Najmłodsi więźniowie polityczni Chin
strona główna

Teksty. Z perspektywy świata

 

Najmłodsi więźniowie polityczni Chin

Robert Barnett

Za górami, za lasami, w pewnym mieście uwięziono dwóch sześciolatków.
Jeden z nich ma być nowym wcieleniem mnicha, który żył w Tybecie w XI wieku.
Przywódcy wielkiego państwa grożą, że wtrącą do więzienia każdego,
kto opowie się za niewłaściwym chłopcem.
Tym miastem jest Pekin, wszystko to dzieje się dzisiaj i niezależnie od tego, jak się skończy –
ofiarami będą owe dzieci.

Gendun Czokji Nima urodził się w miasteczku Lhari w północnym Tybecie w kwietniu 1989 roku. Trzy miesiące wcześniej, w oddalonym o 500 kilometrów Szigace zmarł X Panczenlama, najwyższy przywódca duchowy, który pozostał w Tybecie. Rodzice Genduna, pracownicy lokalnego szpitala, musieli wiedzieć, że świadomość wielkiego lamy szuka po śmierci nowej formy, by kontynuować dzieło poprzednika: ich najstarszy syn został już uznany za inkarnację opata pobliskiego klasztoru Jarigang. Brzemienna kobieta mogła się wręcz o to modlić, mogła też powiedzieć odwiedzającym rodzinę lamom, że jej najmłodszy syn miał na ramionach przypominające pierścienie znamiona i że jego pierwsze słowa brzmiały: “Jestem Panczenem”.

Pięć lat później, gdy w Lhari pojawiła się grupa mnichów z klasztoru Panczenlamy w Szigace, przypomniano sobie o bliznach po kajdanach, które zostały poprzedniemu Panczenlamie z czasów rewolucji kulturalnej. Rozmyślano też o literach, jakie ukazały się Czadrelowi Rinpocze, przewodzącemu owej grupie opatowi Taszilhunpo, który w październiku zeszłego roku modlił się o znak, wizję nad brzegiem świętego jeziora Lhamo Lhaco.

W styczniu 1995 roku informacje te, mimo wyjątkowo srogiej zimy, przeniesiono w tajemnicy przez Himalaje i przekazano Dalajlamie. Leżała przed nim lista dwudziestu ośmiu kandydatów. Karteczki z ich imionami umieszczono w kulkach z ciasta, te zaś w specjalnym naczyniu, którym obracano, póki nie wypadła jedna z nich. Cały proces powtarzano trzykrotnie. Za każdym razem rezultat był taki sam. Dla Tybetańczyków oznaczało to, że Gendun Czokji Nima jest nowym Panczenlamą.

Jeśli ta część opowieści brzmi jak stara tybetańska baśń, reszta jest starą polityką partii komunistycznej. W sierpniu 1993 roku rząd ChRL polecił Czadrelowi Rinpocze przerwać, do tej pory oficjalne, kontakty z Dalajlamą. Kiedy 14 maja 1995 Dalajlama ogłosił, że Panczenlamą jest Gendun Czokji Nima, Chińczycy natychmiast zorientowali się, że wybrano kandydata Czadrela. Uznali, że ich oszukano. W końcu ich pretensje do Tybetu opierają się w znacznej mierze na traktacie z 1792 roku, który obiecywał im udział w procesie selekcji wielkich lamów.

Lhari otoczyło wojsko. Uprowadzono chłopca i jego rodzinę. Najpewniej do Pekinu. Od tego czasu nic nie wiadomo o ich losie. W klasztorze Taszilhunpo zjawiło się pięćdziesięciu partyjnych urzędników, którzy zaczęli reedukować mnichów. Do Szigace ściągnięto około pięciu tysięcy żołnierzy. Czadrel zniknął. O uwięzieniu tej “szumowiny buddyzmu” poinformowano w listopadzie. Dalajlama okazał się “jawnie antychińskim narzędziem”. Wszyscy Tybetańczycy piastujący jakiekolwiek stanowiska mieli się od niego odciąć. Zatrzymano 52 mnichów i świeckich, podejrzewanych o popieranie nowego Panczena. Dziennik Ludowy zajął się demaskowaniem chłopca (który “utopił kiedyś psa”), oraz jego “głodnych sławy i zysku” rodziców. Państwo chińskie mianowało innego sześciolatka, Gjalcena Norbu, jako prawdziwą inkarnację. Przewieziono go do bezpiecznego miejsca w Pekinie, gdyż grozi mu jakoby “zemsta”. I taka to właśnie bajka.