Kolejne niepokoje w Czamdo
Niezależne źródła informują o eskalacji niepokojów we wschodniej części Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, gdzie według policji skazano pięć kolejnych osób za udział w protestach. „Tybetańczycy zrobili się bardzo agresywni. Nie mieliśmy wyboru i musieliśmy podjąć stanowcze kroki - powiedział zastrzegający anonimowości funkcjonariusz z Czamdo (chiń. Changdu). - Trzeba było rozprawić się z protestującymi w okręgu Dzomda (chiń. Jiangda)". W tym tygodniu pięciu Tybetańczyków skazano na kary dwóch i pół roku ciężkich robót za pobicie sołtysa: „Wielu atakuje tu urzędników, ale ta sprawa była poważniejsza".
Po zeszłorocznych protestach, które zaczęły się w Lhasie i szybko objęły inne regiony, władze wprowadziły nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, utrudniające zdobycie wiarygodnych informacji z pierwszej ręki. Tybetańscy uchodźcy, powołujący się na źródła w Czamdo, twierdzą, że 13 czerwca chińscy urzędnicy próbowali przeprowadzić kampanię „edukacji patriotycznej" w sześciu klasztorach okręgu Dzomda. W jednym z nich, Njedo, zatrzymali trzech mnichów i pracownika świeckiego, których przewieziono do lokalnego aresztu. Wkrótce potem ich uwolnienia domagał się tłum mieszkańców dziewięciu okolicznych wiosek. Protest rozbiło kilkuset funkcjonariuszy policji, którzy użyli gazu łzawiącego. Wielu demonstrantów straciło przytomność i zostało przewiezionych do szpitala. „Jeden, Kelsang, który służył w chińskiej armii i mówi po mandaryńsku, podbiegł i próbował prosić, żeby przestali używać gazu. Został pobity".
Później chińscy urzędnicy i tybetańscy przywódcy wynegocjowali zwolnienie mnichów.
Wielu duchownych opuszcza klasztory, żeby nie brać udziału w „edukacji patriotycznej", która sprowadza się do krytykowania Dalajlamy i tybetańskiego rządu na wychodźstwie. Władze postawiły świątyniom ultimatum - jeśli do 18 czerwca, przed kamerą, mnisi nie poddadzą krytyce Dalajlamy, „klasztory zostaną zamknięte, a ich rezydenci zatrzymani i wywiezieni".