List do prezydenta Obamy
***
Podziwiana przez świat Ameryko,
najpotężniejszy kraju Zachodu,
wielki, pierwszy Czarny prezydencie,
Pańskie zwycięstwo poruszyło dosłownie wszystkich.
Rozpraszasz dym i wojenne chmury nad Irakiem,
chcesz zamknąć więzienie Guantanamo,
tyle robisz dla światowego pokoju,
że wyróżniono cię Nagrodą Nobla.
Odkąd przybyłeś do twierdzy Wschodu,
składając wizytę państwową w Chinach,
gdzie dłoń ściskają ci wszyscy wielcy i możni,
obywatele tacy jak ja nadstawiają z daleka ucha.
Jak rozumiem, sprowadza tu Pana
katastrofalny stan światowej gospodarki,
skomplikowane kwestie klimatyczne, surowce
oraz chęć poprawienia stosunków dwustronnych.
I może jedna, dwie sprawy polityczne,
problem gwałcenia wolności sumienia,
podniesione mimochodem,
żeby nie powiedzieli, że się o nie nie dba.
Nasz kraj stoi na fundamencie
odebrania ludziom prawa do udziału w sprawach publicznych,
i nikt nie ma tu w zwyczaju
mówić prawdy zagranicznym dygnitarzom.
Nigdy nie widziałem tego na własne oczy,
lecz słyszę z oddali,
że prawa człowieka gwarantuje prawo,
które odzwierciedla istotę ludzkiej godności.
Rząd rządzi w imieniu ludzi,
których równość jest sprawą oczywistą.
Pański kraj wyznaje te wspaniałe, liberalne zasady,
czy mógłby Pan powiedzieć choć słowo na ten temat?
Nakazy nieba są odbiciem ludzkich potrzeb,
a los człowieka spoczywa w jego własnych rękach,
ludzie mogą wierzyć i praktykować swą wiarę,
tolerancja i otwartość to znaki firmowe Pańskiej Ameryki.
Zjawiska duże i małe są przedmiotem badań,
o prawdzie rozstrzygają materialne dowody,
to fundament kultury naukowej,
czy mógłby Pan powiedzieć choć słowo na ten temat?
Ujarzmiając atom stworzyliście broń jądrową,
wasza technologia pozwala przemierzać galaktykę,
osiągnęliście wyżyny nauki,
czy mógłby Pan powiedzieć choć słowo na ten temat?
Ponoć edukacja zaczyna się w łonie matki,
ojcom nie wolno krzywdzić dzieci,
uczniowie mogą kwestionować słowa nauczycieli,
czy rzeczywiście istnieje gdzieś taki system oświaty?
Piszący do Pana prostaczek powiedział już za wiele,
niemniej pozwolę sobie jeszcze zapytać,
czy słyszał Pan kiedyś, żeby rząd rzucał czołgi
przeciw obywatelom, którzy zwracają się doń z wiarą i nadzieją?
Samotny, bez miejsca zwanego domem,
bosy, osiemdziesięcioletni już niemal mnich
składa ręce na piersi i szepce słowa modlitwy,
dostrzega Pan iskierkę nadziei w jego oczach?
Gdy kopie się rowy między nowymi a starymi ideami,
państwa zaczynają toczyć krwawe wojny, nieprawdaż?
A wie Pan, jak wygląda życie niewinnego dziecka
posadzonego na wysokim złotym tronie?
Mógłbym tak dalej,
ale nie chcę zabierać cennego czasu,
a i tak nie mogę otwarcie mówić prawdy,
bo się o siebie boję.
Celebracje w Wielkiej Hali Ludowej raczej nie zostawią Panu czasu
na odwiedzenie mojego skromnego namiotu z jaczej wełny.
Gdyby wpadł kiedyś Panu w ręce mój list,
proszę, modlę się, pomyśleć o cierpieniach prostych ludzi.
18 listopada 2009
Apel tybetańskiego blogera z okazji pierwszej wizyty prezydenta Baracka Obamy w Pekinie.