczeni do samochodu. 1 czerwca – mimo wielu apeli Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców i Tybetańskiego Ośrodka Recepcyjnego – wywieziono nas do Tybetu.
Przez trzy tygodnie siedzieliśmy w maleńkiej celi w Dramie [miasto graniczne]. Pięcioro z nas miało ostre krwotoki z nosa, ale nie udzielono nam żadnej pomocy. Po wielu błaganiach, kiedy już zaczynało być ze mną naprawdę źle, dostałem jakiś zastrzyk. W końcu policja przewiozła mnie do więzienia w Szigace, gdzie panowały nieco lepsze warunki. Zostałem zwolniony, kiedy krewnym udało się przekupić funkcjonariuszy. Wypuścili też chłopca imieniem Jesze i jednego mnicha – pewnie też za łapówkę. Nie wiem, co stało się z innymi, bo trzymali nas w różnych celach”.
Za trzecim razem Tenzinowi udało się dotrzeć do Indii. W ucieczce towarzyszył mu jedenastoletni brat.
|
|
|
|