World Tibet News: Niektórzy przedstawiciele diaspory uważają, że za prowadzenie rozmów [z Pekinem] powinien odpowiadać demokratycznie wybrany parlament tybetański, a nie biuro Dalajlamy. Co pan o tym sądzi?
Kalon Tipa: Trzeba pamiętać, że Jego Świątobliwość podkreśla z całą stanowczością, iż w negocjacjach tybetańsko-chińskich nie idzie o jego status, lecz o przyszłość mieszkańców Tybetu. Jego Świątobliwość mówi jasno, że status jego osoby nie jest przedmiotem negocjacji. Jego Świątobliwość nie negocjuje w swoim imieniu, lecz w imieniu narodu tybetańskiego.
Gdybyśmy nalegali na negocjacje między rządem Chin a tybetańskim rządem emigracyjnym, wszystko skończyłoby się w punkcie wyjścia. Rząd Chin oświadczyłby po prostu, że nie uznaje tybetańskiego rządu emigracyjnego. Aby tego uniknąć, mówimy o “przedstawicielach Dalajlamy”. Dalajlama jest prawowitym przedstawicielem narodu tybetańskiego.
WTN: Dalajlama wyznaczył dwóch specjalnych wysłanników, których zadaniem jest prowadzenie rozmów z władzami chińskimi. Podczas pańskiej kadencji wysłannicy złożyli dwie wizyty w Chinach. Wielu Tybetańczyków i cudzoziemców, którzy popierają naszą sprawę, uważa, że w tej kwestii – najważniejszej z perspektywy przyszłości Tybetu – decyzje zapadają poza rządem emigracyjnym. Jak widzi pan rolę i wpływy specjalnych wysłanników?
Kalon Tipa: Nie ja wymyśliłem instytucję specjalnych wysłanników. To dziedzictwo lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Kiedy stawałem na czele kaszagu (gabinetu), instytucja ta już istniała i były nadane nominacje. Jak rozumiem, wzięła się z faktu, iż Chińska Republika Ludowa nie uznaje tybetańskiego rządu emigracyjnego. Rząd tybetański nie może więc utrzymywać stosunków z Pekinem. Potrzebujemy jednak dialogu, który jest możliwy tylko za pośrednictwem Jego Świątobliwości. Władze chińskie nie uznają Jego Świątobliwości za prawowitego przedstawiciela narodu tybetańskiego, niemniej są gotowe rozmawiać z nim – jako instytucją Dalajlamy. Porozumienie to osiągnięto w 1979 roku i obowiązuje do dziś. Tybetańczycy powinni o tym pamiętać.
WTN: Jak widzi swoją rolę w procesie negocjacyjnym demokratycznie wybrany parlament tybetański?
Kalon Tipa: Tybetański rząd emigracyjny ma dwa zadania: utrzymuje kontakty z państwami innymi niż ChRL i zabiega o dialog z Pekinem – w nadziei, że doprowadzi on do negocjacji na temat przyszłości Tybetu.
Dialogiem z ChRL kieruje bezpośrednio Jego Świątobliwość, który podejmuje wszystkie decyzje. Dlaczego? Ponieważ naród tybetański udzielił mu takiego mandatu w referendum, którego wyniki zatwierdził parlament emigracyjny. W referendum naród upoważnił Jego Świątobliwość do podejmowania decyzji, stosownie do okoliczności, w sprawie stosunków z ChRL. Naród nie upoważnił do tego kaszagu ani [jego] Departamentu Informacji i Stosunków Zagranicznych (DIIR).
Niemniej jednak Jego Świątobliwość postanowił konsultować się w tej sprawie z kaszagiem. Przed sformowaniem dwunastego kaszagu (1996-2001) omawiał kwestię dialogu z Pekinem ze swoim wysłannikami, kalonem tipą, kalonem informacji i stosunków zagranicznych i z byłym przewodniczącym parlamentu [którym był wówczas Samdong Rinpocze]. Jego Świątobliwość poprosił nas o zreferowanie różnych wariantów i sugestie. Potem sam podjął ostateczne decyzje, które realizują jego wysłannicy. Wszystko to odbywa się zgodnie z zatwierdzonym przez parlament wynikiem referendum.
Stosunki z państwami innymi niż ChRL należą do kaszagu i DIIR. W tych sprawach zasięga się czasem, ale tyko czasem, opinii wysłanników, którzy nie są przedstawicielami działających za granicą Biur Tybetu. Zgodnie z obowiązującymi procedurami DIIR konsultuje się z różnymi przedstawicielami Biur Tybetu, którzy realizują dyrektywy Departamentu. Dialog z Chinami jest jednak wyłączną domeną dwóch wysłanników, podlegających bezpośrednio Jego Świątobliwości.
WTN: Rozumiem kontekst, pozostaje jednak faktem, że dwaj specjalni wysłannicy mają ogromne wpływy. Wiele organizacji zajmujących się Tybetem i sami Tybetańczycy obawiają się zatem o procedury demokratyczne. Teraz, gdy udało się nam stworzyć demokratyczny system rządów z mocnym premierem, wielu uważa, że pański gabinet powinien odgrywać większą rolę w procesie negocjacji. Na przykład podczas obu wizyt obu delegacji [w Chinach] komunikaty wydawało prywatne biuro Dalajlamy, a nie tybetański rząd czy parlament.
Kalon Tipa: Myślę, że to niepotrzebne obawy. Jak już mówiłem, parlament upoważnił Jego Świątobliwość do podejmowania wszystkich decyzji, dotyczących procesu dialogu i negocjacji. Tych prerogatyw nie udzielono kaszagowi. Kiedy zapadała ta decyzja, ani naród, ani kaszag nie mieli żadnych zastrzeżeń. To był jedyny sposób na rozpoczęcie dialogu, bo gdyby był w to zaangażowany rząd emigracyjny, ChRL nie zgodziłaby się na żadne rozmowy.
Warto pamiętać o delegacji, którą Jego Świątobliwość wysłał kiedyś do ambasady ChRL w Delhi. Jednym z jej członków był sekretarz DIIR i przedstawiciel ambasady powiedział jasno: “Przepraszam, on nie może przyjść, ponieważ jest pracownikiem tak zwanego tybetańskiego rządu emigracyjnego”. Tak do tego podchodzą. W tej sytuacji jedyną możliwość nawiązania kontaktów z Chińczykami stwarza Jego Świątobliwość. I kontakty te muszą być przejrzyste dla międzynarodowej opinii publicznej, a zwłaszcza dla chińskich przywódców. Dlatego też oficjalny komunikat o pierwszej wizycie wysłanników wydało prywatnego biuro Jego Świątobliwości – warto też zauważyć, że ChRL go nie zdementowała. Oświadczenie strony chińskiej było inne, ale nie kwestionowało komunikatu biura Jego Świątobliwości. Dodam jeszcze, że jeśli wysłannicy Jego Świątobliwości złożą kolejną wizytę w Chinach, komunikat w tej sprawie wyda jego biuro, nie kaszag.
Wysłannicy mogą być ludźmi wpływowymi, ale trzeba też wiedzieć, że kalon tipa nie poddaje się wpływom wpływowych osobistości. W społeczności tybetańskiej jest wielu wpływowych ludzi, lecz moja słabość polega na tym, że nie ulegam wpływom, i dlatego jestem niepopularny. Do tej pory wszystkie decyzje w sprawie strategii negocjacyjnej były owocem konsultacji i dyskusji między zespołem doradców i Jego Świątobliwością. Nie podjęliśmy żadnej decyzji bez Jego Świątobliwości i nie wydaje mi się, bym podczas naszych rozmów zbytnio ulegał wpływom jakiegokolwiek wpływowego człowieka. Cieszę się, że wysłannicy Jego Świątobliwości są ludźmi wpływowymi. To bardzo dobrze – muszą być wpływowi, by móc przekonać chińskich przywódców. Życzę im, mam nadzieję i wierzę, że ich wysiłki przyniosą rezultaty.
WTN: Chciałbym wrócić do tego, co powiedział pan o mandacie do prowadzenia negocjacji, jakiego naród tybetański udzielił Jego Świątobliwości. Mimo to Jego Świątobliwość zawsze konsultował się z kaszagiem. Gdyby opinia publiczna i parlament były zdania, że należy obrać inną strategię, mandat ten można byłoby zmienić.
Kalon Tipa: Nawet gdyby Tybetańczycy byli takiego zdania – a nie sądzę, by tak było – sam parlament nie mógłby wprowadzić żadnych zmian. W tej sprawie nie ma on pełnej swobody, ponieważ pierwotną decyzję podjął naród w referendum. Sześćdziesiąt sześć procent Tybetańczyków powierzyło stosunki z ChRL Jego Świątobliwości. Mandat ten jednogłośnie zatwierdził później parlament.
Podczas ostatniego posiedzenia powiedziałem, że naszą politykę drogi środka w sprawie negocjacji z ChRL można zmienić tylko na dwa sposoby – decyzją Jego Świątobliwości lub w referendum. Parlament nie może tego uczynić, ponieważ nie on decydował, a jedynie zatwierdzał wyrażoną w referendum wolę narodu. Jeżeli chcemy to zmienić, musimy zapytać naród w kolejnym referendum lub zwrócić się do Jego Świątobliwości o zmianę polityki.
WTN: Można więc, teoretycznie, założyć, że jeśli większość diaspory byłaby przekonana o konieczności zmiany strategii, dałoby się to zrobić.
Kalon Tipa: Oczywiście, w społeczeństwie demokratycznym możliwe jest wszystko. Są jednak procedury. Niczego nie zmieni się plotkowaniem. Jego Świątobliwość nie musi ogłaszać referendum, ponieważ ma oczywisty mandat do podejmowania decyzji stosownie do sytuacji. Jeśli zmian pragnie dokonać parlament, może ogłosić referendum, gdyż należy to do jego uprawnień. Jeżeli ludzie chcą zorganizować kampanię, której celem będzie nakłonienie ich przedstawicieli w parlamencie do zmiany stanowiska, mają do tego pełne prawo.
WTN: Często używamy wymiennie słów “dialog” i “negocjacje”. Czy, pańskim zdaniem, jest między nimi jakaś różnica?
Kalon Tipa: Ogromna. Doprowadziliśmy do dialogu, lecz nie do negocjacji. Dialog to spotkanie dwóch stron twarzą w twarz. Negocjacje są natomiast ustalonym procesem, którego celem jest rozwiązanie konkretnych problemów obu stron. Jego Świątobliwość, na przykład, ogłosił w Strasburgu plan – ma propozycję. Jeżeli Chiny zasiądą do negocjacji, ich przedstawiciel powie: “to jest nie do przyjęcia” czy “na to możemy się zgodzić”. Wtedy nasi ludzie odpowiedzą: “nie, trzeba to przyjąć z uwagi na to, to i tamto”. To nie jest zwykła dyskusja, to są negocjacje. Nie zaczęliśmy jeszcze negocjować. Dlatego też we wszystkich dokumentach i oświadczeniach stwierdzamy, iż nie prowadzimy rokowań z ChRL. Nawiązaliśmy dialog i dialog ten może doprowadzić nas do negocjacji.
WTN: Czym będą się różnić negocjacje od prowadzonego obecnie dialogu?
Kalon Tipa: Stanowisko Jego Świątobliwości
w sprawie negocjacji jest bardzo jasne – kiedy tylko się rozpoczną, wygaśnie
mandat specjalnych wysłanników i powołany zostanie nowy zespół negocjacyjny.
Wejdą do niego Tybetańczycy z Tybetu i przedstawiciele diaspory, uczeni,
ludzie wybitni, osoby publiczne, historycy, politycy. Zadanie wysłanników
Jego Świątobliwości polega na przygotowaniu
gruntu do negocjacji i przekonaniu Chińczyków, by usiedli za stołem rokowań.
Takie jest stanowisko Jego Świątobliwości, wysłanników i moje.