Wydalenie mnichów
Władze chińskie od lat mianują w tybetańskich klasztorach urzędników, których zadaniem jest monitorowanie i kontrolowanie duchownych.
Lobsang Tenzin i Thupten Njima, którzy dotarli do Nepalu w marcu, opisali TCHRD sytuację w swojej świątyni:
„W lhaskim klasztorze Ramocze mieszka dwóch urzędników przysłanych przez Biuro ds. Religii. Choć mnisi wybierają swoich przełożonych, nie mają oni wpływu na funkcjonowanie klasztoru. Mianowani przez władze urzędnicy zwołują w klasztorze wiece i prowadzą polityczną kampanię edukacyjną pod hasłem »kochaj swój kraj, kochaj swoją religię«.
Kandydaci na mnichów zdają egzaminy. Nie sprawdza się jednak ich wiedzy duchowej, lecz ideologiczną, by upewnić się, że są wierni Komunistycznej Partii Chin. Osoby, które nie zdadzą egzaminu z lojalności politycznej, są odprawiane z kwitkiem.
W 2004 roku dla klasztoru zgłosiło się około 70 kandydatów. Wydano im kwestionariusz z pytaniami typu: »Czy uważasz, że należy rozprawić się z grupami separatystycznymi? Jak twoim zdaniem można osiągnąć solidarność macierzy? Czy klasztor powinien utrzymywać się sam, czy też liczyć na datki ludu?«. Na pytania odpowiedziało tylko 24 duchownych. Pozostali nie udzielili żadnej odpowiedzi i zostali automatycznie zdyskwalifikowani.
Wybrani przez duchownych przełożeni, Jesze Lodo i Drakpa Gjalcen, zwrócili się do władz o zgodę na przyjęcie wszystkich kandydatów. Próbowali tłumaczyć urzędnikom, że o wstąpieniu do klasztoru nie powinny decydować testy polityczne, czym wywołali ich wściekłość.
Następnego dnia zwołano na wiec 115 mnichów klasztoru. Urzędnicy ogłosili, że wybrani przez duchownych przełożeni zostaną wydaleni, ponieważ zakłócają pracę administracyjną świątyni. Obaj relegowani, trzydziestokilkuletni mnisi, żyli w Ramocze od lat.
Wielu Tybetańczyków pragnie poświęcić się zakonnemu życiu, ale urzędnicy państwowi burzą spokój klasztorów. Każdemu, kto naruszy narzucane przez władze zasady lub ośmieli się dać wyraz swoim myślom, grozi wydalenie, a nawet aresztowanie.