Dlaczego kalon tipa zapomniał odczytać jedno imię?
Oser
Na zakończenie czwartego dnia nauk stanowiących część abhiszeki Kalaczakry wygłosił przemówienie nowo wybrany tybetański premier, czyli kalon tipa. Chcę mu podziękować za to, że mówił o tragicznych samospaleniach w Tybecie, i za odczytanie imion (oraz wieku) tych, którzy stracili życie lub odnieśli rany w tak dramatycznych okolicznościach. Smutek malujący się na twarzy Jego Świątobliwości Dalajlamy musiał wstrząsnąć każdym, kto go widział. W tej bardzo ważnej chwili kalon tipa zapomniał przecież o pierwszym samospaleniu, którego dokonano w Tybecie w 2009 roku, i nie wymienił jednego imienia.
W związku z tym mam do kalona tipy proste pytanie: dlaczego?
Nie wiedział? W listopadzie zeszłego roku pojechał do Europy, gdzie zdawał relację z sytuacji w Tybecie. Wyliczając przypadki samospaleń również nie wspomniał o pierwszym z nich. Przypomniałam wtedy na swoim blogu, że dokonał go 27 lutego 2009 roku dwudziestoletni Tabu, mnich klasztoru Kirti w Ngabie, w Amdo. Proszę nie przeoczać jego ofiary. Kiedy stał w płomieniach, został postrzelony w nogi, okaleczony na zawsze przez paramilitarną policję partii komunistycznej. Do dziś nikt nie wie, gdzie go trzymają, do dziś nie wiadomo nawet, czy na pewno żyje - a ja proszę o nim nie zapominać!
Znajomy Tybetańczyk żyjący w wolnym kraju powiedział mi wtedy, że przekazał moje słowa kalonowi i że ten już o nich wiedział. Zrobiło mi się raźniej i pomyślałam, że naprawi swój błąd - w końcu sam powtarzał, iż samospalenia to nie „tylko kolejne liczby", lecz stojące za każdą z nich ludzkie życie. Tym bardziej rozczarował wszystkich, odczytując w tak ważnym dla nas miejscu jedynie imiona z 2011 roku. Sprytny. W ten sposób mógł znów pominąć Tabu, nie narażając się na zarzut przeoczenia - w końcu liczba zeszłorocznych samospaleń faktycznie się zgadzała. Ale czy w ten sposób sam nie sprowadza wszystkiego właśnie do kolejnych numerów, zmieniając w nie Tybetańczyków, którzy wydali się na pastwę płomieniom?
Chcę spytać, dlaczego kalon tipa uparł się przy wymazaniu ze swojej listy pierwszego samospalenia? Czy Tabu nie poświęcił życia dla Tybetu? Nie był pierwszym z piętnaściorga Tybetańczyków, którzy jak dotąd złożyli tę ofiarę? Nie miał matki, ojca, sąsiadów z rodzinnej wioski, współbraci z klasztoru czekających na wyczytanie jego imienia podczas wielkiej uroczystości religijnej odprawianej przez Jego Świątobliwość Dalajlamę? Na okazanie mu szacunku i słowo modlitwy, na jakie zasłużył? Dla kalona tipy odczytanie z kartki imienia i wieku tego mnicha oznaczałoby fatygę kilku poruszeń ustami, tymczasem dla tamtych ludzi byłoby świadectwem pamięci i należnym hołdem. A więc pytam, pytam i jeszcze raz pytam, dlaczego kalon pożałował marnych trzech słów na krzyż, będących dla najbliższych znakiem, że ich chłopiec nie został zapomniany?
Przychodzi mi do głowy tylko jedno wytłumaczenie: trzy lata to zamierzchła przeszłość. Lecz czy czas musi oznaczać wymazanie wspomnień i czci? Jeśli taki okres to dobry powód do usunięcia choćby wzmianki o niewyobrażalnej ofierze, na co zasługuje dziś bohaterstwo męczenników, którzy składali się na ołtarzu narodu przez ponad pół wieku? Czy oni wszyscy też mają zniknąć z naszych serc jak smuga kadzidlanego dymu?
A może kalon tipa potrzebuje osi czasu dla swoich statystyk i od tej chwili zaczniemy mówić tylko o, jak na razie, trzech samospaleniach „w roku kalendarzowym 2012", bez potrzeby wspominania o dwunastu z poprzedniego?
Tak czy owak - jeśli kalon tipa nadal będzie zapominać o Tabu, ja będę krzyczeć o nim tylko głośniej. Póki pamięci nie stanie się zadość.
I dlatego naszym obowiązkiem jest pamiętać również, że Tybetańczycy żyją też poza granicami ojczyzny i że w 1998 roku dokonał samospalenia w Indiach sześćdziesięcioletni Thupten Ngodup, a w zeszłym roku mnich Butuk i świecki Szerab Cedor odnieśli poparzenia w Katmandu i w Delhi.
7-9 stycznia 2012