Symboliczne protesty w Czamdo
Mimo nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa i niemal nieuchronnego nieludzkiego traktowania po zatrzymaniu Tybetańczycy wciąż organizują indywidualne, symboliczne protesty, błyskawicznie i z reguły brutalnie tłumione przez chińskie służby bezpieczeństwa.
„Młody Tybetańczyk, student z centrum kształcenia nauczycieli w Dzogangu (chiń. Zuogang) w Czamdo (chiń. Changdu) został zatrzymany 28 czerwca w stolicy prefektury", mówi zastrzegające anonimowość tybetańskie źródło. Osiemnastoletni Lobsang Njandak wybrał się do miasta z kolegą i poprosił go, żeby wrócił do szkoły, bo on ma „coś do załatwienia". Kiedy został sam, chłopiec wyjął namalowany przez siebie transparent i tybetańską flagę i wszedł na rynek, skandując „Tybet jest niepodległy! Chiny precz z Tybetu!". „Szedł prosto na komisariat, wzywając Tybetańczyków, by poszli za nim". Świadkowie twierdzą, że został natychmiast zatrzymany.
Kiedy dowiedzieli się o tym koledzy, sześciu z nich udało się na komisariat. Policjanci kazali im wracać do szkoły, gdzie zaczęto organizować większy protest w obronie Lobsanga, lecz dyrektorowi udało się zapobiec eskalacji niepokojów.
Według innych źródeł 17 lipca na stadionie w Czamdo protestował samotnie Jonten Gjaco, czterdziestoletni mężczyzna z Dege w Khamie. „Biegł po bieżni, rozrzucając ulotki. Ludzie wiwatowali, zrobiło się zamieszanie. Ulotki były podpisane. Wzywał w nich do protestowania w obronie Tybetu. Na stadion wjechała na sygnale kolumna policyjnych samochodów. Doszło do szarpaniny. Ludzie płakali, biegali jak szaleni. W tym chaosie demonstrant zdołał uciec. W Czamdo wzmocniono posterunki na drogach, wszędzie roiło się od policji". Jontena Gjaco zatrzymano 21 lipca.
Następnego dnia „pewne incydenty" potwierdził funkcjonariusz policji z Czamdo. „Sprawcy byli nietutejsi. Obaj zostali zatrzymani".