„Reedukacja” pielgrzymów
Tybetańczycy, którzy w zeszłym miesiącu uczestniczyli w abhiszece Kalaczakry, wielkim rytuale buddyjskim odprawianym w Indiach przez Dalajlamę, są w Tybecie zatrzymywani i przesłuchiwani. Władze chińskie pozwalają im wrócić do domów i bliskich dopiero po przejściu „reedukacji politycznej". Mieszkańców ziem nienależących do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA) pakuje się do pociągów i wywozi.
Najpierw władze chińskie niespodziewanie zezwoliły dziewięciu tysiącom Tybetańczyków wyjechać do Indii na dziesięciodniową ceremonię religijną, którą Dalajlama odprawił w styczniu w Bodh Gai. „Jednak od dwóch tygodni - twierdzi zastrzegający anonimowość uchodźca, powołujący się na źródła w Tybecie - chińska policja wyłapuje i przesłuchuje pielgrzymów z Khamu i Amdo. Chcą wiedzieć, jakie miejsca odwiedzali w Indiach, co mówił Dalajlama, z kim się spotykali, co wiedzą o planach tybetańskiego rządu emigracyjnego. Najwięcej uwagi poświęcają młodym ludziom". [Wielu osobom skonfiskowano paszporty.]
Pielgrzymów wracających do kraju przez przejście graniczne w Dramie przewieziono do Szigace (chiń. Rigaze), a potem zapakowano do pociągów, każąc wracać prosto do domów. „W normalnych okolicznościach zostaliby w Lhasie, żeby odwiedzić stołeczne świątynie i sanktuaria buddyjskie, ale zmusili ich do wyjazdu". Grupę mieszkańców Amdo 2 lutego wsadzono do pociągu do Lanzhou, stolicy prowincji Gansu. „Żaden nie wiedział, co zamierzają tam z nimi zrobić". Mieszkańców TRA przed zwolnieniem poddaje się dodatkowo „reedukacji politycznej". „Urzędnicy lokalni - mówi inne źródło - skontaktowali się z krewnymi tych, którzy wyjechali do Indii, i kazali zameldować o ich powrocie".
Według Robbiego Barnetta z Uniwersytetu Columbia to zwykła strategia władz, „które wydają zgodę (na przykład na wyjazd do Indii), ponieważ nie mają wątpliwości, że poradzą sobie z konsekwencjami. Tak właśnie według nich działa państwo: pozwala ludziom na coś, a potem ich sprawdza".
„Pielgrzymów z Szigace, Lhoki (chiń. Shannan) i Lhasy przewożą do aresztu śledczego Cal Gunghtang. Tam są przesłuchiwani i reedukowani".
„Zeszłej nocy chińska policja trzykrotnie przeszukiwała wszystkie tybetańskie domy w naszym kwartale - napisał na blogu mieszkaniec Lhasy. - Najbardziej czepiają się ludzi, którzy wrócili z Indii. Nękają ich bez przerwy i przepytują".
„Lokalne media nie wspominają też słowem o protestach we wschodnim Tybecie - w których według diaspory zginęło co najmniej sześć osób. - Nie mamy żadnej komunikacji z Khamem i Amdo. Boimy się, że Chińczycy pacyfikują tam naszych".