Dwudziesty dzień protestów w Tybecie
Mimo masowych aresztowań i wywózek oraz wprowadzenia nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa tłumy Tybetańczyków demonstrują przed lhaskimi świątyniami Ramocze i Dżokhang. „Incydent" najprawdopodobniej sprowokowała kolejna fala rewizji i zatrzymań w tybetańskim kwartale stolicy: „Ludzie rozbiegli się we wszystkich kierunkach. Potem zaczęły się okrzyki". Policja rozsyła SMS-y z wezwaniem do „zachowania spokoju, przestrzegania prawa i niedawania wiary plotkom"
Setki aparatczyków - w tym też, z powodu „braków kadrowych", emerytowani funkcjonariusze Biura Bezpieczeństwa Publicznego, weterani Armii Ludowo-Wyzwoleńczej oraz Ludowej Policji Zbrojnej, często przebierani w szaty mnichów buddyjskich - zaczynają kolejną falę „edukacji patriotycznej" w tybetańskich regionach, które nie należą do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego.
Władze chińskie w Luczu (chiń. Luqu), w prefekturze Kanlho (chiń. Gannan) prowincji Qinghai wydają krewnym zwłoki Ceringa Łangdu, zakatowanego w areszcie, w którym znalazł się po proteście 18 marca. Z 30 zatrzymanych w trakcie tamtej demonstracji zwolnione zostają dwie osoby, jedna z nich jest w stanie załamania nerwowego.
Służby bezpieczeństwa w Njarongu (chiń. Xinlong), w Sichuanie aresztują i brutalnie biją podejrzanych o podpalenie, dzień wcześniej, siedziby chińskich władz okręgu.
Tybetańskie źródła z prefektury Nagczu (chiń. Naqu) informują o licznych antychińskich protestach i aresztowaniach.
„Nie mamy nic poza słusznością, prawdą i szczerością. Dlatego zwracam się do społeczności międzynarodowej: proszę, pomóżcie - mówi Dalajlama. - Jestem bezradny, mogę się tylko modlić".
Według ambasady USA w Pekinie, dyplomaci, których władze chińskie przywiozły do Lhasy, „nie mogli swobodnie poruszać się po mieście ani rozmawiać z jego mieszkańcami". Spotkanie ministrów spraw zagranicznych UE kończy się „apelem" o położenie kresu represjom w Tybecie oraz rozpoczęcie dialogu z Dalajlama (czyli niczym).