Nowe zarzuty pół roku po aresztowaniu Khenpo Karmy Cełanga
Oser
Khenpo - czyli opat - Karma Cełang (w skrócie: Karce) został zatrzymany bladym świtem 7 grudnia 2013 roku w hotelu przy świątyni Wuhuo w Chengdu, w Sichuanie przez esbeków z Czamdo w Tybetańskim Regionie Autonomicznym (TRA), którzy przetrzymali go potem tydzień w swojej syczuańskiej delegaturze.
Duchownego zabrano z Chengdu 14 grudnia i osadzono na dziesięć dni w kwaterze głównej ubecji TRA w Czamdo. W wigilijny poranek zjawił się tam wynajęty przez krewnych Khenpo Karcego adwokat Tang Tianhao z kancelarii Xinyuanxing w Chongqingu i poprosił lokalną policję o umożliwienie - przewidzianego prawem - widzenia z klientem. Najpierw usłyszał, że nikogo takiego tam nie trzymają, potem, że sprawa dotyczy „bezpieczeństwa państwa". Wystąpił wtedy o przeniesienie podejrzanego do właściwego aresztu śledczego, przekazanie krewnym wymaganych dokumentów, przestrzeganie procedur podczas przesłuchań (czyli niestosowanie tortur), ujawnienie zarzutów i zgodę na rozmowę z klientem.
Rankiem 25 grudnia Karma Cełang został przewieziony do Aresztu Śledczego miasta Czamdo (dla potrzebujących telefon: 0895-4821803), na Blok D, do siedmioosobowej celi.
Dwa miesiące później, 25 lutego 2014 roku adwokat Tang Tianhao wrócił do Czamdo w sprawie Khenpo Karcego (reprezentował tam także innych Tybetańczyków) i po jednodniowych prawniczych przepychankach uzyskał wreszcie zgodę na widzenie z klientem.
Przy okazji okazało się, że policja nie mówi już o „bezpieczeństwie państwa", tylko „nielegalnym ukrywaniu" zbiegów - mnichów z klasztoru Karma w Czamdo. Obrońcy zarzuty wydały się dęte i bezpodstawne. Ponieważ Khenpo jest poważnie schorowany, poprosił o zwolnienie go za kaucją. Odpowiedziano mu, że w tej sprawie tak „poważnej" i godzącej bezpośrednio w „stabilizację" nie może być o tym mowy.
Po trzech miesiącach, 26 maja, adwokat znów wybrał się do Czamdo w sprawie Khenpo Karcego. Nie zdołał uzyskać zgody na widzenie, dowiedział się za to, że do „ukrywania" doszło „ujawnienie tajemnicy państwowej". Zwiększyło to zagrożenie dla stabilizacji do tego stopnia, że wykluczyło możliwość rozmowy z klientem.
Mówi się, że owa „tajemnica" to samospalenie (w grudniu 2011 roku) Tenzina Phuncoga, byłego mnicha klasztoru Karma. Ciekawa rzecz: policja z Czamdo, uważa, że Khenpo Karce powiadomił o nim świat, a władze Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, że nigdy do niego nie doszło (podobnie jak żadnego innego „samospalenia mieszkańca, mnicha lub mniszki" na ich terenie).
W każdym rejonie Tybetu komunistyczne władze chińskie ogłaszają nowe przepisy i kampanie „mocnego uderzenia" w krewnych, wioski i klasztory samospaleńców. Kiedy informacja o takim proteście zdoła przeniknąć wszystkie te ich zapory i mury, rozpoczynają polowanie na winnych i rzucają się na krewnych z kijem i marchewką, żeby sprawę wyciszyć albo zafałszować. Z doniesień niezależnych organizacji, diaspory i rządowych chińskich mediów wynika, że w związku z tybetańskimi samospaleniami aresztowano ponad dwieście i postawiono przed sądem co najmniej pięćdziesiąt osób. Wyroki wahały się od roku pozbawienia wolności do kary śmierci.
Wybitny, powszechnie szanowany mnich Khenpo Karma Cełang jest więziony od ponad pół roku. W tym czasie - poza jednym, krótkim spotkaniem z adwokatem - nie widział się z nikim bliskim, z żadnym krewnym ani współbratem. Przed zatrzymaniem chorował od lat na zapalenie wątroby, bronchit, gruźlicę i inne dolegliwości. Pobyt za kratami zdrowia mu z pewnością nie poprawił. Majstrowanie przy zarzutach każe się bać, że szykują mu drakoński wyrok - i apelować o zainteresowanie organizacji praw człowieka oraz światowych mediów.
7 czerwca 2014