Setki Tybetańczyków protestują w Lhasie
Chińska policja zatrzymała co najmniej jedną osobę, gdy setki Tybetańczyków złamały zakaz władz, biorąc udział w rytuale palenia kadzidła. „W ceremonii przy moście Kuru, która miała związek z rytuałami w intencji długiego życia Jego Świątobliwości Dalajlamy, chciało wziąć udział jakieś 500 osób - twierdzi źródło RFA. - W każdą środę odprawiamy tam sangsol [ceremonię przywoływania bóstw opiekuńczych], ale 14 marca było jak nigdy. Do wszystkich świątyń stały kolejki. Władze nie zezwalają Tybetańczykom na masowe wspólne modły i palenie kadzidła, ale tego dnia zebrały się tłumy. 14 marca tybetańska administracja i społeczność emigracyjna zorganizowały wielkie rytualne ofiarowanie w intencji długiego życia Jego Świątobliwości, a rząd wezwał wszystkich Tybetańczyków, starych i młodych, do uczczenia tego dnia dobrymi uczynkami".
„Wkroczyli funkcjonariusze chińskiej służby bezpieczeństwa, żeby zapobiec zgromadzeniu. Zatrzymali kobietę z Kham Dzomda (chiń. Jiangda) w prefekturze Czamdo (chiń. Changdu). Miała koło czterdziestu lat. Rzucili się też na sześćdziesięcioletnią staruszkę" - mówi inne źródło. Nie wiadomo, co stało się z tymi kobietami.
Most Kuru prowadzi do Bumpa Ri (Wzgórza Wazy) w południowo-wschodnim kwartale Lhasy. Bumpa Ri jest jednym z najwyższych wzniesień w okolicy; ludzie wspinają się na nie, żeby się modlić i palić kadzidło. Środa uchodzi za pomyślny dzień Dalajlamy, więc tybetańscy buddyści w Tybecie i poza jego granicami zwyczajowo składają tego dnia ofiarę z kadzidła. W środę 14 marca na Bumpa Ri od świtu wędrowały tłumy. Rankiem - nim wkroczyły służby bezpieczeństwa - z miasta było widać nad wzgórzem chmurę dymu.
„W klasztorze Tengjeling w sercu Lhasy zebrał się taki tłum, że ludzie się niemal tratowali - opowiada świadek. - Niemal nie było widać posągów. Setki Tybetańczyków składały ofiary dakiniom [opiekunkom nauk buddyjskich] w każdej świątyni. Palono maślane lampki i kupowano kadzidła. Normalnie paczka kosztuje yuana, ale tego dnia brali trzy. W Dżokhangu [lhaskiej „katedrze"] były nieprawdopodobne tłumy".
„Zwykle Tybetańczycy palą kadzidła i inne rytualne substancje przed Dżokhangiem, świątynią Palden Lhamo i w Nangce Szar, w centrum Lhasy". Według kolejnego źródła wszystkie tybetańskie sklepy w tej okolicy były zamknięte. „Otwarte mieli tylko chińscy muzułmanie. Słyszałem, że pracownikom państwowym i uczniom zabroniono uczestniczyć w modlitwach i paleniu kadzidła. Nam, zwykłym ludziom, nie mówili nic. Ja wyszedłem bardzo wcześnie".
W ciągu dnia na ulicach Lhasy „pojawiły się setki policjantów. W tym tłumie funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa trudno się było poruszać po mieście". RFA nie udało się dodzwonić do lhaskiej komendy policji w godzinach pracy.