Największe zagrożenie dla Chin
strona główna

Teksty. Z perspektywy Chińczyków

 

Największe zagrożenie dla Chin

Sun Liping

 

Twierdzę, że największym zagrożeniem dla Chin nie są niepokoje społeczne, a społeczny rozkład. Przedstawiwszy tę wstępną hipotezę, zapraszam zainteresowanych przyjaciół do konstruktywnej dyskusji.

 

1. Czyżbyśmy niepokoili się sprawami drugorzędnymi? Wielu obawia się dziś konfliktów, konfrontacji, masowych wystąpień i tak dalej. Kryje się za tym strach przed poważnymi niepokojami społecznymi. Ja sądzę jednak, że nie one są największym zagrożeniem dla Chin, tylko społeczny rozkład.

 

2. Niepokoje społeczne to poważne konflikty, które stanowią zagrożenie dla fundamentów systemu politycznego, podczas gdy rozkład oznacza obumieranie komórek, składających się na organizm społeczny. Pozostając przy metaforze medycznej, zamieszanie jest dla społeczeństwa tym, co rana dla zdrowego ciała, natomiast rozkład równa się śmierci tkanek i życiowych funkcji. Lepiej zjawisko to mogą nam pomóc zrozumieć „społeczna erozja" Fei Xiaotonga czy, bodaj celniej, „polityczna niemoc" Samuela Huntingtona, choć różnią się one nieco od pojęcia proponowanego przeze mnie.

 

3. Przeciwieństwem zamieszania jest stabilizacja społeczna, a rozkładu - zdrowie. Należy je odróżniać, aczkolwiek są z sobą skoligacone. Rzecz w tym, że niewłaściwa diagnoza pierwszego może stanowić przeszkodę dla skutecznego leczenia drugiego. Posłużmy się kolejną analogią medyczną: człowiek chory na raka wymaga operacji, lekarz wyklucza jednak zabieg, ponieważ pacjent ma problemy z sercem. W rzeczywistości nie są one jednak poważne - i tak błędna diagnoza opóźnia leczenie prawdziwej dolegliwości. Podobnie skuteczną interwencję w sprawie rozkładu społecznego blokuje często strach przed zachwianiem stabilizacji, co tylko zaognia faktyczny problem.

 

4. W ostatnich artykułach przekonywałem, że prawdopodobieństwo wybuchu niepokojów społecznych na ogromną skalę jest w Chinach niewielkie mimo licznych, często poważnych, konfliktów. Piszę i mówię o tym od dziesięciu lat. Wyolbrzymiając problem destabilizacji, zaczęliśmy ponad wszystko cenić równowagę, czyniąc z niej cel ostateczny, któremu musi ustąpić wszystko inne. Zaniedbaliśmy w ten sposób wiele rzeczy, które należało uczynić. W tak wielkim kraju trudno liczyć na absolutny spokój. Przy populacji miliarda trzystu milionów ludzi problemy i katastrofy są po prostu nieuniknione i, jeśli się ich szuka, z łatwością zawsze znajdzie się elementy niestabilne. Co więcej, zerwana z postronka władza bezustannie wywołuje kłopoty. Weźmy niedawny tak zwany „incydent w Dejiangu", którego przyczyną był absurdalny, urzędniczy zakaz dorocznego festynu. Kluczem jest to, jak patrzymy na problemy. Elementy niestabilne znajdziemy w każdym państwie na świecie, niemniej tylko w Chinach ukuto slogan „stabilizacja ponad wszystko" i powołano „Komitet Strzeżenia Stabilizacji".

 

5. W ostatnich latach zjawisko społecznego rozkładu bardzo przybrało na sile. Jego głównym symptomem jest władza, która nie podlega żadnej kontroli, pozostając, mimo położenia podwalin rynku, kręgosłupem naszego społeczeństwa. Korupcja stanowi jedynie zewnętrzną manifestację tego stanu rzeczy. Kiedy mówię, że władza wyrwała się spod kontroli, stwierdzam, że stała się siłą, która nie podlega żadnym zewnętrznym ani wewnętrznym ograniczeniom, co nadwątliło autorytet rządu centralnego. Od kilku lat powiada się, że inicjatywy polityczne nie są w stanie przebić się za mury [pekińskiego kompleksu] Zhongnanhai. Władzy administracji lokalnej i przeróżnych departamentów nie kontrolują i nie równoważą żadne oddolne ani odgórne siły, co oznacza osłabienie pozycji rządu państwa. Urzędnicy nie wypełniają swoich obowiązków, podporządkowując interes rządu - o społeczeństwie nie wspominając - własnym priorytetom zachowania stołków lub uzyskania awansu. Korupcja wymknęła się spod kontroli i stała nieuleczalną chorobą tego układu.

 

6. Rozkład dotknął wszystkie aspekty życia społecznego. Funkcjonowaniem urzędników i zwykłych obywateli zaczęły rządzić niepisane zasady. Doskonałą analizę tego zjawiska przedstawił Wu Si. Społeczeństwo straciło moralność, znikła etyka społeczna, potężne grupy interesu nie mają żadnych skrupułów, co poważnie podkopuje poczucie przyzwoitości i sprawiedliwości. Nagminnie depce się etykę zawodową. System przepływu informacji został spaczony. Fałszowanie danych statystycznych doprowadziło do instytucjonalnego zakłamania rzeczywistości. Jak mówi mądrość ludowa: „wiejscy urzędnicy okłamują miastowych, ci okręgowych - i tak rzeka oszustw płynie aż do rady państwa". Jest to niestety o wiele prawdziwsze od rządowych danych.

 

7. Gwałtownie słabnie poczucie przynależności i spoistości społecznej. Państwo straciło miliardy w pożarze gmachu publicznej CCTV, lecz wypadek ubawił wielu użytkowników internetu. Nie było żadnych oznak żalu ani smutku, tylko niewysłowiona radość. Niektórzy twierdzą, że to dowód ludzkiej obojętności, inni powiadają, że dla naszego narodu nie ma już ratunku, i pytają, czy do szyderców dociera, iż ogień strawił ich udziały, ponieważ ta telewizja jest własnością państwa. Pamiętam, jak przechodnie płakali na ulicach po wielkim pożarze w Shenyangu w latach osiemdziesiątych, nie można więc twierdzić, że Chińczycy są źli z natury. W czym zatem tkwi prawdziwy problem? Ludzie stracili poczucie przynależności do społeczeństwa. Płakali po Shenyangu, gdyż czuli, że spłonęło coś, co należało do „nich", podczas gdy przy telewizji cieszyli się wyparowania miliardów, ponieważ i tak przeżarliby je urzędnicy. Niektórzy powiadali nawet, że szkoda im wody zmarnowanej na gaszenie ognia, bo kraj cierpi z powodu suszy. Takie słowa odzwierciedlają poczucie wyobcowania i przeświadczenie, że ten kapitał należy do „nich", nie do „nas". Owa alienacja psychologiczna stanowi wyraz strukturalnego wyobcowania.

 

8. Społeczeństwo zatraciło zdolność myślenia długoterminowego. Grupa interesu, która zrodziła się z mariażu władzy i pieniędzy, jest skupiona wyłącznie na teraźniejszości. Nie ma ona ani poczucia odpowiedzialności wobec następnych pokoleń właściwego dawnym cesarzom, ani dystansu i transcendencji wpisanych w ducha arystokracji. Nasze społeczeństwo lubi wyolbrzymiać problemy krótkoterminowe i ignorować długofalowe. Reagujemy nerwowo na kłopot przed nosem, ale nie umiemy dostrzec spraw, które odbiją się na naszych dzieciach. Innymi słowy, instytucjonalnie upijamy się, ilekroć pod ręką znajdzie się flaszka. Odebraliśmy zdolności reprodukcyjne środowisku i bogactwom naturalnym. W nieskończoność odwlekamy reformy systemowe. W ciągu dziesięciu lat Handan miał siedmiu burmistrzów; krajowa średnia piastowania tego stanowiska to nieco ponad półtora roku, a nowa administracja potrzebuje przecież okresu przejściowego i czasu na wychowanie następców... Urzędnicy dbają jedynie o własną władzę i krótkowzroczne interesy. Na prawdziwe problemy nie starcza im czasu.

 

9. Dlaczego nasza walka z korupcją nie przynosi rezultatów? Posiadacze nabytych przywilejów ważą argumenty: co jest groźniejsze - korupcja czy instytucjonalne (w ostatnich dekadach co najwyżej pobieżne i ceremonialne, w myśl zasady „zabić kurę, żeby przestraszyć małpę") mechanizmy jej zwalczania? Choć wiele osób doskonale wie, jak skutecznie walczyć z przekupstwem, nie zamierza tego robić, ponieważ zinstytucjonalizowanie niezbędnych mechanizmów stanowiłoby realne zagrożenie dla przywódców.

 

10. Ochrona takich przywilejów jest niezwykle pracochłonna, niemniej nasze społeczeństwo zainwestowało w nią mnóstwo energii i środków. W tym celu rząd musiał przede wszystkim ograniczyć wolność słowa. Pomyślmy tylko, ile nas to kosztowało? Za wszelką cenę trzeba też było wystrzegać się demokracji. Zastanówmy się, proszę, ile zainwestowaliśmy w jej omijanie? Ile trzeba było w tym celu wyprodukować wykrętów i teorii? Strzegąc nabytych przywilejów władzy musieliśmy uciszać słuszne pretensje opinii publicznej, co wywoływało niezliczone masowe protesty. Ile energii pochłonęło ich tłumienie? Z tego samego powodu baliśmy się sięgnąć po sprawdzone gdzie indziej mechanizmy walki z korupcją, uciekając się do topornych i bezużytecznych metod właściwych epoce mobilizacji mas. Pytam, ile nas to kosztowało? Pamiętajcie przy tym, że bardzo trudno maksymalizować urzędnicze zyski, dbając jednocześnie o normalne funkcjonowanie społeczeństwa. Stworzyliśmy więc system wycieńczający. Wielu administratorów jest zwyczajnie wyczerpanych dźwiganym na barkach brzemieniem psychologicznym. Co więcej, kiedyś przyjdzie nam zapłacić wysoką cenę za strzeżenie nabytych przywilejów. Dlaczego, na przykład, tak zajadle krytykujemy uniwersalne wartości? Co w nich budzi nasze oburzenie? Cóż, jedynie demokracja i wolność, bowiem zagrażają one interesom, o których mówimy. Ponieważ otwarte krytykowanie tych dwóch nie wygląda najlepiej w telewizji, rząd wziął się za „uniwersalne wartości". W epoce duchowej i etycznej próżni, gdy przedmiotem ataków politycznych stają się nawet fundamentalne wartości, strach myśleć o spustoszeniach, jakie dokonują się w moralności publicznej. Rząd musi to jednak robić, żeby ochraniać swoje przywileje.

 

11. Fundamentalną przyczyną rozkładu społecznego jest mariaż władzy politycznej z kapitalizmem. Wielu uważało kiedyś władzę i rynek za dwie różne rzeczy, lecz jak widać, w Chinach trzymają się one za ręce. Zeszły się niczym para, o której związku nikt by nawet nie pomyślał. I dobrze im z sobą. Wydawało się nam, że gospodarka rynkowa będzie ograniczać władzę. Okazało się jednak, że dzięki urynkowieniu to właśnie władza zyskała wartość i nową przestrzeń. Rynek jest rynkiem, w którym wielką rolę odgrywa władza. Władza jest władzą na rynku. Oto nasz problem. Nabyte interesy grupowe zrodzone ze związku władzy z rynkiem zrażają, o czym mówię od kilku lat, społeczeństwo, które, podzielone i psychologicznie wyalienowane, zaczyna patrzeć na świat w kategoriach „my" kontra „oni".

 

12. Jak powinni zachować się intelektualiści w obliczu unii władzy i pieniądza? Musimy uporządkować jedno i drugie, przecinając, co najistotniejsze, więzi między nimi. Mao Yushi powiedział niedawno, że nie wolno pozwolić bogatym na sprawowanie władzy, a przywódcom na gromadzenie pieniędzy. Przedstawiam podobne postulaty. Kluczowym problemem jest mariaż władzy i bogactwa. Wygląda to tak: rząd i bogactwo, pozornie niedobrana para, zawarły małżeństwo i żyje się im świetnie. Lewicowi i prawicowi uczeni spierają się na ten temat. Jedni powiadają, że mąż jest dobry, ale żona zła. Według innych, trudno zarzucić coś żonie, za to mężowi bardzo wiele. Dyskusjom nie ma końca, lecz nikt zdaje się nie dostrzegać szczęścia tego stadła.

 

13. Ponieważ uruchomiliśmy najróżniejsze mechanizmy „strzeżenia stabilizacji", nie jesteśmy w stanie przeprowadzić reform, które uzdrowiłyby społeczeństwo, pogłębiając tym samym jego rozkład. Takimi metodami można leczyć niepokoje, ale nie uwiąd społeczny. Kiedy odsunięto od władzy prezydenta Filipin, amerykańska gazeta spekulowała, że trzeba będzie stulecia, by mieszkańcy tego kraju otrząsnęli się ze zgubnych skutków korupcji. Gdy staje się ona stylem życia i nie ma w niej nic nagannego, gdy każdy na nią narzeka, jednocześnie jej pożądając, społeczeństwo pogrąża się w otchłani. Historia dowiedzie, że „stabilizacja" nie jest ponad wszystkim. Więcej, wszystko może zniszczyć, dusząc w zarodku wszelkie próby uzdrowienia kraju.

 

14. Związek władzy z pieniędzmi oraz zrodzona z niego korupcja głęboko spaczyły rozwój społeczny Chin. W zeszłym roku obchodziliśmy trzydziestą rocznicę reform. To była dobra okazja do poddania ich szczegółowej analizie, ale zaprzepaszczono ją żałosnymi peanami i frazesami. Straciliśmy więc odwagę i zdolność obserwowania rzeczywistości - oraz prowadzenia reform, które stały się czymś na kształt drapieżnej wojny o bogactwo. Nie ma już dla nich żadnego konsensusu ani nawet motywacji. Dlaczego? Ponieważ podporządkowano je ochronie nabytych przywilejów i nawet najśmielej myślący reformatorzy nie są w stanie zerwać tych kajdan. Innymi słowy, powstał mechanizm wypaczania polityki reform i choćby najsensowniejsze z nich nic nie zmieniają.

 

15. W rzeczy samej chińskie reformy nie są tak dobre, jak sądzą jedni, ani tak złe, jak uważają inni. Nigdy nie zgadzałem się z tezą, że rozwój ekonomiczny i podniesienie stopy życiowej zawdzięczamy wyłącznie reformie. Gospodarka rozwijałaby się i bez niej, o ile nie przeszkodziłyby w tym katastrofy naturalne lub wywołane przez człowieka. Niektórzy trąbią o sukcesie, porównując obecne warunki życiowe do sytuacji sprzed trzech dekad. Prawdę powiedziawszy, poza postępem technicznym kluczowym czynnikiem jest tu zmniejszenie przyrostu naturalnego i średniej wielkości rodziny. Spróbujmy sobie wyobrazić, jak by się nam wiodło, gdyby każda para w mieście miała troje dzieci. Nie bagatelizuję znaczenia reform, ale apeluję o racjonalną perspektywę. Prawdziwą wartością i celem jest przeobrażenie zdeformowanego, wykoślawionego społeczeństwa chińskiego w normalne i wprowadzenie go w główny nurt cywilizacji, w której gospodarka rynkowa stanowi jedynie określoną część. Ten proces pozostaje daleki od zakończenia, wydaje się wręcz, że w ostatnich latach posuwaliśmy się wstecz.

 

16. Chińska polityka reform miała wady wrodzone. Możemy spojrzeć na nowo na niektóre problemy, jeśli wrócimy do źródeł procesu przemian. Nie rozpoczęliśmy reform, ponieważ „gospodarka kraju znalazła się na skraju przepaści", lecz za sprawą wspólnego działania różnych sił, takich jak powszechne pragnienie podwyższenia stopy życiowej, marzenia intelektualistów o zmianie status quo i, co jeszcze ważniejsze, ambicji tych, którzy utracili władzę w czasie rewolucji kulturalnej. Do ostatniej kategorii należały dwie grupy. Jedna chciała powrotu do sytuacji sprzed rewolucji, druga - nowej cywilizacji, i to właśnie ona stała za przemianami początku lat osiemdziesiątych, przekonana o swojej słuszności, bowiem zostawiała za sobą niedorzeczną epokę rewolucji kulturalnej. Z owego przeświadczenia zrodziła się oświecona atmosfera tamtej dekady, niemniej pozory otwarcia skrywały fundamentalną słabość reformy: brak determinacji w walce o nową cywilizację i nowe wartości.

 

17. I tak „utrzymywanie stabilizacji" stało się narzędziem strzeżenia struktury nabytych przywilejów.

 

 

 

28 lutego 2009

 

 

 


 

Sun Liping jest profesorem wydziału socjologii Uniwersytetu Tsinghua (i promotorem doktoratu obecnego wiceprezydenta ChRL Xi Jinpinga). „Największe zagrożenie" wywołało gorącą dyskusję w chińskiej blogosferze.