Do domu
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Do domu

Dolkar Co

 

Moja ulubiona pora roku: powrót do domu. Dziewczynki przebierają nóżkami przed egzaminami i zaczynają myśleć o spotkaniu z dziadkami, ciociami, wujkami, kuzynami, świeżym powietrzem, zieloną trawą, niebieskim niebem. Och, dzieci, może i jest tam tak pięknie jak wtedy, nim w naszej przestrzeni zaszła zmiana, o której mama nie waży się wam powiedzieć.

 

dolkarcokarmasmdupcoreczki_400
 

Lato zawsze było takie piękne. Mąż często wracał z nami na łąki Juszu. Oddychaliśmy zapachem ziół, cieszyliśmy oczy czarnymi perełkami jaków i białymi obłoczkami owiec. W oddali majaczyły namioty sąsiadów. Wymiana uśmiechów - zaczerwienione słońcem twarze i białe zęby pod błękitnym niebem. Dzieci, które przychodzą na świat na tych łąkach, są uczciwe i dobre. Mąż uwielbiał nas tam fotografować. Nigdzie nie czuliśmy się szczęśliwsi.

 

Na placu w Silingu bawią się dzieci. Jedno przeżyło w kwietniu tragiczne trzęsienie ziemi, w którym straciło matkę, dwoje może nie zobaczyć ojca przez czternaście lat i sześć miesięcy. Osierocony chłopczyk wciąż nie wie, co znaczy słowo „śmierć". Moje dziewczynki, których ojca tak strasznie skrzywdzono, nie znają jeszcze smaku rozłąki. Młodsza napisała kiedyś „tajemnicę": marzy o poślubieniu kogoś tak potężnego i wysokiego jak tatuś. Jeśli na dowiedzenie niewinności męża faktycznie trzeba będzie aż piętnastu nieznośnie długich lat, czy nadal będą pamiętać, jak wyglądał ich ojciec? Dorosną bez niego. Czy gdy zaczną się rozglądać za kandydatami na mężów, dostrzegą w którymś ten potężny cień?

 

Takie nonsensy kroją mi serce na kawałki. Ale o czym mam myśleć? Przecież są jeszcze rodzice. Muszę zmusić się do udawania, że zdołam przełknąć ten ból. Przed dziećmi gram tylko, że nic nie zaszło. Nikt jednak nie jest w stanie kontrolować moich myśli, nawet ja. Ciągle mam przed oczami jego nagle kruche ciało, wciąż słyszę, jak opowiada o zadawanych mu torturach. Świat może podziwiać odwagę i prawość tego człowieka, lecz ja nie umiem się otrząsnąć z przerażenia wywołanego widokiem tego, co z niego zostawili. Moja podświadomość mimowolnie wyświetla zdjęcia z hitlerowskich obozów koncentracyjnych.

 

Nie spodziewałam się tego wszystkiego w najgorszych koszmarach. W końcu żyjemy ponoć w państwie prawa. Jeśli ten horror się skończy, on znów będzie troszczyć się o nasze dziedzictwo i środowisko naturalne, podziwiać malowidła na ścianach i reliefy w skałach, studiować starożytną filozofię i trawić przesłanie, jakie niesie ona w naszych strasznych czasach, bawić się z córeczkami i gawędzić z przyjaciółmi. W dziś jest wczoraj. Jak to się stało, że moje szczęśliwe, spokojne życie padło ofiarą „obcych"?

 

Co czuje? Dalej go głodzą? Znów biją i dręczą? Każdy boi się o tym myśleć. Cisi rodzice, dumni, lecz nie wyniośli bliscy. Są mi pociechą, przypominając, że nawet największy koszmar musi się kiedyś skończyć, a czas nie stanie w miejscu, o ile nie zagubimy w nim dawnych siebie. Najważniejsze - powtarzają przyjaciele - że nie zmienił się on. I pozostanie sobą.

 

Dobro i zło to dwie strony tej samej monety. Każdy widzi różnicę między bielą a czernią. Następny dzień przynieść może nagle deszcz błogosławieństw. Zło prędzej czy później sczeźnie. Trwanie w prawości w obliczu przeciwieństw - tak rozumiem praktykowanie buddyzmu.

 

21 lipca 2010

 

 

 

Za High Peaks Pure Earth

Ofiara „obcych" - aluzja do portalu Sohu, który zamknął już cztery blogi Dolkar Co, zostawiając informację: „przejęty przez obcych".