Tybetańskie klasztory: więcej kontroli
W Labrangu, jednym z najważniejszych i największych tybetańskich klasztorów w prowincji Gansu, władze chińskie systematycznie wprowadzają nowe ograniczenia i restrykcje. „Z roku na rok trudniej nam praktykować i studiować Dharmę, nauki Buddy. Sytuacja nie ulega poprawie", powiedział RFA jeden z mnichów tego klasztoru.
Choć chińskie prawo gwarantuje wolność religii, władze zmuszają mnichów do lżenia Dalajlamy, duchowego przywódcy Tybetu, który żyje na wygnaniu. „To cios w samo serce naszego istnienia: więź z duchowym mistrzem. Każą mnichom i lamom znieważać i krytykować Jego Świątobliwość oraz uczestniczyć w programach edukacji politycznej. To nie wszystko, przychodzą do klasztoru, robią rewizje i konfiskują zdjęcia Jego Świątobliwości Dalajlamy. Odbierają nam tym samym wiarę i praktykę religii".
Labrang, w którym według oficjalnych danych żyje około 1300 mnichów, utrzymywał się niegdyś ze stad, łąk i lasów. Wszystko to „zostało skonfiskowane i przepadło" - dziś świątynia istnieje głównie dzięki datkom pielgrzymów i turystów.
W zgromadzeniach religijnych i modlitwach mogą uczestniczyć tylko oficjalnie zarejestrowani duchowni. I jedynie oni upoważnieni są do korzystania z datków. Inni pozbawieni są środków do życia i prawa do uczestniczenia w obrzędach.
„Trudno im się utrzymać - mówi źródło RFA. - Nie uzyskali zezwoleń, a często studiują tu od lat na własną rękę, daleko od domów i krewnych. Odcięcie od środków do życia oznacza kłopoty i nędzę. Nie mają ubrań ani żywności. I jest ich wielu. Często też zmuszają ich do powrotu do domu". Narzucane przez władze limity mają „negatywny wpływ" na ciągłość monastycznych studiów. „Mnisi zaliczają kolejne lata i przechodzą wyżej, ale na ich miejsce nie przychodzą nowi adepci. To bardzo groźne".
Władze lokalne odmawiają komentarzy.
Według Paula Nietupskiego, badacza religii azjatyckich z Uniwersytetu Johna Carrolla w Cleveland, założony w 1709 roku Labrang stał się „jednym z największych klasztorów na ziemiach tybetańskich. W zależności od pory roku i udzielanych tam nauk, w kompleksie przebywa od czterech do pięciu tysięcy mnichów. Pracowało tam i studiowało wielu z największych pisarzy i uczonych Tybetu".
Choć Labrang znajduje się w chińskiej prowincji Gansu, dla Nietupskiego jest „częścią Tybetu i zawsze nią był. Ta wyżyna należy przede wszystkim do koczowników. Problem z buddyzmem tybetańskim we wszystkich regionach Chin polega na tym, że ludzie czują się Tybetańczykami, a w oczach władz centralnych stanowi to zagrożenie".
Według opublikowanego przed kilkoma dniami raportu Departamentu Stanu USA chińscy urzędnicy „łączą klasztory buddyjskie z działalnością niepodległościową w tybetańskich regionach Chin. (...) W ciągu minionego roku stosowano tam represje, a poszanowanie władz dla wolności religii pozostawiało wiele do życzenia".