Robert Weatherley
Debata o źródle praw
Punktem wyjścia większości teorii praw jest ich źródło – innymi słowy,
etyczne i prawne fundamenty, na których opierają się owe prawa. W tradycyjnej
myśli liberalnej wywodzi się je z prawa naturalnego, wyższego, boskiego
porządku moralnego, na podstawie którego tworzono prawo państwowe i ograniczano
władzę państwa. Wedle Johna Locke’a, naturalne prawa do życia, wolności
i własności wyrastają właśnie z prawa naturalnego. Większość dwudziestowiecznych
myślicieli liberalnych odrzuca jednak judeochrześcijański fundament praw
naturalnych, sugerując, iż prawa człowieka biorą się po prostu z faktu
bycia człowiekiem.
W Chinach – oficjalnie – traktuje się takie poglądy z pogardliwym lekceważeniem.
Prawa naturalne Locke’a uchodzą za teoretyczny i teologiczny nonsens, a
idea wrodzonych praw ludzkich – za wyraz ezoterycznego, liberalnego humanizmu.
Prawa człowieka wyrastają z prawa, które stanowi państwo. „Praw indywidualne
to prawa i interesy ludu, które nadaje mu państwo”, mówi ortodoksyjny uczony
Gu Chunde. Wedle tej wizji, prawa nie są nakazem niebios; nie istnieje
żaden porządek moralny, który przewyższałby państwo: „Prawa określają i
nadają stosowne ustawy, a więc, ostatecznie, państwo”.
To prawno-pozytywistyczne przekonanie manifestuje się w chińskiej praktyce
konstytucyjnej w postaci absolutnej władzy państwa w dziedzinie definiowania
i zmieniania treści praw. Na przykład w konstytucji z 1975 roku pojawiły
się dwa zupełnie nowe prawa – do strajkowania i korzystania z Czterech
Wielkich Wolności (mówienia, głoszenia poglądów, prowadzenia debat i pisania
plakatów) – o których nie wspomina jednak konstytucja z roku 1982. Artykuł
95 konstytucji z 1954 roku przyznawał obywatelom „wolność prowadzenia badań
naukowych, uprawiania twórczości literackiej, artystycznej (...) i kulturalnej”,
ale w 1975 roku uzupełniono go zapisem, stanowiącym, iż musi to „służyć
polityce proletariackiej, służyć robotnikom, chłopom i żołnierzom, oraz
wiązać się z pracą produkcyjną”.
Uprawnienie do zmieniania treści praw nie jest, samo w sobie, niczym
wyjątkowym. Wiele państw od czasu do czasu nowelizuje swoje konstytucje
– w tym także artykuły, dotyczące praw. Niezwykłość Chin polega na tym,
że owe zmiany nie służą ochronie godności jednostki, lecz polityczno-gospodarczym
celom Komunistycznej Partii Chin. Prawo do strajkowania oraz Cztery Wielkie
Wolności znalazły się w konstytucji z 1975 roku, gdyż wymagało tego rewolucyjne
dziedzictwo Mao Zedonga; siedem lat później znikły, ponieważ Deng Xiaoping
kładł nacisk na stabilizację polityczną i reformy gospodarcze. Na tej samej
zasadzie, badania naukowe i wolność intelektualna, o których mówiła konstytucja
z 1954 roku, miały służyć industrializacji i rozwojowi społecznemu Chin
porewolucyjnych, a nowelizacja tego przepisu z 1975 roku była wyrazem knowań
zwolenników kontynuowania rewolucji kulturalnej.
Choć oficjalne stanowisko wydaje się nieprzejednane, coraz częściej
publikuje się prace naukowe, prezentujące odmienne poglądy. W 1998 roku
Han Depei, politolog z Uniwersytetu Wuhańskiego, opublikował książkę, w
której dowodzi, że ludzie powinni mieć prawo do korzystania z praw człowieka,
nawet jeśli nie zapisano ich w żadnych ustawach. Han powołuje się na prawo
do godności i twierdzi, że choć mówi o nim dopiero konstytucja z 1982 roku,
to nie znaczy to przecież, iż obywatele Chin wcześniej na nie nie zasługiwali.
Według Hana, Chińczycy faktycznie prawo to posiadali, zanim ogłosił je
ustawodawca: „Nie można bowiem twierdzić, iż obywatele Chin zyskali owo
przyrodzone prawo do poszanowania ich godności dopiero w chwili [zapisania
go w konstytucji]”.
Podobną argumentację znajdziemy w książce Li Buyuna, członka Chińskiej
Akademii Nauk Społecznych (ChANS) i redaktora periodyku „Studia Prawne”.
Analizując pierwszą konstytucję amerykańską, Li zauważa, że w dokumencie
z 1787 roku nie było wzmianek o ochronie praw człowieka, które pojawiły
się dopiero po nowelizacji w 1791 roku. Li dowodzi jednak, że nie znaczy
to, iż obywatele amerykańscy nie zasługiwali wcześniej na owe prawa. „Czy
można więc twierdzić, że przed 1791 rokiem Amerykanie nie mogli korzystać
z praw, gwarantowanych ową nowelą? Z całą pewnością, nie”. „Prawa człowieka
obiektywnie istnieją w prawdziwym świecie, zanim uzna je i weźmie pod ochronę
prawo”, konkluduje.
Odrzucając ortodoksyjny chiński pogląd, iż prawa człowieka są tworem
państwa, Han i Li powołują się na współczesną ideę liberalną, wedle której
moralnie przysługują nam – jako ludziom – prawa człowieka. Innymi słowy,
jest w nas coś moralnie doniosłego, co gwarantuje nam ochronę w postaci
praw człowieka. „Posiadamy prawa człowieka jako jednostki (...), niezależnie
od tego, czy zapisano je w systemie prawnym”, twierdzi Han. Li natomiast
definiuje prawa człowieka jako prawa „słuszne” bądź „należne”, „które przysługują
człowiekowi za sprawą jego podstawowej ludzkiej natury”.
Od praw klasowych do uniwersalizmu?
Dowodząc, iż prawa człowieka biorą się z naszej wrodzonej wartości moralnej,
Han i Li tłumaczą jednocześnie uniwersalizm owych praw. Skoro prawa człowieka
są integralną częścią naszego człowieczeństwa, to – logicznie – posiadają
je, w równym stopniu, wszyscy ludzie. Obaj uczeni są tu zgodni. Han definiuje
prawa człowieka jako „fundamentalne i równe prawa każdego człowieka w każdym
społeczeństwie”, a Li podkreśla, iż „prawa człowieka są równymi prawami
wszystkich ludzi we wszystkich epokach”.
Oficjalne chińskie stanowisko w tej sprawie jest nieczytelne i niespójne.
Komunistyczna administracja przez całe lata stanowczo odrzucała ideę uniwersalizmu
praw człowieka. Trudno się temu dziwić, skoro nie wywodziła owych praw
z wrodzonej ludzkiej godności. W ChRL możliwość korzystania z praw zależała
od pochodzenia klasowego i przynależności do „ludu”. Idea ta była ściśle
związana z ciągłą walką klasową z burżuazją.
W ostatniej dekadzie władze mówią jednak o walce klasowej coraz rzadziej.
Kiedy KPCh przystąpiła do wprowadzania reform gospodarczych i społecznych,
skoncentrowano się na idei rozwoju bazy społeczno-gospodarczej. Ta zmiana
akcentów przeniosła się również na płaszczyznę oficjalnej dyskusji o prawach,
które obecnie łączy się raczej z rozwojem społeczno-gospodarczym, niż pochodzeniem
klasowym.
Władze utrzymują dziś, że korzystanie z praw zależy od „stopnia” rozwoju
społeczno-gospodarczego. Innymi słowy, członkowie danego społeczeństwa
mogą korzystać tylko z takich praw, na jakie pozwala baza społeczno-gospodarcza.
Idea ta zasadza się więc na przekonaniu, iż warunkiem koniecznym do korzystania
z wszelkich praw jest pełny rozwój społeczno-gospodarczy. Partyjny teoretyk
Lin Jia powiada, że państwa zachodnie mogą zapewniać opiekę społeczną oraz
prawa obywatelskie i polityczne, ponieważ zaplecze społeczno-gospodarcze
pozwala obywatelom na właściwe korzystanie z owych praw. Na tej samej zasadzie,
obywatele państw słabiej rozwiniętych nie mogą korzystać z wszystkich praw,
ponieważ nie ma po temu odpowiednich warunków społeczno-gospodarczych.
Według Lina, odnosi się to przede wszystkim do praw obywatelskich i politycznych,
które w państwie, nie mogącym zaspokoić podstawowych, materialnych potrzeb
obywateli, muszą być li tylko pustymi obietnicami.
Logika tego rozumowania budzi poważne wątpliwości. Zajmiemy się tym
później, analizując wagę, jaką przywiązuje się w Chinach do prawa do uzyskania
możliwości utrzymania się. Najważniejszą kwestią jest to, czy stanowisko
Chin oznacza odrzucenie uniwersalizmu praw człowieka. Moim zdaniem, nie.
Wydaje się, iż chińscy uczeni są zgodni co do samych praw człowieka i spierają
jedynie o to, czy w określonych warunkach społeczno-gospodarczych można
zagwarantować je wszystkie. Innymi słowy, wszystkim nam przysługują takie
same prawa, gdy pozwalają na to warunki społeczno-gospodarcze. A zatem,
choć prawa człowieka są uzależnione od owych warunków, ich idea pozostaje
uniwersalna. Jak ujął to pewien aparatczyk: „Choć stopień korzystania z
praw zależy od sytuacji społeczno-gospodarczej, idea praw człowieka jest
w zasadzie uniwersalna”.
Choć oficjalnie prawa człowieka są „w zasadzie” uniwersalne, trudno
precyzyjnie określić obecne stanowisko rządu wobec starej relacji między
„prawem do praw” a pochodzeniem klasowym jednostki. Wedle mało czytelnej
preambuły konstytucji z 1982 roku, ze społeczeństwa chińskiego wyeliminowano
klasy wyzyskujące, ale – w pewnych granicach – walka klasowa trwa i będzie
się toczyć w najbliższej przyszłości. Skoro prawa klasowe stanowią integralną
część walki klasowej, przewlekłość owej walki wskazywałaby na istnienie
i rolę praw klasowych. W tej sytuacji systematyczne, choć niezdecydowane,
dochodzenie do idei uniwersalizmu praw człowieka byłoby skazane na wewnętrzne
sprzeczności i w gruncie rzeczy nieosiągalne.
Dla mniej ortodoksyjnych chińskich teoretyków idea klasowych uprawnień
jest po prostu nie do przyjęcia. Najbardziej znanym przeciwnikiem tej teorii
jest Xu Bing z ChANS. W jednym z pierwszych artykułów, kwestionujących
stanowisko wobec praw człowieka (1989), dowodził on, że odmawianie pełni
praw ludziom, którzy nie są członkami „ludu”, stanowi poważne naruszenie
zasady uniwersalizmu praw człowieka: „Obstawanie przy klasowym charakterze
praw i (...) odbieranie ich „wrogom ludu” okazało się ogromnym błędem i
sprawiło, że w Chinach doszło do całkowitej negacji praw człowieka”. Xu
wskazuje na rewolucję kulturalną i dowodzi, że obsesja walki klasowej doprowadziła
do totalnego braku poszanowania praw człowieka.
Poglądy Xu dzieli Han Depei, który uważa, że przyznawanie praw wyłącznie
„ludowi” i odbieranie ich niezbyt precyzyjnie definiowanym „wrogim elementom”
jest skrajnie niesprawiedliwe. Han, rzecznik uniwersalizmu, dowodzi, że
„owe jednostki również powinny korzystać z prawa do życia, ludzkiej godności
i innych praw człowieka”. Zdaniem Jiang Xionga z szanghajskiego Instytutu
Pokoju i Rozwoju, uparte obstawanie przy klasowym charakterze praw jest
zaprzeczeniem idei ich uniwersalizmu.
Prawo do możliwości utrzymania się i wolność słowa
Jednym z najważniejszych elementów oficjalnego stanowiska Chin wobec
praw człowieka jest nacisk, jaki kładzie się na prawa socjalne, a przede
wszystkim na prawo do możliwości utrzymania się. Władze uznają je za najważniejsze
z praw ludzkich obok prawa do pożywienia, ubrania i mieszkania. W białej
księdze z 1991 roku czytamy: „Prosta prawda jest taka, iż w każdym kraju
najważniejszym z praw człowieka jest prawo do utrzymania się; bez niego
nie ma bowiem mowy o innych prawach”.
Choć wielu uczonych popiera ten pogląd, oficjalną wykładnię stanowiska
władz powierzono Dongowi Yunhu i Liu Wupingowi z państwowego Chińskiego
Stowarzyszenia Studiów nad Prawami Człowieka. Podobnie jak Lin Jia, Dong
i Liu dowodzą, że stopień korzystania z praw człowieka zależy od warunków
społeczno-gospodarczych. W każdym rozwijającym się kraju logicznym priorytetem
powinno być więc prawo do utrzymania się, gdyż ludzie muszą mieć z czego
żyć, by móc korzystać z innych praw: „Koniecznym warunkiem wstępnym praw
człowieka są żywi ludzie. Odbierając im prawo do utrzymania się, zabiera
się im wszystkie inne prawa. Jeśli ludzie nie mogą żyć, na co im inne prawa?”.
W ten sposób, jak się już przekonaliśmy, spycha się na drugi plan prawa
obywatelskie. Pang Sen uważa to za zrozumiałe, ponieważ prawa te mają niewielkie
znaczenie w społeczeństwie, które nie może się wyżywić. „W państwie, w
którym najważniejszym problemem jest zdobycie pożywienia lub chroniącego
przed chłodem ubrania, czynne i bierne prawo wyborcze oraz wolność słowa
są tylko niewczesnym luksusem. Póki nie mogą się utrzymać, ludzie nie mają
prawdziwej wolności, która pozwala na korzystanie z owych praw”. Podobne
poglądy wyrażają chińscy przywódcy.
Co z tego wynika? Z jednej strony, jest jakaś logika w argumentacji,
iż ludzie, którzy nie mogą zaspokoić podstawowych potrzeb, są mniej zainteresowani
prawami wyborczymi czy wolnością słowa. W tym sensie chińscy uczeni mają
zapewne rację, dowodząc, że w krajach rozwijających się na pierwszy plan
wysuwają się prawa bytowe. Niemniej jednak uznanie ich za priorytet daje
reżimom autokratycznym (takim jak ChRL) doskonały pretekst do ograniczania
praw obywatelskich i politycznych, gdyż kraj nie jest jeszcze wystarczająco
rozwinięty, by można z nich korzystać. Innymi słowy, autorytarna administracja
stawia prawa socjalne nad politycznymi i obywatelskimi, by zachować system
jednopartyjny i utrzymywać się przy władzy.
Wiedząc, jak mało tolerancji mają władze ChRL dla poglądów dysydenckich,
trudno się dziwić, że chińscy teoretycy praw nie próbują podnosić takich
argumentów. Są jednak uczeni, którzy kwestionują stanowisko władz z innych
względów. Du Gangjian, politolog z Uniwersytetu Ludowego i jeden z założycieli
Szkoły Praw Człowieka tej uczelni, przyznaje, że w krajach rozwijających
się priorytetem jest prawo do utrzymania się, niemniej dowodzi (1993),
iż Chiny nie należą już do takich państw. Du twierdzi, że reformy, jakie
prowadzono po śmierci Mao, doprowadziły do zmodernizowania bazy społeczno-gospodarczej
i uczyniły z Chin potęgę gospodarczą. Państwo może już zagwarantować obywatelom
utrzymanie, a to sprawia, że Pekin nie powinien posługiwać się starą argumentacją.
Co więcej, sam rząd utrzymuje, że mieszkańcy Chin mają już zapewnione
podstawowe prawa bytowe. „Rozwiązano problemy z wyżywieniem, odzieniem
i dachem nad głową – lud ma zagwarantowane fundamentalne prawo do utrzymania
się”, głosi biała księga z 1991 roku. Dlatego też, jak słusznie zauważa
Du, rząd postępuje nielogicznie, usprawiedliwiając ograniczanie praw obywatelskich
i politycznych prawami socjalnymi.
Du dowodzi dalej, że prawo do wolności, a zwłaszcza wolności słowa,
stało się w Chinach najważniejszym z praw człowieka: „Za sprawą reform
gospodarczych społeczeństwo staje się coraz bardziej pluralistyczne i złożone
– musimy więc skupić się teraz na zagwarantowaniu ludziom wolności słowa
i wolności wyrazu”. Według Du, wolność słowa jest ściśle związana z ostatecznym
sukcesem reform gospodarczych: „Wolność słowa to konieczny warunek wstępny
reform, gdyż bez niej nie da się ich przeprowadzić. Jeżeli nie pozwolimy
na swobodne wyrażanie opinii, narazimy na szwank cały proces reformowania
[państwa]”.
Wpływ teoretycznych dywagacji
Pozostaje spytać, czy owa debata – a przede wszystkim biorący w niej
udział uczeni, którzy kwestionują oficjalną ortodoksję – mają jakieś znaczenie.
Z jednej strony, nie można ich przeceniać. Choćby dlatego, że jest
ich niewielu, podczas gdy zdecydowana większość teoretyków popiera stanowisko
władz. Co więcej, choć myśliciele z uniwersytetów i ośrodków badawczych
coraz częściej zastanawiają się nad prawami człowieka na warunkach różnych
od oficjalnych, tkwią przy tym w akademickich „wieżach z kości słoniowej”,
wywierając niewielki wpływ na tzw. „rzeczywistość”.
Z drugiej strony, nie należy lekceważyć wpływu nieortodoksyjnych chińskich
badaczy praw człowieka. Choć większość uniwersytetów i centrów badawczych,
krytycznie analizujących prawa człowieka, nie ma żadnego wpływu na rząd
i jego politykę, co najmniej dwa ośrodki są ściśle związane z rządem. Na
przykład, nominalnie niezależny Instytut Pokoju i Rozwoju oraz Chińska
Akademia Studiów Społecznych systematycznie współpracują z rządem i służbami
bezpieczeństwa i mogą wywierać wpływ na ich politykę. A zatem już sama
obecność badaczy takich jak Li Buyun i Xu Binga otwiera drzwi do ewentualnych
zmian w polityce Chin w dziedzinie praw człowieka.
Poglądy uczonych, którzy podchodzą twórczo do kwestii praw człowieka,
są, moim zdaniem, wartością same w sobie, gdyż świadczą o tym, że w Chinach
są bardziej elastyczni politolodzy. Choć nie należy sądzić, że prawdziwa
wolność intelektualna jest w zasięgu ręki, już samo istnienie niezależnego,
liberalnego nurtu w dyskursie o prawach człowieka dowodzi większego przyzwolenia
Pekinu dla swobód intelektualnych (choćby tylko w tej dziedzinie). Komunistyczna
Partia Chin słynie raczej z braku tolerancji niż z odruchów pluralistycznych,
a zatem teoretyczna debata o prawach człowieka – w której kwestionuje się
oficjalną ortodoksję – wydaje się niezwykle ważna i znacząca. W „nieoficjalnych”
poglądach na prawa człowieka najważniejsze jest więc nie to, że jak dotąd
nie odcisnęły się one na polityce władz, ale to, że w ogóle istnieją. Wiele
omawianych dziś – nawet jeśli nie są one nadal akceptowane – kwestii było
wczoraj, również na płaszczyźnie akademickiej, tematami tabu.
Warto też pamiętać, że coraz liczniejsze prace naukowe poświęcone prawom
człowieka nie służą li tylko chińskim środowiskom akademickim, to znaczy
– nie są celem same w sobie. Rząd chciałby, by popierały one stanowisko
władz i przekonały zachodnich, krytycznych obserwatorów, że Chiny wypracowały
własną koncepcję praw człowieka. I choć zdecydowana większość uczonych
faktycznie popiera stanowisko władz, przy okazji udało się poszerzyć granice
debaty tak, iż mieszczą się w nich również badacze, którzy kwestionują
oficjalne poglądy. Nic nie wskazuje na to, by budziło to teraz szczególne
zaniepokojenie władz. Niemniej historia intelektualistów w Chinach wskazuje,
że KPCh (lub jej frakcja) może w każdej chwili zamknąć tę debatę – gdy
uzna, że osiągnęła już swoje cele, lub zaniepokoi się rozziewem między
poglądami, które głoszą uczeni, i swoją ortodoksją.
Copyright © 1999 China Rights Forum