Noc płonącego śniegu
Namlo Jak
W naszych sercach
Ogień pożera wirujące płatki.
Płomień gdera na śnieg,
Ale i mruczy kołysankę.
Gdyby mógł się tu narodzić wielki syn poezji,
A dusza słonych łez wsączyć w moje trzewia,
Wywrzeszczałbym wam legendę o ogniu i śniegu.
Gdy ziąb i upał czeszą mi zawszoną kurtkę,
Powtarzam modlitwy przegranej wojny
Z latem, zimą, latem, zimą.
Pod pogardliwymi gwiazdami
I głupio uśmiechniętym księżycem
Brnę w upór samotności.
Kiedy noc przemyje mi oczy,
Mamże iść między słabych duchem
Słuchać ich mamrotów?
„Ciągle pada" - rzuca wtedy ogień.
„Wciąż się pali" - odpierają zaraz płatki.
Przekomarzaniom wtóruje drwiący śmiech nocy.
Podobnie, pstryk, działają ludzkie umysły,
Poezja zaś dręczy jak niemowlę.
Czy jego płacz zdoła zdmuchnąć śnieg,
Który spłonął tej nocy?
19 maja 1996 roku, więzienie Terlinkha w Qinghai.
Namlo Jak pochodzi z regionu Amdo, który przyłączono do chińskiej prowincji Qinghai. Po ukończeniu studiów podjął pracę w lokalnym Departamencie Oświaty. W 1993 roku aresztowano go (wraz z dwoma kolegami) i skazano za „prowadzenie działalności szpiegowskiej" oraz „założenie organizacji kontrrewolucyjnej". Wśród „wykradzionych" - zdaniem sądu - „tajemnic państwowych" były chińskie roczniki statystyczne. Namlo Jak odbywał karę w czterech różnych więzieniach. Wiersze pisał na pudełkach po papierosach przeszmuglowanym do celi wkładem do długopisu. Zwolniono go w listopadzie 1997 roku. Dwa lata później uciekł z Tybetu.