Opowieść tybetańska
Su Huai-czung
Cz’en Tzy-huang znienacka został wyrwany ze wspomnień, gdyż nagle spoza jodeł wyskoczył jakiś człowiek i zastąpił mu wąską ścieżkę, która wiodła przez las. Był to bosy, dobrze zbudowany, ale bardzo wychudzony Tybetańczyk. Sterczące żebra wyraźnie rysowały się na jego nagich piersiach. W biodrach przepasany był kawałkiem starej, cuchnącej skóry baraniej. Nie sposób było określić jego wieku, gdyż jego tępa twarz była równie jak ramiona opalona i brudna. Wpadnięte oczy bezmyślnie zatrzymały się na Cz’en Tzy-huangu. Spojrzenie to było tępe, ale zarazem przejmujące grozą. W żylastej dłoni Tybetańczyk zaciskał rękojeść sztyletu...
Cz’en Tzy-huang machinalnie sięgnął do pasa. Nie ma! Odchodząc z wojska zdał broń wraz z emblematami wojskowymi, które nosił na czapce i bluzie. Pod pachami wystąpił mu zimny pot. Niewiele myśląc krzyknął z wściekłością:
- Co robisz! Czego chcesz?!
Ale ów człowiek nic nie odpowiedział. Powolnym ruchem wyjął sztylet z pochwy...
Fragment “Opowieści tybetańskiej” pióra Su Huai-czunga w przekładzie Romana Sławińskiego, Książka i Wiedza 1961