Właśnie zabrali Ilhama Tohti
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Właśnie zabrali Ilhama Tohti

Oser

 

Około trzeciej po południu 15 stycznia 2014 roku policja zabrała z domu Ilhama Tohti, ujgurskiego wykładowcę Uniwersytetu Minzu w Pekinie, i jego matkę. Mieszkanie przeszukano, skonfiskowano wiele rzeczy. Poza tym nie wiadomo nic więcej.

 

O wpół do dziesiątej wieczorem zadzwoniła do mnie żona Ilhama, Guzelnor. O czwartej przełożeni z Uniwersytetu Minzu, gdzie pracuje jako bibliotekarka, powiadomili ją, że ma natychmiast wracać do domu. Najpierw pomyślała, że coś stało się teściowej, która choruje i miała iść do szpitala. Może zaniemogła i stąd to nagłe wezwanie? Na miejscu okazało się jednak, że w mieszkaniu kłębią się funkcjonariusze i funkcjonariuszki, w sumie trzydzieści, czterdzieści osób z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Xinjiangu, Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Pekinie i najbliższego komisariatu.

 

Poza policją w domu było tylko dwóch synów: starszy, siedmioletni i młodszy, czterolatek. Większy powiedział Guzelnor, że kiedy leżakowali z tatą i babcią, około wpół do czwartej obudziło ich głośne pukanie do drzwi. Ilham otworzył i do mieszkania wpadła zgraja policjantów z Xinjiangu, którzy pchnęli go na sofę. Obcy zaraz zabrali tatę i babcię, a on sam, przerażony, zaczął płakać. Ilham zdążył mu jeszcze szepnąć, żeby się nie bał.

 

Guzelnor powiedziała, że tłum mundurowych przystąpił potem do rewizji. Przeszukali cały dom z pokojem dzieci włącznie. Zabrali wszystkie (cztery) komputery i (trzy) telefony komórkowe, twarde dyski, pamięć USB, płyty CD i DVD. Oraz kalendarz Ilhama, prace jego studentów, książki i tak dalej. Wynieśli też mały sejf, w którym trzymał dokumenty oraz karty płatnicze. Skończyli i poszli sobie wreszcie dopiero po dziewiątej.

 

Przez cały czas nie spuszczali Guzelnor z oka i chodzili za nią nawet do ubikacji. Chłopcy byli przerażeni.

 

Guzelnor mówiła, że najbardziej boi się o teściową. Dwa miesiące temu, kiedy Ilham odbierał ją z lotniska - przyleciała do Pekinu z Xinjiangu na badania i operację - celowo uderzył w nich (jechali całą rodziną) policyjny samochód. Mundurowi sami powiedzieli, że zrobili to specjalnie i że mają ochotę wytłuc ich co do jednego.

 

Matka Ilhama ma nadciśnienie, choruje na serce. W Pekinie przeszła już jeden zabieg, ale że czuła się coraz gorzej, planowano kolejną operację.

 

 

15 stycznia 2013

 

Potem okazało się, że przerażony siedmiolatek, od którego pochodziła pierwsza część relacji, nie wszystko zapamiętał dokładnie. Kiedy spali, babci nie było już w domu. Poszła na spacer i „przypadkiem" spotkała „dwoje ziomków, których nie widziała nigdy wcześniej - pisze przyjaciel. - Ci ludzie bardzo grzecznie zaprosili ją do stołecznego Biura Xinjiangu na przekąskę i pogawędkę. Do domu została odesłana późnym wieczorem. Musieli wiedzieć o chorobie serca i najwyraźniej nie chcieli aresztować syna na jej oczach".

 

 

 

oserilhamtohti_400