Punkt zwrotny w historii Tybetu
strona główna

Teksty. Z perspektywy Tybetańczyków

 

Punkt zwrotny w historii Tybetu

Lodi Gjalcen Gjari

 

Od kilku tygodni na Płaskowyżu Tybetańskim trwa pokoleniowe powstanie przeciwko brutalnej polityce chińskich władz. Na bezprecedensowe represje, ledwie kilka miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie, patrzy cały świat.

 

Jako główny negocjator Jego Świątobliwości Dalajlamy, prowadzący rozmowy z chińskimi przywódcami od 2002 roku, bałem się, że może dojść do takich wydarzeń, choć nikt, biorąc pod uwagę stopień chińskiej kontroli, nie mógł spodziewać się protestów na taką skalę. Podczas sześciu rund rozmów z przedstawicielami chińskiego rządu nieraz podkreślałem, że naszym zdaniem polityka Pekinu zapędza Tybetańczyków do narożnika. Zdawaliśmy sobie sprawę, że obowiązująca strategia twardej ręki, w połączeniu z zalewem chińskich imigrantów i, przede wszystkim, ostatnimi atakami władz na Dalajlamę, doprowadza Tybetańczyków do kresu wytrzymałości.

 

Pekin musi wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za tragiczną sytuację w Tybecie. Wszelkie próby obarczania winą za tę katastrofę Jego Świątobliwości Dalajlamy nie zwiodą społeczności międzynarodowej, która zna go doskonale. Nasiona wrogości między Chińczykami a Tybetańczykami, które władze chińskie zasiewają wybiórczym informowaniem o tym kryzysie, napawają nas najgłębszym niepokojem. Kreowany w ten sposób konflikt może ciągnąć się przez całe pokolenia i narazić na szwank stosunki między naszymi społecznościami.

 

Apel Dalajlamy o niezależne dochodzenie w sprawie niepokojów w Tybecie powinien spotkać się z uznaniem, gdyż pomoże nam poznać prawdę i odbudować relacje między Tybetańczykami a innymi nacjami. Będziemy o to zabiegać wszelkimi możliwymi środkami.

 

Obecna sytuacja dowodzi słuszności wołania Jego Świątobliwości Dalajlamy o pochylenie się nad aspiracjami wszystkich Tybetańczyków tak w dzisiejszym Tybetańskim Regionie Autonomicznym, jak w tybetańskich regionach prowincji Qinghai, Gansu, Sichuan i Yunnan. Obecne okoliczności przydają znaczenia ustanowieniu jednej administracji dla wszystkich Tybetańczyków, gdyż naszym zdaniem tylko w ten sposób zapewnimy im prawdziwą autonomię.

 

Protesty naszych rodaków nie są rezultatem li tylko ostatnich lat chińskiej polityki twardej ręki, lecz pięciu dekad rządów Pekinu w Tybecie. Sam zasięg wystąpień - od pastwisk Amdo i Khamu po trzy największe klasztory Lhasy - woła najgłośniej o poważne potraktowanie pretensji wszystkich Tybetańczyków.

 

Ostatnie wydarzenia zadają kłam chińskim oskarżeniom i dowodzą, że diaspora nie inspiruje wydarzeń w Tybecie, lecz wsłuchuje się w głos naszych braci w ojczyźnie. Do tej pory o zmiany najgłośniej wołali uchodźcy, gdyż mieszkańców Tybetu skutecznie kneblowały represje. Teraz jednak jest dokładnie odwrotnie. Oddaję hołd odwadze rodaków, którzy ryzykując życiem i wolnością obnażyli fiasko polityki Chin w Tybecie oraz dali wyraz naszej tożsamości i wspólnym dążeniom wszystkich Tybetańczyków.

 

Nawet w tak tragicznych okolicznościach Jego Świątobliwość podkreśla wierność idei Drogi Środka i niestosowaniu przemocy. Oraz powiada, że Tybetańczycy i Chińczycy nie tylko nie powinni tracić nadziei, lecz wykorzystać ten kryzys do pracy nad obopólnie korzystnym rozwiązaniem, które przyniesie Tybetowi spokój i stabilizację. Pozostaniemy wierni tym zasadom.

 

Usłyszeliśmy słowa premiera Wen Jiabao, że kanały komunikacyjne pozostaną otwarte, o ile tylko Dalajlama odrzuci „niepodległość" i „przemoc". Gordon Brown powiedział właśnie na forum brytyjskiego parlamentu, że społeczność międzynarodowa wie doskonale, iż Dalajlama szuka rozwiązania w granicach chińskiego państwa i prawa. Niestosowanie przemocy pozostaje aksjomatem, szkoda więc o tym mówić.

 

Biorąc pod uwagę skalę represji i niemal codzienne protesty w Tybecie, nikt nie udaje, że następna runda rozmów z przywódcami chińskimi, gdyby doszło do niej teraz, wyglądałaby jak poprzednie. Jestem przekonany, że nawet nasi chińscy partnerzy przyznają, że zanim zaczniemy mówić o przyszłości, trzeba rozwiązać obecny kryzys w wielu regionach Tybetu. Rządy, które zachęcają dziś obie strony do dialogu, powinny apelować teraz do chińskich przywódców o deklarację wierności temu procesowi.

 

Jesteśmy poruszeni głosami chińskich intelektualistów, którzy z niebywałą odwagą recenzowali reakcje Pekinu na sytuację w Tybecie. Ci, których stać na dalekowzroczność, rozumieją, że jesteśmy w punkcie zwrotnym i że Dalajlama ma do odegrania rolę historyczną. Przed prezydentem Hu Jintao otwiera się natomiast bezprecedensowa sposobność odegrania roli bardziej przystającej do wizerunku nowego mocarstwa, które zabiega o szacunek społeczności międzynarodowej, niż jego dotychczasowe, mroczne tybetańskie dziedzictwo.

 

Ciemne interesy różnych grup zdążyły już doprowadzić do upadku wielu chińskich przywódców. Dziś lepiej więc wsłuchać się w trzeźwe apele z Chin o rewizję polityki państwa w Tybecie. Świat patrzy.

 

 

 

 

3 kwietnia 2008 

 

 

Lodi Gjalcen Gjari - Specjalny Wysłannik Jego Świątobliwości Dalajlamy, główny negocjator strony tybetańskiej w rozmowach z Pekinem.