Wołanie do włodarzy świata
Mnisi klasztoru Kirti
Do wszystkich obdarzonych współczuciem, do pracujących dla innych, gdziekolwiek są na tej planecie, do współczujących istot zrodzonych z łona matek, oraz do czcigodnych mnichów, którzy nadają życiu sens. Do wszystkich państw rozwiniętych, do szacownych ośrodków wiedzy, do każdego, kto rozumie prawo przyczyny i skutku oraz szanuje wiarę religijną - wysłuchajcie głosu płynącego prosto z serca.
12 maja 2008 roku o godzinie 14:28 trzęsienie ziemi w Sichuanie zabrało dziesiątki tysięcy ludzkich istnień, pogrążając w żałobie i bólu miliony innych. Uwięzieni pod ruinami domów wołali o pomoc przez telefony komórkowe. Wciąż nie wiadomo, czy zginęli, czy udało się ich ocalić. W okręgu Lunggu zniszczone są wszystkie drogi; można tam dotrzeć tylko samolotem lub śmigłowcem. Patrząc na te straszliwe obrazy, błagam o wszelką pomoc dla potrzebujących.
Proszę, pozwólcie zrobić wszystko dla zmarłych, by przeszli przez śmierć bez lęku, nie zaznali cierpienia w następnym żywocie i odrodzili się w krainach pokoju oraz dostatku. Tych zaś, których opuścili, trzeba wyzwolić z rozpaczy, opatrzyć i pomóc zapomnieć o smutku, aby mogli wrócić do szczęśliwego życia.
Lama Congkhapa uczy: „Obym, wolny od nienawiści, wybaczył i mówił tylko dobrze o wszystkich, którzy mnie znieważają i opowiadają wkoło o mych niecnych uczynkach".
Jeśli to możliwe, odprawcie stosowne ceremonie. Jeśli nie, powtarzajcie chociaż mantrę Om Mani Padme Hum w intencji zabitych i rannych.
Jak osiągnąć prawdziwą wolność, łagodny klimat, dostatek, szczęście, jak wyplenić choroby, wojny, susze i inne katastrofy? Powinni o tym dyskutować wszyscy uczeni i światowi przywódcy. A wszyscy duchowni żarliwie się modlić.
Oto posłanie trzech tysięcy mnichów klasztoru Kirti w południowym Amdo spisane 15 maja 2008 roku w nadziei, że zechcą je usłyszeć włodarze tego świata.
I jeszcze:
Buddyzm to pomaganie innym bez czynienia żadnych rozróżnień. Jako uczniowie Buddy nie sprzeniewierzamy się tej nauce w żadnych okolicznościach. Postępujemy więc tak i teraz.
Od 10 marca mieszkańcy wszystkich trzech tradycyjnych prowincji Tybetu protestują przeciwko chińskim władzom. Komunistyczna Partia Chin rzuciła specjalne oddziały, uznając każdego Tybetańczyka, zwłaszcza mnicha, za bandytę. Dochodziło do potwornych mordów i okrutnego bicia, nieznośnych dla serc i oczu. Chińczykom, którzy byli nam sąsiadami od tysięcy lat, pokazywano niewinnych Tybetańczyków jako kryminalistów. Sprawiło to, że patrzą dziś na nas, zwłaszcza na duchownych, jak na wrogów. Powtarzamy więc z całą mocą: nie protestujemy przeciwko Chińczykom, tylko polityce rządu Chin wobec Tybetu.
Każdy wie, że niezależnie od tego, jak rozstrzygnie się problem Tybetu, będziemy żyli obok siebie. Wyrażamy przeto nadzieję, że stosunki między naszymi narodami ulegną poprawie.