Samospalenie znanego lamy, protest Tybetańczyków w Darlagu
W Darlagu (chiń. Dari) podpalił się i zginął na miejscu znany lama Sopa Rinpocze. Setki rozwścieczonych Tybetańczyków odebrały ciało zmarłego policji i przeszły z nim w procesji ulicami miasta.
Czterdziestodwuletni mnich (znany też jako Sonam Łangjal) dokonał samospalenia 8 stycznia przed komisariatem w Darlagu, w prefekturze Golog (chiń. Guoluo) prowincji Qinghai. Według świadków wołał o wolność Tybetu i długie życie Jego Świątobliwości Dalajlamy.
Sopa - który nosił tytuł „Rinpocze", oznaczający inkarnowanego lamę lub słynnego nauczyciela - prowadził dom starców i sierociniec. Nikt spośród czternaściorga mnichów, mniszek i byłych duchownych, którzy podpalili się w Tybecie od marca zeszłego roku, nie stał tak wysoko w tybetańskiej hierarchii społecznej.
Przed rozpoczęciem dramatycznego protestu wspiął się na wzgórze, na którym modlił się, palił w ofierze kadzidło i rozrzucił ulotki, mówiące, że nie czyni tego „dla własnej chwały, lecz dla Tybetu i szczęścia Tybetańczyków".
„Napisał, że »Tybetańczycy nie powinni tracić ducha. Bez wątpienia nadejdzie dzień szczęścia. Tybetańczycy nie mogą zbaczać ze swej ścieżki, aby Jego Świątobliwość Dalajlama żył długo«", mówi zastrzegające anonimowość lokalne źródło. Ubrany w żółtą szatę wyświęconego mnicha, podpalił się o szóstej rano „po wypiciu nafty i oblaniu się nią". „Jego ciało eksplodowało, szczątki zebrała policja".
Przed komisariatem zebrały się setki Tybetańczyków, żądając wydania zwłok. „Kiedy im odmówiono, wybili okna i wyważyli drzwi", mówi inne źródło.
W końcu policjanci skapitulowali i oddali szczątki protestującym, którzy ponieśli je w procesji ulicami miasta. „Nienaruszona była tylko głowa i klatka piersiowa, pozostałe części ciała rozerwane na strzępy", mówi jeden ze świadków.
W okolicy natychmiast pojawiły się plakaty sławiące czyn lamy - „Sopa Rinpocze poświęcił się dla wolności i pokoju Tybetu" - i wzywające do bojkotu chińskich produktów. Władze ściągają do Darlagu dodatkowe siły policyjne ze stolicy prefektury, Gologu. Tybetańczycy planują wspólne modły w intencji zmarłego i spodziewają się na nich ponad dwóch tysięcy osób. „Trudno się teraz tam dodzwonić", twierdzi Tybetańczyk z regionu.
Dwa dni wcześniej podpaliło się dwóch mnichów w Ngabie (chiń. Aba), w Sichuanie. Według lokalnego źródła nazywali się Tenji i Cultrim - i obaj zginęli. Władze nie wydały zwłok krewnym.