Modły za ofiary trzęsienia w pacyfikowanych klasztorach
W klasztorach buddyjskich na całym Płaskowyżu Tybetańskim odprawia się modły za ponad 40 tysięcy ofiar trzęsienia ziemi w Sichuanie i zbiera datki na akcję ratunkową. Wiele świątyń jest wciąż odciętych od świata na skutek pacyfikacji protestów przeciwko chińskim rządom. Mnisi klasztoru Kirti w prefekturze Ngaba (chiń. Aba), gdzie podczas demonstracji zastrzelono co najmniej 10 Tybetańczyków, wystąpili do władz o specjalną zgodę o odprawienie rytuałów w intencji ofiar trzęsienia ziemi. Wraz z zebranymi przez siebie pieniędzmi przekazali przesłanie współczucia dla zabitych i ich krewnych. Przy okazji przypomnieli, że nie protestowali przeciwko Chińczykom, tylko polityce rządu.
Klasztor znajduje się w tej samej prefekturze co Lunggu (chiń. Wenchuan) - epicentrum tragicznego trzęsienia, na skutek którego ludzie ginęli również w tybetańskich okręgach Rongtrag (chiń. Danba) prefektury Kardze (chiń. Ganzi) oraz Drugczu (chiń. Zhouqu) prefektury Kanlho (chiń. Gannan) prowincji Gansu.
Klasztor Kirti został odcięty od świata przez chińskie służby bezpieczeństwa 16 marca po masowym proteście, podczas którego zabito co najmniej 10 Tybetańczyków - w tym mnichów i trzech gimnazjalistów. Zdjęcia ofiar obiegły cały świat. Od tego czasu duchowni nie mogli odprawiać codziennych rytuałów, ale 15 maja otrzymali zgodę na zorganizowanie ceremonii w intencji ofiar trzęsienia.
„12 marca 2008 roku o godzinie 14:28 trzęsienie ziemi w Sichuanie zabrało dziesiątki tysięcy ludzkich istnień, pogrążając w żałobie i bólu miliony innych - napisał jeden z mnichów Kirti do swoich współbraci na wychodźstwie. - Uwięzieni pod ruinami domów wołali o pomoc przez telefony komórkowe. Wciąż nie wiadomo, czy zginęli, czy udało się ich ocalić. W okręgu Lunggu zniszczone są wszystkie drogi; można tam dotrzeć tylko samolotem lub śmigłowcem. Patrząc na te straszliwe obrazy, błagam o wszelką pomoc dla potrzebujących. Jeśli to możliwe, odprawcie stosowne ceremonie. Jeśli nie, powtarzajcie chociaż mantrę Om Mani Padme Hum (Bodhisattwy Współczucia) w intencji zabitych i rannych".
List napisany jest w pierwszej osobie, ale jego autor podkreśla, że mówi w imieniu wszystkich mnichów Kirti. Tego samego dnia w świątyni odprawiono rytuały dla zmarłych. Wkrótce potem z klasztoru wysłano kolejne przesłanie, mówiące o konieczności poprawienia stosunków między Tybetańczykami a Hanami. „Od 10 marca mieszkańcy wszystkich trzech tradycyjnych prowincji Tybetu protestują przeciwko chińskim władzom. Komunistyczna Partia Chin rzuciła specjalne oddziały, uznając każdego Tybetańczyka, zwłaszcza mnicha, za bandytę. Dochodziło do potwornych mordów i okrutnego bicia, nieznośnych dla serc i oczu. Chińczykom, którzy byli nam sąsiadami od tysięcy lat, pokazywano niewinnych Tybetańczyków jako kryminalistów. Sprawiło to, że patrzą dziś na nas, zwłaszcza na duchownych, jak na wrogów. Powtarzamy więc z całą mocą: nie protestujemy przeciwko Chińczykom, tylko polityce rządu Chin wobec Tybetu. Każdy wie, że niezależnie od tego, jak rozstrzygnie się problem Tybetu, będziemy żyli obok siebie. Wyrażamy przeto nadzieję, że stosunki między naszymi narodami ulegną poprawie".
Według niezależnych źródeł ceremonie w intencji ofiar trzęsienia odprawiano spontanicznie w niezliczonych tybetańskich klasztorach, między innymi w lhaskim Drepungu i otwartym przed kilkoma dniami Dżokhangu, w świątyniach Ngaby, Kumbumu, Lithangu, Coszaru, Kardze, Cekhogu, Malho, Czency itd. Wszędzie zbierano też datki na pomoc ofiarom (na przykład Alak Khaso, słynny lama z Qinghai pobity niedawno przez policję podczas protestu w Rebgongu, przekazał na ten cel 10 tysięcy yuanów, czyli około 1500 USD).