Marsz mnichów w prowincji Qinghai
Ponad stu mnichów klasztoru Lucang w okręgu Mangra (chiń. Guinan) prefektury Colho (chiń. Hainan) rozpoczęło Nowy Rok kalendarza tybetańskiego pokojowym marszem. „Pierwszego dnia Losaru, 25 lutego, mnisi zorganizowali marsz protestacyjny - mówi zastrzegający anonimowość mieszkaniec regionu. - Przed siedzibą władz okręgu przekazali urzędnikom listę swoich żądań". Informator wiedział tylko, że mówiły one o „tożsamości i aspiracjach Tybetańczyków", oraz podkreślał pokojowy charakter wystąpienia.
Tybetańczycy gremialnie zrezygnowali z tradycyjnych obchodów noworocznych na znak pamięci o zabitych i uwięzionych uczestnikach zeszłorocznych masowych protestów przeciwko chińskim rządom.
Były mnich klasztoru Lucang, obecnie uchodźca, powołując się na źródła z Mangry, twierdzi, że duchowni zbierali się w małych grupkach i rozpoczęli marsz o szóstej trzydzieści rano. „Od ołtarza Lhamo Jogdzin do centrum miasta jest jakieś półtora kilometra. Mnisi mieli dwa żądania i dwa życzenia. Po pierwsze, władze chińskie muszą zrozumieć aspiracje i poglądy młodego pokolenia Tybetańczyków. Po drugie, przyjąć do wiadomości, że bojkot Losaru ma jeszcze większą skalę niż zeszłoroczne protesty. Po trzecie, dedykowali swoje wystąpienie wszystkim rodakom na całym świecie i, po czwarte, modlili się o spełnienie ich pragnień".
Duchowni nieśli zapalone świece. Według innego byłego mnicha rozeszli się po trzydziestu minutach na prośbę lokalnych przywódców i starszych klasztoru. Dwa dni później, 27 lutego, Biuro Bezpieczeństwa Publicznego obwieściło, że liderzy marszu mają się oddać w ręce chińskich władz, grożąc „surowymi konsekwencjami" tym, którzy tego nie zrobią.
„Właśnie się dowiedziałem, że klasztor został otoczony przez kordon funkcjonariuszy Ludowej Policji Zbrojnej. Nikt nie może wejść do świątyni ani jej opuścić". Urzędnicy okręgowego Biura Bezpieczeństwa Publicznego nie odbierają telefonów.