Protesty w Tybecie – dzień dwunasty
„Siedzę w domu, nie mogę skontaktować się z przyjaciółmi. Nie mam sygnału. Gdy dzwoni się do mnie, włącza się informacja, że mam wyłączony aparat, tyle że wcale go nie wyłączam", większość niezależnych informacji o sytuacji w Tybecie zaczyna napływać z co najmniej jednodniowym opóźnieniem.
Tybetańskie źródła donoszą o wczorajszych protestach:
W okręgu Serthar (chiń. Seda) prefektury Kardze (chiń. Ganzi) w Sichuanie nie zapobiegło im wprowadzenie nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa.
Pokojowa demonstracja w Cekhogu (chiń. Zeku), w prefekturze Malho (chiń. Huangnan) dwóch tysięcy mnichów i świeckich, którzy wzywają władze chińskie do rozpoczęcia rozmów z Jego Świątobliwością Dalajlamą i pokojowego rozwiązania problemu Tybetu oraz domagają się prawdziwej autonomii dla wszystkich ziem tybetańskich w granicach chińskiego państwa i umożliwienia Dalajlamie wizyty w tybetańskim Amdo.
Mieszkańcy prefektury Ngaba (chiń. Aba) twierdzą, że funkcjonariusze LPZ zastrzelili dwóch mnichów, którzy próbowali przedrzeć się przez policyjny kordon, strzegący klasztoru Kirti. Mówią też o „masakrze" podczas starć w okolicach tej świątyni.
W Juszu (chiń. Yushu), w prowincji Qinghai, około 400 uczniów zrywa i pali chińskie flagi. Protest pacyfikują służby bezpieczeństwa, grożąc otworzeniem ognia do dzieci.
Władze wydalają z Tybetu ostatnich dwóch zagranicznych dziennikarzy i zacieśniają kontrolę internetu.
Chiny po raz pierwszy przyznają, że policja strzelała do protestujących w Sichuanie. Według rządowej agencji Xinhua funkcjonariusze działali w obronie własnej, raniąc atakujących ich ludzi.
Władze chińskie twierdzą, że do tej pory w ręce policji „oddało się dobrowolnie 170" uczestników protestów. Po spacyfikowaniu Lhasy zaczynają się masowe aresztowania w pozostałych 20 okręgach, przez które przetoczyły się antychińskie manifestacje.
Według tybetańskich źródeł liczba zatrzymanych znacznie przekracza tysiąc; prócz tego krewni nie mogą się doliczyć kilkuset osób.
Tybetańczycy wołają do świata o pomoc dla Sertharu, gdzie, jak podają, pięć tysięcy żołnierzy LPZ zaatakowało Tybetańczyków - pokojowo - broniących narodowej flagi w Kego. Zabito i raniono ponad 20 osób. Policja ogłosiła wcześniej, że na rozkaz władz centralnych będzie strzelać do każdego, kto nie wykona polecenia funkcjonariuszy. Źródła tybetańskie ostrzegają, że do podobnej masakry może dojść w Nido w tym samym okręgu prowincji Sichuan.
Po dziesięciu dniach masowych protestów w prowincji Gansu, które kosztowały życie wielu Tybetańczyków, oraz ściągnięciu do regionu tysięcy żołnierzy, władze chińskie rozlepiają, odczytują przez megafony itd. wspólne obwieszczenie władz lokalnych, Pośredniego Sądu Ludowego, Prokuratury Ludowej i Biura Bezpieczeństwa Publicznego prefektury Kanlho (chiń. Gannan), które wzywają „przestępców", biorących udział w protestach do oddania się w ręce policji do północy 25 marca. Służby bezpieczeństwa prowadzą już jednak systematyczne rewizje i aresztowania w całym regionie.
Brytyjski wywiad - podaje kanadyjski serwis informacyjny - potwierdza oskarżenia Tybetańczyków: pierwsze rozruchy w Lhasie zostały celowo sprowokowane przez przebranych za mnichów agentów chińskiej Ludowej Policji Zbrojnej.
Nancy Pelosi, przewodnicząca amerykańskiej Izby Reprezentantów, składa wizytę w Dharamsali, siedzibie Dalajlamy i Centralnej Administracji Tybetańskiej w Indiach, wzywając społeczność międzynarodową do potępienia chińskich rządów w Tybecie oraz nowej fali krwawych represji. Prezydent Lech Kaczyński wyraża „wielki smutek i zaniepokojenie" wydarzeniami w Tybecie, podpisując się jednocześnie pod deklaracją Prezydencji Europejskiej z 17 marca.